Rodział 20

654 44 8
                                    

Rozdział 20

 

“Żadna wielka miłość nie umiera do końca.

Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc,

ale ona jest sprytniejsza-wie, jak przeżyć.

Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy już cholernie pewni, że umarła, albo, że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertami innych spraw.“

~  Jonathan Carroll

„Poza ciszą”

Brzdęk szklanki uderzającej o blat przerwał wszystkie rozmowy toczące się przy stoliku w jadalni. Poczułam na sobie zaciekawione spojrzenia przyjaciół oraz lekko spanikowany głos Sofii, która zaczęła delikatnie potrząsać moim ramieniem. Wszystko to jednak przyćmiewał gniew gotujący się w moich żyłach. Wściekłe spojrzenie utkwiłam w wyświetlaczu komórki, na którym niczym jarzący się neon widniały słowa napisane przez moją matkę.

W chwili, gdy ekran zgasł, Sofia wzięła ode mnie telefon i odczytała wiadomość. Jedno jej współczujące spojrzenie wystarczyło, bym oprzytomniała i zaczęła trzeźwo myśleć o tym, co powinnam teraz zrobić. Nie odzywając się choćby słowem wyrwałam przyjaciółce moją komórkę, po czym pobiegłam do gabinetu dyrektorki, dowiedzieć się czy cokolwiek o tym wiedziała.

Wchodząc po schodach miałam w planach wejść do gabinetu bez pukania i od razu wyłożyć kawę na ławę, jednak, kiedy stanęłam już przed drzwiami cała moja brawura mnie opuściła. Po wzięciu głębokiego oddechu stanowczo zastukałam w drewno i dopiero po usłyszeniu zaproszenia weszłam do środka.

- Dzień dobry, moja droga. – jak nigdy, dziś radosny głos Salieri mnie rozłościł, aż niemal zazgrzytałam zębami.

- Tak, wprost fantastyczny, psze pani. – sarknęłam podchodząc do jej biurka        i zaczynając bębnić paznokciami o idealnie wypolerowaną powierzchnię. – Wiedziała może pani o tym, że moja matka wybiera się, wraz z Allenem, w odwiedziny? Bo ja, na przykład, dowiedziałam się dosłownie przez chwilą po przez bardzo rozwlekły sms, brzmiący : Zobaczymy się za parę godzin. Mama i Ryan. Wyobraża sobie pani?! Ot tak, po prostu postanowili przyjechać nic nie wyjaśniając, tylko wrzucając mnie i Doriana na głęboką wodę! No, chyba że Dorian coś wiedział, akurat ostatnio zbytnio się nie widujemy, nawet posiłki jada z nowo przybyłą paczką… - pod koniec już sama nie wiedziałam czy rozmawiam z panią Lavinią, czy też głośno wypowiadam swoje myśli, których nie dopuszczałam do siebie od nieomal trzech tygodni. Teraz za to czułam, jakby cała moja kontrola nad tym została przerwana, a siły, które zebrałam od tego czasu najzwyczajniej ze mnie wyparowały. Nie mogłam do siebie dopuścić tej słabości, na osobiste dramaty przyjdzie czas po bitwie, kiedy wszystko się uspokoi, teraz należy się zając innymi, bardziej naglącymi sprawami. – W każdym razie, czy wiedziała pani coś o tej, jakże oczekiwanej przeze mnie, wizycie? – już po wyrazie twarzy pani Salieri i jej smutnym spojrzeniu wiedziałam, iż była we wszystko wtajemniczona dużo wcześniej, aniżeli ja. Sama nie wiem dlaczego, ale byłam coraz bardziej wściekła. Czy to frustracja wywołana sprawą z Dorianem, moją bezsilnością w związku z nadchodzącą bitwą i niemocą powstrzymania czyjeś śmierci, a może to nagłe zainteresowanie mojej matki moją osobą, którą przez tak długi czas niemal całkowicie ignorowała? Chyba powinnam napisać swój portret psychologiczny, tak miałabym czarno na białym wypisane moje paranoje oraz słabości, których lista zapewne sięgała od sufitu do podłogi.

Trujące WizjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz