★15★

124 31 34
                                    

I can't lose you 

Pobielałą dłonią od uciskania, tamował napływającą w zastraszającym tempie krew. Na nic zdał się klucz w drzwiach, gdy rozwścieczony mężczyzna potrafił wyważyć je swoim barkiem. Pomimo rosnących fioletowych wylewów w miejscu uderzenia, adrenalina w żyłach nie pozwoliła mu odczuć bólu ani zatrzymać. Biegł ile sił posiadał w nogach, nawet przy braku tchu podążał w dobrze znanym mu kierunku. 

Nie sądził, że w jednej chwili jego Słońce mogło zgasnąć. Nie był świadomy tego, jak wielki wpływ wywierał na Donghyucku, dopóki nie stała się tragedia. Dla ciemnowłosego była to najbardziej bolesne wydarzenie w ciągu całego jego życia. Gorycz jaką odczuwał z każdym spojrzeniem na chłopaka, nie pozwalała mu myśleć racjonalnie. Mark spanikował, skrajne emocje mieszały się tworząc z chłopaka jedynie wielki wybuch. 

Tracił go, pozwalając by we własnych ramionach zapadał w sen wieczny. 

Lee wyskoczył na ulicę o mało nie powodując wypadku. Wcale nie myślał logicznie w momencie gdy biegł do najbliższego szpitala z rękoma poplamionymi krwią, a co najważniejsze z nieprzytomnym chłopakiem tuż przy sercu. Ścierał podeszwy, gdy energicznie skakał między przechodniami. Posiadał łzy w oczach widząc rozmazany szyld szpitalny. W danej chwili nic nie mogło powstrzymać go od uratowania Donghyucka. Tym razem to właśnie starszy Lee musiał zadecydować i będąc bardzo egoistycznym nie godził się ze stwierdzeniem brązowowłosego. Haechan wcale nie był szczęśliwy bez Marka. Oni zawsze byli spełnieni spędzając czas ze sobą, tylko ze sobą. 

Spychając tłum ludzi z chodnika, przecisnął się przez drzwi wejściowe szpitala, zostawiając na nich smugę krwi swojego chłopaka. Rozumiał już tyle rzeczy, był świadom tylu ogromnych problemów i borykań Donghyucka iż mógł stwierdzić, że sam zmienił się. 

- Potrzebuję lekarza! Natychmiast! On umiera! - z trudem hamując przed blatem recepcji, krzyczał obracając się na boki, szukając jakiegokolwiek białego kaftana. 

Kobieta siedząca za komputerem niemalże wypadła z krzesła obrotowego, gdy Mark Lee zaskoczył ją taką wizytą. Wszyscy zebrani na korytarzu pacjenci i pielęgniarki przyglądali się zajściu robiąc mężczyźnie na tyle dużo miejsca by miotając się nie uderzył już nikogo. Mężczyzna wyłapując jakąś wysoką sylwetkę z tłumu, momentalnie puścił się biegiem. Gdy miał już wpaść na owego lekarza, ten natychmiast odwrócił się słysząc kroki. Bardzo zdziwił się widząc omdlałego w ramionach nastolatka, w dodatku z krwawiącą raną na szyi. Mark miał już coś powiedzieć, wręcz wrzasnąć, gdy lekarz w tym całym zamieszaniu jedynie podniósł dłoń i przywołał pielęgniarki. 

- Zabierzcie chłopaka do sali operacyjnej! - doktor przejął inicjatywę, a pielęgniarki podeszły do Marka chcąc by ten położył mężczyznę na leżance. 

Mimo wszystko Lee nie potrafił tego zrobić. Nie chciał rozstawać się z Donghyuckiem w najmniej oczekiwanym momencie. Przez te wszystkie paranoiczne myśli, jakie doznał ostatniego czasu w końcu do głowy przyszła mu tęsknota za swoim chłopakiem, na tyle wielkie by sam ciemnowłosy dał się pokroić samemu diabłu, by jeszcze raz zobaczyć młodszego. 

- Zaniosę go do sali. - mruknął Mark, panicznym spojrzeniem obserwując jak pielęgniarki drżą po usłyszeniu jego syczącego jadem głosu. 

Lekarz nie zwróciwszy na to uwagi przybrał maskę obojętności, pozwalając by jego towarzyszki zaprowadziły dziwnego mężczyznę do sali operacyjnej. Doktor widząc jak ciemnowłosy rusza, podążył za nim wydając odpowiednie komendy swojemu oddziałowi. Chirurg już dawno nie miał tak nagłego przypadku, a spragniony operacyjnej adrenaliny przyjął dziwną parę mężczyzn niemal natychmiast. Cudem było iż został na trzecim nadprogramowym dyżurze, ponieważ jego konkurencyjna partnerka odebrałaby mu pacjenta. 

Partners in life (markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz