✩★17★✩

153 27 38
                                    

you will not see me again, you are dead 

Mark machinalnie zamykał drzwi kantorka, które jak na złość miały zepsuty zamek. Niestety nie dopatrzył tego wcześniej, przez co w przyszłości mógł mieć poważne problemy. Ostatni raz trzaskając drzwiami, wycofał się w głąb korytarza i zniknął za odpowiednim skrętem do sali. Nie przyciągał zbytnio uwagi pacjentów bądź pielęgniarek. Część osób będąca na nocnym dyżurze zdążyła przyzwyczaić się do obecności markotnego Lee, a reszta po prostu pogrążona była w ogromnie twardym śnie. 

Ciemnowłosy przysiadł na małym stołeczku, obok łóżka swojego chłopaka. Jego dłonie nadal były suche od noszenia rękawiczek lateksowych, a nos podrażniony od zapachu przeróżnych dziwnych substancji jakie widział w szafce pielęgniarek. Nocy tak pięknej wszedł na nowy poziom własnych umiejętności. Do tej pory był tylko mordercą, amatorem, natomiast wszystko przelało się w ciągu ostatniej godziny. Mężczyzna stał się wyrafinowanym grzesznikiem, który przyglądając się swoim czynom czerpał wewnętrzną, chorą satysfakcję. 

Zabił nie używając noża. Wypenetrował ciało lekarza bez specjalnych narzędzi. Prawdziwy profesjonalizm i duszę fachu mógł okazać jego litościwy zarazem czyn wyzbyty z miłosierdzia. Mark dokonał czystego absurdu, czując się z tym wyśmienicie. 

Jednak pomimo poczynań, złapał dłoń Donghyucka, a uścisk wydawał się być bardzo utęskniony. Mark Lee wcale nie żałował żadnej decyzji w swoim życiu, nawet jeżeli tego wieczoru doznał prawdziwego załamania. Posiadając w swoim ramionach Dziecię Niewinności zrozumiał wiele rzeczy i dla ich własnego bezpieczeństwa dopuścił się kolejnej zbrodni. Oko w oko stanął z drugim podobnym psychopatą do siebie, a właściwie człowiekiem przejawiającym cechy psychopaty. Doktor Moon posiadał niezwykle wielki dar manipulowania, co czyniło go o wiele bardziej niebezpiecznym niż mogło się wydawać. Lekarz był pionkiem w grze, której zasady chciał zmienić sam Mark Lee. 

Odtąd na szachownicy musiała pojawić się także królowa, inaczej ciemnowłosy wiedział, że każdy byłby jego pionkiem. 

- Obudzisz się i wszystko wróci do normy. Spełnię każde twoje życzenie. Nawet powrót do kraju, za którym tak bardzo tęsknisz. - Mark przełknął ślinę, a jego ton głosu sam w sobie przejawiał zmęczenie. 

Blady do granic możliwości pochylił się na krześle i z wycieńczenia oparł czoło o ramię swojego Donghyucka. Posiadał pragnienie obiecania jeszcze jednej rzeczy chłopakowi, jednak gdy stres związany ze strachem o życie ukochanego ulotnił się, opadł i sam Mark. Zasnął natychmiast niczym dziecko wtulone w najukochańsze ramię w jego życiu. Wszystko to było prawdą. Lee był w środku zagubionym dzieckiem, a Hyuck jego najlepszym wybawieniem. Bez siebie nie istnieli. 

Poranek nastał naprawdę szybko, Mark zgrabnie przespał wszystkie godziny, nie słysząc nawet rumoru tworzącego się na korytarzu. Jego policzek był ściśle dociśnięty do szpitalnego materaca, a czarna grzywa długimi kosmyka rozrzucona była po kołdrze. Ramię, które posłużyło do poranka za poduszkę Lee, zniknęło nagle. Mężczyzna jednak był zbyt pogrążony we śnie, by zauważyć tę małą zmianę. Jego rozchylone wargi pozostawały suche, a blady kolor skóry namawiał do zmuszenia Marka do jakiegokolwiek zadbania o siebie. Stan ciała ciemnowłosego wywoływał salwę niepokoju i zmartwień, a ludzie nieznający jego tożsamości bardzo łatwo potrafili złapać się w tę niecodzienną pułapkę. 

Owa wątła dłoń, która zniknęła na kilka chwil, znienacka pojawiła się na czubku głowy upartego Marka. Długie, kościste knykcie odgarniały kosmyk włosów za kosmykiem, wręcz z czułością układając je. Czarne włosy niestety nie raz zostawały w małej dłoni, co oznaczało jak bardzo wykończony jest organizm starszego Lee. 

Partners in life (markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz