r. 5. Nienawiść nigdy nie popłaca

107 9 14
                                    

           Słońce schowało się za horyzontem, a mrok otulił las. Wiatr uciekł w pole wiedząc, jaką tajemnicę skrywa domek na polanie pośród drzew.

          Jednak nie wiedzieli tego drwale wracający po całym dniu pracy do swojej małej osady u podnóża gór.

          Tego dnia ich trasa miała przebiegać inaczej niż zwykle, a wszystko ze względu na mężczyznę, który nie pojawił się, aby im pomóc przy wycince drzew. Wszyscy byli zaniepokojeni, ponieważ człowiek ten, chociaż obcy, to jednak okazał się być uczciwy i sumienny. Zawsze pojawiał się w pracy, a kiedy zmogła go choroba, wysyłał do drwali swoją żonę z wiadomością i przeprosinami. Nawet Ikami, najstarszy z drwali, uznał przybysza za porządnego człowieka i traktował go praktycznie na równi z innymi mieszkańcami rodzimej osady. Tym większy był jego niepokój, gdyż szczerze bał się o zdrowie każdego ze swoich ludzi.

          Kierunek drwali wyznaczał więc drewniany dom na polanie w środku lasu, dobry kawałek od miejsca, w którym aktualnie przeprowadzali wycinkę, a już zupełnie nie był to punkt znajdujący się na prostej drodze do osady. Nie stanowiło to jednak dla nich żadnego problemu. I tak było już ciemno, a kilkanaście minut w jedną stronę nie było czymś ponad ich siły.

          Szli tak w ciszy, zastanawiając się nad powodem zniknięcia Rojina. Niektórzy podzielali obawy Ikamiego, jednak znaleźli się i tacy, którzy z zazdrości o zaufanie szefa w stosunku do 'obcego', utwierdzali się w przekonaniu, że mężczyzna uciekł tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawił, ze względu na jakieś swoje szemrane interesy.

          ~Na pewno został wygnany z jakiejś uczciwej społeczności! Tacy nigdzie nie zagrzeją miejsca~

          ~A może wcale nie jest taki uczciwy, jak się większości wydaje? Pewnie zakpił sobie z nas, zapuszczając się w szeregi drwali, ot co!~

          ~Zapewne okaże się, że po prostu zaspał. Czułem, że nie traktuje tej pracy poważnie, ale nikt mnie nie słuchał!~

          I tak piętrzyły się nienawistne myśli w szeregach drwali. Na szczęście nie przewyższały ilością tych pozytywnych, przepełnionych troską o życie Rojina i jego małżonki.

          ~Mój Boże, co, jeśli naprawdę stało się coś złego? Ci biedni ludzie pewnie uciekli przed wojną i cierpieniem, dokładnie tak, jak kiedyś my! Czym sobie zasłużyli na zły los?~

          ~Miejmy nadzieję, że po prostu oboje się przeziębili i teraz kurują się unikając wychodzenia z domu. Przecież to nie przestępstwo zachorować!~

          ~A może zwyczajnie zapomniał o dzisiejszej zmianie? Każdemu się zdarza~

          Grupa pełna była mieszanych uczuć, które miały się rozwiać po odwiedzinach w małym domku młodego, czarnowłosego mężczyzny.

          Drwale byli coraz bliżej celu. Z każdym krokiem atmosfera gęstniała, gdyż do ich uszu zaczął dobiegać szloch dziecka. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo i rzucili się pędem w stronę, z której słyszany był głos.

          Nie dalej jak kilka miesięcy temu mężczyźni mieli podobną sytuację. Wtedy odnaleźli dziecko porzucone w krzakach, a parę dni później widzieli krzątających się w tym miejscu ninja z Konohy. Mężczyźni podejrzewali, że sytuacja z bobasem była wynikiem jakichś niedojrzałych i zupełnie nieodpowiedzialnych zachowań ze strony shinobi, a że wrogość do nich mieli już we krwi, więc postanowili z nimi nie współpracować i nawet nie wspomnieli o przywłaszczonej przez nich zgubie. Kobiety z osady zajęły się małą, a wszyscy mieszkańcy uznali, że będzie to dla niej lepsze niż powrót do miejsca, z którego została zabrana. Stwierdzili, że zdarzenie było zrządzeniem losu, a z nim nie mieli ochoty walczyć.

"Naruto - the wenin saga" cz.1 Na przekór przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz