Rozdział 4

37 3 10
                                    

Rupert był w równym stopniu zaskoczony jak i szczęśliwy, gdy Gryfonka rzuciła mu się w ramiona. Przez chwilę nawet zastygł, nie wiedząc co się dzieje, ale już po chwili sięgnął dłonią ku jej talii i przyciągnął ją na swoje kolana. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest zbyt postawny, ale przynajmniej jego wzrost pomógł mu otoczyć Kate ramionami. Słyszał jak chlipała, ocierając oczy o sztywne klapy marynarki, jednak sam nie mógł się na to zdobyć. Dalej było mu ciężko na sercu.

Po kilku minutach gładzenia Gryfonki po włosach wyprostował się, na co ona odchyliła się w tył aby widzieć jego twarz. Otarła szybko oczy chcąc wyglądać choć trochę poważnie i opanowanie.

-Kate, tak mnie boli, że przeze mnie płaczesz – serce ciążyło mu przy tym wyznaniu jeszcze bardziej, ale mimo to kontynuował. Teraz musiał. – Jestem okropnym chłopakiem, pozwalając na takie rzeczy. Jesteś na to zbyt porządną dziewczyną. Powinienem usunąć się z twojego życia, żebyś już nigdy przeze mnie nie płakała...

-Nie, Rupert, wszystko źle interpretujesz – przez zapłakaną twarz Kate przebiegł cień uśmiechu. – Nie płaczę przez ciebie... Tylko przez to, że widocznie nie jestem na tyle godna zaufania, abyś nie musiał ukrywać przede mną tak podstawowych rzeczy.

-Żartujesz? – Rupert potrząsnął ją delikatnie za ramiona, jakby na przebudzenie. – To tylko i wyłącznie moja wina. I wina... mojego życia. Tak, jestem przyszłym księciem. Niektórzy dziedziczą choroby, ja dziedziczę tytuł. Chociaż może skutki są te same.

Gryfonka zaśmiała się cicho na te słowa. Rupert kontynuował.

-Cała arystokracja angielska to mugole. Gdy okazało się, że jestem czarodziejem... No cóż, mam świetnych rodziców. Niezwłocznie przeorganizowali nasze życie, aby umożliwić mi rozwój, mimo że nade wszystko cenią sobie swoje sztywne zasady, tradycje i obyczaje. Jednak uczyć się magii mogłem tylko w ukryciu. Gdy poszedłem do Hogwartu, jedynym warunkiem było nieujawnianie się. I dla mojego bezpieczeństwa i dla reputacji mojej rodziny. No i oczywiście dla bezpieczeństwa naszego świata. Nikt nie wie jak zareagowaliby mugole dowiadując się o istnieniu magii. Arystokracja prawdopodobnie zwariowałaby na punkcie dorwania jej w swoje szpony.

Przeczesał nerwowo włosy i opanował drżenie w głosie. Coś podpowiadało Kate, że nawet teraz, kiedy może to wreszcie komuś zdradzić, ciąży na nim wielka presja.

-W każdym razie, moje szkolnictwo nie martwiło rodziców. Każdy szlachetny dzieciak chodzi do jakiejś prywatnej szkoły i nikt nigdy nie zadaje pytań. Po prostu po ukończeniu Hogwartu, będę musiał pójść na mugolskie studia prawnicze i biznesowe, żeby przejąć później obowiązki taty. Prawdziwym problemem dla moich rodziców było moje obycie, zachowanie i charakter. Zawsze martwiło ich, że nie odznaczam się szlacheckimi cechami. Nigdy nie byłem pewny siebie, elokwentny, nie miałem idealnych manier. Zamiast strzelać z łuku czy jeździć konno, wolałem zaszyć się z książką. Nawet ta szabla jest dla picu – roześmiał się gorzko, sięgając po broń uczepioną do paska. – Myślisz, że potrafiłbym jej poprawnie użyć?

-Ej, spokojnie – Kate pogłaskała go łagodnie po policzku. – Ale pisałeś w liście, że teraz rodzice są z ciebie zadowoleni. Coś się zmieniło?

-Pojawiłaś się ty – wzruszył niewinnie ramionami nie patrząc jej w oczy. – Tak naprawdę, dostrzegłem to dopiero po powrocie ze szkoły, bo oni to dostrzegli. Powiedzieli, że już nie jestem dla nich tym niezdarnym dzieckiem. Teraz jestem osobą, która sama mogłaby się kimś opiekować. Tak więc dużo przez te dwa tygodnie myślałem i postanowiłem zrobić to, co właśnie robię. Tym bardziej, że mogłabyś nawet mi w czymś pomóc.

Kate nadstawiła uszu. Rupert mało kiedy czegokolwiek potrzebował. Zawsze myślała, że niczego od innych nie wymaga. Chociaż z drugiej strony właśnie się dowiedziała, że ma drugie życie i dodatkową porcję obowiązków.

-Co tylko chcesz – uśmiechnęła się.

-Pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc w kreowaniu wizerunku – wyznał speszony. Kate nie miała pojęcia o co mu chodzi. – Już niedługo będę dorosły i rodzice chcieliby przedstawić mnie światu we właściwym świetle. Tym bardziej teraz, gdy nasza królowa się starzeje i cały świat zaczyna nakierowywać reflektory na jej potencjalnych następców, a przy tym także na dziedziców innych tytułów. Założę się, że na chwilę obecną mam już umówionych kilka wywiadów i załatwione wejściówki na kilka bali.

-No dobrze, ale jaki miałby być w tym mój udział? – dziewczyna dalej się głowiła.

-Myślisz, że stała partnerka przy boku nie jest dodatkowym plusem u markiza? – zaśmiał się. – Widzisz, sprawa wygląda tak, że markizowie w dzisiejszych czasach to zazwyczaj rozpieszczone dzieciaki popisujące się swoją kasą i co tydzień zmieniające dziewczyny lub chłopaków. A ja mam ciebie, dziewczynę, w której się głęboko zakochałem – cmoknął Kate w policzek. – Ludzie odnieśliby wrażenie, że jestem poważnym młodym człowiekiem gotowym na służbę Jej Królewskiej Mości.

Gryfonka wstała z jego kolan i zaczęła przechadzać się po dywanie w tą i wewtą z konsternacją na twarzy. Rupert zdziwił się nagłą zmianą nastroju i znowu nerwowo przeczesał swoje gęste ciemnobrązowe włosy.

-Czyli mówisz, że musiałabym codziennie znosić luksusy, którymi zapewne dysponuje twoja rodzinna rezydencja, pozwalać na darowanie mi sukni tak drogich i pięknych, że nie będę mogła odciągnąć od nich wzroku i znosić fotografowanie nas razem, co na pewno będzie niesamowitą pamiątką już do końca życia? – Kate udawała poważną zadumę i konsternację. – Muszę się poważnie zastanowić nim przystąpię do tak ciężkiego zadania... Oczywiście, że się zgadzam! – uśmiechnęła się do niego perliście. – Dałeś się nabrać!

Rupert zaśmiał się, wstał z fotela i zapiął marynarkę.

-Uczyniłaś mnie naprawdę szczęśliwym. Wiedz tylko, że wbrew pozorom, to może rzeczywiście wymagać od ciebie wiele wysiłku i siły psychicznej.

-Myślę, że dam radę.

Krukon pokiwał głową, machnął na ochroniarzy i zaczął się kierować w stronę drzwi.

-A, jeszcze jedno – rzuciła Kate od niechcenia i pociągnęła chłopaka za rękę z powrotem do siebie. Następnie stanęła na palcach i wpiła się w jego usta, wlewając w pocałunek całą dwutygodniową tęsknotę. Tak, jak powinni przywitać się na samym początku.

-Cześć – wysapał Rupert, gdy wreszcie się od siebie oderwali. Pewnie też poczuł, że dopiero ten moment jest ich przywitaniem po całym tym czasie rozłąki.

-Cześć – odpowiedziała mu, unosząc kąciki ust w uśmiechu. – Ale muszę spytać rodziców o zgodę na wyjazd.

-Ależ możesz jechać, dziecko! – usłyszeli niezwłoczną odpowiedź. Oboje obrócili się w kierunku korytarza, gdzie stała rodzina Eatonów, przyglądając się zakochanej parze. – Wyglądzie razem jak książę i księżniczka.

-Dzięki, mamo – odpowiedziała speszona córka i zwróciła się do chłopaka: - Muszę coś ze sobą brać?

-Nie, wszystko ci zapewnimy.

Tak więc Kate złapała tylko swój telefon, żeby móc pozostać w kontakcie z bliskimi i podbiegła do Ruperta, który zdążył się już ponownie ukłonić jej rodzinie. Złapał ją za rękę i poprowadził ku wyjściu za ochroniarzami.

-Przyleciałeś tu samolotem? – spytała.

-Tak – odpowiedział. – Swoim własnym.

Debiutantka //świat hogwartowej magii i arystokracji angielskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz