Rozdział 13

25 5 11
                                    

-Jak to, musimy iść? - narzekał Rupert, gdy lokaje w pośpiechu ubierali go w garnitur. Obok stała jego matka z miną zmartwioną jak jeszcze nigdy.

-Och, kochanie, tak bardzo cię przepraszam - wołała raz po raz. Wychodziło na to, że księżna, w ferworze przygotowań do Balu Debiutantów, zapomniała o arystokrackiej imprezie zapoznawczej, organizowanej przez dobrze im już znanego kuzyna. Miał on właśnie umożliwić markizom spotkanie się jeszcze przed tańcami w Londynie. Jego matka przypomniała sobie o tym akurat na kilka godzin przed rozpoczęciem i oczywiście nie przyjmowała odmowy. Inną kwestią było to, że taka potańcówka (a raczej jedna wielka pijalnia) to ostatnie, na co Rupert miałby ochotę. Był zresztą pewien, że jego dziewczyna odczuwa to tak samo.

Nie dało się jednak nic zrobić. Nieszczęśliwy chłopak odgonił wreszcie lokajów i łapiąc niedopiętą kamizelkę oraz marynarkę, bez słowa wymijając mamę, skierował się do wyjścia.

Kawałek przed schodami zrównał się ze spieszącą się Kate i złapał ją za rękę. Oczywiście podobałaby mu się choćby i w worku na ziemniaki, ale musiał przyznać, że jeśli to rzeczywiście miał być przedsmak Balu, dziewczyna mogła się trochę bardziej postarać.

-Myślałam, że główna pokojówka urwie mi za to głowę - powiedziała nie patrząc na niego i poprawiając jeszcze ostatnie niezgodności w rękawach eleganckiej pudrowo różowej tuniki, którą założyła do krótkich kwiatowych spodenek. - Ale nie ma mowy, żebym poszła do tego... niemiłego, władczego człowieka ubrana w sukienkę.

Miała przy tym tak zaciętą, upartą minę, że Rupert nie mógł nic poradzić. Roześmiał się tylko i ją pocałował.

***

Niestety samolot nie rozbił się po drodze, a imprezowicze nie zdążyli puścić Badminton House z dymem, tak więc para przybyła na miejsce. Na szczęście Rowan nie przywitał ich od progu, za to zaczęli poznawać resztę młodej elity. Jednych od razu polubili, innych... no cóż, mniej. Był syn księcia Bedford, księcia Grafton, księcia Rutland... i tak dalej, i tak dalej. Prawdziwą trudność sprawiało zapamiętanie imion, ale zapewne i tak wszyscy planowali się upić, więc nie miało to większego znaczenia.

-Łał, czy ty przyszłaś tu w spodniach? - usłyszała Kate, gdy zbliżała się do stolika z przekąskami.

-Powiedzmy, że ktoś z tu obecnych wyzwala we mnie buntowniczy nastrój - wyjaśniła okrężnie, patrząc badawczo na czarnowłosą dziewczynę z miłym uśmiechem i podejrzanie zawadiacką iskierką w oku. Była ubrana w długą ale zwiewną sukienkę z czerwonego materiału, ale dzięki zabudowanemu dekoltowi i upiętym w warkocze długim włosom, nie wyglądała wyzywająco.

-Ach, czyli jesteśmy po tej samej stronie - pokiwała głową nieznajoma, patrząc w dal z odrazą. Oczy Gryfonki powędrowały za jej wzrokiem i dostrzegły, że patrzy na Rowana witającego się z gośćmi z kieliszkiem w ręku.

-Tak... też wybierasz się na ten Bal? - zapytała nastolatka, aby podtrzymać rozmowę.

-Mhm - potwierdziła nieznajoma.

-Jestem Kate Eaton - przedstawiła się, wyciągając rękę. - Przyszłam z Rupertem Cavendishem, markizem Hartington.

-Och, czyli spotkało cię to szczęście w życiu, że nie musisz się na co dzień z takimi tu użerać - nieznajoma pociągnęła łyk ze swojego kieliszka. - Sarah Boleyn, hrabia Wiltshire, do usług - dziewczyna potrząsnęła wyciągniętą ku niej ręką.

Kate musiała widocznie nie zapanować nad mimiką twarzy, gdyż Sarah roześmiała się i natychmiast sprostowała.

-No jasne, przecież nie wiesz nic o tym skandalu. Nie jestem trans, nie patrz tak na mnie - powiedziała, na co Kate się zaczerwieniła. - Tatuś jest po prostu bardzo chory i ktoś musiał go zastąpić w obowiązkach. A że takie stanowiska nie są przeznaczone dla kobiet, musiał ten tytuł dla mnie wywalczyć. Nie obeszło się bez dymu, wierz mi, ale teraz mogę dumnie mówić, że jestem niezależnym hrabią i to ja rządzę - uśmiechnęła się szeroko i Kate już wiedziała, skąd się wzięła ta buntownicza iskierka w jej oku.

Debiutantka //świat hogwartowej magii i arystokracji angielskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz