Rozdział 2

51 4 2
                                    

Po dwóch tygodniach pobytu w domu Kate czuła się już wiele lepiej. Veronica, póki co, zrezygnowała z przyjazdu do niej, więc dziewczyna pomagała w obowiązkach, kiedy rodzice wychodzili do pracy, robiła sobie wycieczki po okolicy i okazjonalnie sprzeczała się z siostrą. W ciągu dnia nie można było dostrzec na jej twarzy smutku, jedynie radość i zadowolenie z domieszką sentymentu. Jedynie wieczorami, gdy dzielna Lukrecja dolatywała po swojej dalekosiężnej wyprawie, zasiadała przy biurku w swoim pokoju i drżącymi rękoma wyjmowała list z koperty. Nawet prześwietne magiczne sowy potrzebowały niemal trzech dni na pokonanie tej odległości, dzięki czemu Kate mogła zawsze przespać dwie noce i dopiero trzeciego wieczoru być ukołysaną przez własną tęsknotę lub łzy.

W tym tygodniu Gryfonka postanowiła sprawdzić się w sztuce pieczenia. Codziennie w kuchni Eatonów powstawały inne słodkie wypieki – wyrośnięte lukrowane babki, drożdżówki z mnóstwem słodkich sezonowych owoców czy ociekające czekoladą muffinki. W czwartkowe popołudnie wszystko czekało już równiutko ułożone, czekając na przybycie domowników.

-Och, Kate, ja nie wiem czy my się wkrótce nie przejemy – rzuciła na przywitanie mama, po raz kolejny będąc od progu ogarnięta kuszącym zapachem.

-Wiesz, że musimy jeść też coś prócz cukru, siostro? – droczyła się Justine, która nie czekając na resztę, wsunęła sobie już kawałek do buzi.

-Ale oczywiście nie narzekamy – mrugnął do niej tata.

Cały wieczór przesiedzieli przy stole, racząc się nawzajem opowieściami z całego roku. Trudno by było nadrobić taki ogrom czasu w kilka godzin. Nagle jednak ich cowieczorne spotkanie zostało przerwane przez bardzo głośne stukanie w szybę. Z początku rodzina zlękła się, jednak po odsłonięciu firanek okazało się, że to tylko ptak. Mama odetchnęła z ulgą, a tata próbował go przepędzić.

-No już, zmiataj stąd – machał na niego ręką, jednak ten ani drgnął.

-Nie! Czekaj! – zawołała Kate do ojca i podbiegła, żeby otworzyć okno. Mina ptaka wyrażała, że jego duma została urażona, jednak dało się to naprawić kilkoma przysmakami. – Pamiętacie jak mówiłam wam, że w naszym świecie funkcjonuje poczta sowia? To właśnie to.

Podczas gdy jej rodzina zastanawiała się głośno jak to możliwe, że sowy i gołębie da się tak wytresować, Gryfonka przyjrzała się posłańcowi. Naturalnie nie była to Lukrecja, czas od wysłania był jeszcze za krótki na odpowiedź od Ruperta. Tej mogła się spodziewać najszybciej jutro. Tymczasem wyniosły ptak o dumnej postawie, stojący na środku stołu w jej jadalni i łaskawie pozwalający się oglądać, wyglądał na bardzo kosztownego i arystokratycznego. Czyżby było to upomnienie z Ministerstwa Magii? Przecież nie użyła magii ani razu, znała zasady.

Sowa nie czekała aż Kate dokończy swoje domysły. Podfrunęła i zrzuciła w jej ręce gustowną kopertę. Następnie napiła się jeszcze wody z jej szklanki i tyle ją widzieli. Czarodziejka przeczytała napisy z wierzchu koperty. Widniał tam jej dokładny adres, choć zwykle przy sowiej poczcie wystarczy podać tylko imię i nazwisko. Gdy ją odwróciła, uległa jeszcze większemu zdziwieniu. Zapisane tam były dane nadawcy starannie wykaligrafowane precyzyjną ręką.

Rupert William Charles Cavendish, 1. Markiz Hartington

Chatsworth House, Derby

Kate zgadła, że za nazwiskiem tego jegomościa umieszczono jego tytuł szlachecki i to tym bardziej upewniło ją w przekonaniu, że nikogo takiego nie zna. Postanowiła jednak zajrzeć do środka i w otoczeniu ciekawskich spojrzeń, otworzyła list.

Chatsworth House, 14.07.2018

Najdroższa Kate,

Domyślam się, że jesteś niezmiernie zaskoczona czytając ten list. Być może domyśliłaś się, że ja, Twój Rupert, jestem jego nadawcą. Mogło Cię oczywiście zmylić inne nazwisko (przykro mi, że je przed Tobą zataiłem) czy też moje pismo, ale od dzieciństwa uczono mnie kaligrafii i właśnie tak powinienem pisać oficjalne listy. Sprawy w moim życiu podczas ostatnich tygodni niezwykle się skomplikowały i choć nie dawałem tego po sobie poznać, teraz muszę Ci to wyznać. Jestem Ci winien całą prawdę.

Nie możemy dalej ciągnąć naszego związku w kłamstwach, a w każdym razie nie znając prawdy o sobie nawzajem. Dlatego postanowiłem przyjechać do Twojego domu i wszystko ujawnić.

Z pewnością zauważyłaś, że sowa, którą wysłałem, nie jest Lukrecją. Cóż, nie da się pomylić czarnej sowy z inną. Potrzebowałem szybko się z Tobą skontaktować, aby wiadomość nadeszła do Ciebie przede mną, a taką prędkość oferują tylko te ekskluzywne okazy. Prawdopodobnie stawię się na Twoim progu już z samego rana.

Jak dobrze wiesz, wariowałem tak z tęsknoty, jak i z samego faktu kontaktowania się listownie z moją damą. Chciałem, żeby słowa były idealne i zdarzało mi się wyrzucać kilka arkuszy kartek przed wysłaniem prawidłowego tekstu. Teraz jednak nie będzie dla mnie taryfy ulgowej. Wiedz, że mnie zmieniłaś, co nie uszło uwadze moich rodziców i z czego są bardzo radzi. Mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się wysłowić aby przekazać Ci to, co trzeba, a potem wspólnie będziemy mogli podjąć decyzję jak ma wyglądać mój (czy też nasz) następny krok.

Wyczekuj mnie, kochana

Twój Rupert

Kate nie miała bladego pojęcia co oznaczają enigmatyczne słowa jej chłopaka. Czytała raz po raz od nowa, ale nic to nie dawało. I tak nie mogła wyciągnąć sensu z tego tekstu. Zazwyczaj listy Ruperta White'a były słodkie, romantyczne i niewinne. Jak bardzo ten się od nich różnił...

Po przeczytaniu słów rodzinie i zapewnieniu ich, że nic jej nie jest, Kate udała się do łóżka. Była w takim szoku, że niewiele czasu zajęło jej aby odpłynąć w sen ku kolejnemu dniu, w którym to miała spotkać się z tajemniczym panem Cavendish'em.

Debiutantka //świat hogwartowej magii i arystokracji angielskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz