Rozdział 3

52 3 8
                                    

Pierwszą myślą dziewczyny po przebudzeniu było to, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Nie wiedziała skąd wziął się ten buntowniczy nastrój, gdyż rzadko dotąd czegoś takiego doświadczała, ale tym razem zdecydowanie nie miała ochoty na dziecinne gierki. Rupert albo sobie z nią pogrywał, za co miała prawo się gniewać, albo też to, co mówił było prawdą i przez cały ten czas coś przed nią ukrywał. A wtedy miała prawo być wściekła.

Postanowiła jednak nie igrać z losem, bo rzeczywiście istniały pewne szanse, że zaraz do jej domu wpadną goście. Pozwoliła sobie na ładną odświętną sukienkę i ulubione śniadanie aby zajeść stres. Następnie usiadła na kanapie, z której roztaczał się widok na sąsiednie domy za oknem i czekała.

Justine była pierwsza, która podbiegła do drzwi. Po cichu liczyła, że list okaże się być poważny. Nie chciała oczywiście, aby jej siostra cierpiała przez rewelacje, które miałby ujawnić jej chłopak. Jej intencją było szczęście Kate. Jeśli musieli przedyskutować w swoim związku jakieś kwestie, aby mógł potem funkcjonować lepiej, to była jak najbardziej za. Tak więc w pierwszym momencie poczuła wielką ulgę, gdy otwierając drzwi wejściowe ujrzała młodzieńca w wieku jej siostry. Kim mógł być jak nie tym owianym tajemnicą Rupertem? Potem jednak nadszedł szok i zdumienie na widok jego eleganckiej postawy i oficjalnego munduru. Twarz miał bardzo dziecięcą, w czym nie pomagał bałagan z kręconych włosów na jego głowie. Jednak ubranie przywodziło na myśl oficera lub księcia.

Chłopak skłonił się uprzejmie pierwszej osobie, która przywitała go w tym domu, a następnie rodzicom stojącym w głębi. Nim Justine zamknęła drzwi, do środka wślizgnęło się jeszcze dwóch starszych rosłych facetów ubranych dla odmiany w proste zwykłe czarne garnitury.

„Ochroniarze" – przemknęło przez jej myśli.

Rupert tym czasem zdążył zbliżyć się już do Kate i, niestety zgodnie z jego przewidywaniami, dziewczyna nie żywiła entuzjazmu na jego widok. Gryfonka całą sobą wyrywała się w duszy, żeby go objąć i pocałować, gdy tylko ujrzała jego niewinną i lekko zagubioną minę, jednak jej racjonalna strona trzymała ją w ryzach. Najpierw wysłucha co winowajca ma do powiedzenia. Zapowiadało się na to, że będzie mogła zrealizować swój plan obejmujący wielkie złoszczenie się.

-Cześć, Kate – uśmiechnął się niemrawo po czym nachylił się do niej. Dziewczyna oczywiście nie miała ochoty na całusy i odwróciła głowę w bok, więc tylko cmoknął ją w policzek. Potem uniósł wzrok na bardzo zaintrygowaną rodzinę i westchnął. – Niezwykle miło mi was poznać, państwo Eaton, ale czy moglibyśmy zostać na trochę sami?

Rodzina Kate, nie zmieniając wyrazu twarzy, zeszła im z pola widzenia, jednak zatrzymali się tuż za ścianą, co pozwalało im nadal słyszeć każde słowo. Ochroniarze naturalnie pozostali nieruchomi na swoich miejscach pod ścianą.

Rupert jeszcze raz westchnął ciężko i usiadł na fotelu obok kanapy, którą zajmowała Kate, odchylając przy tym klapy munduru i odrzucając pochwę z szablą do tyłu. Naturalnie nie musiał się tak ubierać, gdy chciał pozostać nierozpoznany a szczególnie, gdy czekała go długa podróż, jednak chciał się Kate pokazać w całym swoim książęcym rynsztunku. Wiedział, że to na co się zdecydował jest słuszne, a mimo to w gardle ciążyła mu wielka gula, którą próbował przełknąć już od kilku godzin.

-Kate... pewnie zaintrygował cię mój list... – zaczął bez namysłu, jednak dziewczyna szybko mu przerwała.

-Jak się nazywasz, Rupercie White? – spytała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

-Rupert William Charles Cavendish – odpowiedział tonem dumnym, jednak bardzo cichym.

-Kim jesteś? – spytała Kate, która mimo udawania obojętnej, starała się nie rozpłakać.

-Jestem pierwszym markizem Hartington – odpowiedział tym samym tonem. – Co oznacza także, że jestem synem księcia księstwa Devonshire i że sam nim zostanę po jego śmierci.

-Domyślam się, że... że to w Anglii? W mugolskim królestwie? – upewniła się Kate łamiącym się głosem.

Rupert tylko pokiwał głową. Mimo wszystkich przygotowań do tej rozmowy i wszystkich ćwiczeń, które sam sobie organizował, prawdziwy strach i wstyd oszołomił go i zablokował gardło. Starał się postępować śladem ojca. „Pamiętaj synu, nie wstydź się nigdy tego, kim jesteś. Łączysz dwa światy, podchodź do tego z dumą." Teraz nie dość, że zawiódł tatę, to i swoją dziewczynę.

Kate natomiast zmusiła się, by spojrzeć w jego przepełnione smutkiem i poczuciem winy, przesłonięte okularami oczy. Była inteligentną osobę i oczywiście zdążyła już połączyć fakty. Nie potrzebowała całego wywodu, na który najwyraźniej nie potrafił się zdobyć. Rupert właśnie oznajmił jej, że jest synem angielskiego księcia. Zapewne obejmuje któreś miejsce w kolejce do tronu. Na potwierdzenie tej tożsamości miała za sobą dwóch ochroniarzy i mundur arystokraty na jego wysokim i chudym ciele. Jej racjonalna strona podpowiadała jej żeby krzyczeć, walić pięściami, wyrażać swoje niezadowolenie w jakikolwiek sposób. Jednak ta wewnętrzna Kate, zakochana w chłopaku, który łaził za nią w szkolnej bibliotece, który czasem wylewał z siebie potok słów, którego nie mógł zakończyć, który przyszykował jej kartki na każdy dzień przerwy świątecznej, bo wiedział, że nie może wrócić do swojego domu... Ta wewnętrzna Kate nie chciała już nic więcej słyszeć, tylko wtulić się w jego tors i trochę popłakać. I ta Kate wygrała.

Debiutantka //świat hogwartowej magii i arystokracji angielskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz