r. 34. Całkiem poboczna misja

31 2 0
                                    

– Chyba sobie żartujecie... – skomentował załamany Ozuru, najmłodszy z wartowników, gdy reszta członków jego grupy skończyła opowiadać o postępach w sprawie tajemniczego dziecka. Tylko on do tej pory nie wpadł na żaden trop, nie mając szczęścia, pomysłu, a może szczególnie chęci do nadmiernego zaangażowania w tę poboczną misję. Teraz jednak, słysząc słowa współtowarzyszy, miał poczucie, że on poprowadziłby to wszystko inaczej, lepiej.

– Co masz na myśli, Ozuru? – zapytał cierpliwie Chiharu, jako kapitan starając się zachować spokój i zignorować arogancję podwładnego. Miał nadzieję, że jego pokojowy ton nieco go opanuje.

– Brzmicie, jakbyście trzymali stronę tego dziecka, mam rację? – zapytał, z miną przenikliwego, błyskotliwego śledczego. Yoko czuła się poirytowana jego zachowaniem, ale biorąc przykład z Chiharu na ten moment trzymała język za zębami. Wiedziała, że Ozuru, jako młody policjant, chce się wykazać, ale to już była przesada.

– Nie zrobiło nic złego. Pomaga osobom w wiosce. To raczej chwalebny czyn. Czemu mielibyśmy być przeciwni? – odpowiedział z kamienną twarzą Uchiha. Jako osoba, której została przekazana owa misja przez Hokage, Chiharu czuł się za nią najbardziej odpowiedzialny i najczęściej obserwował tajemniczego uciekiniera. Nie pojmował więc wypowiedzi Ozuru, jeśli ten do tej pory nie brał czynnego udziału w sprawie, a wręcz sprawiał wrażenie, że nie za bardzo ma ochotę działać jakkolwiek w związku z nią w terenie.

– Ocaliło dziewczynkę przed upadkiem z wysokości – przypomniał urażony postawą towarzysza Minori. Zdecydowanie nie podobało mu się to, do czego zmierza, insynuując, jakoby większość drużyny wartowników była z jakiegoś powodu stronnicza, zamiast podejść do sprawy obiektywnie. Aczkolwiek wobec poczynionych obserwacji wnioski nasuwały się same i Hyuuga nie pojmował, czego można tu nie rozumieć i na czym młody wartownik opiera swoje kontridee.

– I dopiero wtedy okazało się, że jest shinobi. Wcześniej wcale nie pokazywało, że coś takiego potrafi, a więc to ukrywało. Jak myślicie, czemu? – zapytał Ozuru. Reszta uparcie milczała, choć wzbierało w nich zdenerwowanie. Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie, jednak równie nikt nie wierzył, że dziecko mogło mieć złe zamiary, jak to sugerował młody mężczyzna. – Sam powiedziałeś, Minori, że miało na sobie pieczęć maskującą chakrę. To było planowane. Może ono samo nie wie, w co zostało wciągnięte, ale najpewniej jest czyjąś marionetką. Takie jest moje zdanie.

– I jako czyjaś marionetka uratowało kobietę przed napaścią? Jaki był w tym ukryty cel, co? – wypaliła z gradem pytań poddenerwowana Yoko. To ona pierwsza dowiedziała się o wspomnianym incydencie od koleżanki, która była na miejscu zdarzenia. Już rano następnego dnia sama dotarła do zaatakowanej kobiety i przeprowadziła z nią rozmowę o całym zajściu i wszelkich jego okolicznościach.

– Ha, widzisz, może to miało być kolejnym dobrym uczynkiem, który miał zakryć to, co zrobiło wcześniej? Kapitan przesłuchiwał tę kobietę z synkiem i sami mówiliście, że nasz tajemniczy uciekinier wzbudził w nich strach. Może tylko przypadek sprawił, że nikogo nie zaatakował? To tak, jak z tą staruszką. Dziecko mieszkało u niej, coś się stało, więc uciekło, a potem uratowało dziewczynkę, aby poprawić swoją reputację. Możliwe, że ktoś właśnie chce, abyśmy wszyscy uwierzyli, że to nieszkodliwa osóbka, a tak naprawdę może być szpiegiem lub co gorsza zamachowcem.

– Dość, Ozuru – zarządził twardo kapitan. Po skrajnych teoriach podwładnego uznał, że już czas, aby powiedzieć im prawdę o tej misji. – Nie uciekło od tej kobiety bez powodu. A właściwie „uciekła", bo z relacji starszej pani wynika, że to dziewczynka. Otóż Namikaze Daitan skontaktowała się z Hokage w sprawie znalezienia nowego domu dla naszej tajemniczej uciekinierki. Za jej zgodą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że tego samego dnia wieczorem pod domem kobiety pojawili się shinobi podający się za ANBU, aby odebrać od niej dziewczynkę. Podobno wyglądali jak członkowie ANBU, problem w tym, że czcigodny Hokage nikogo do pani Namikaze nie wysyłał. Dziecko musiało wyczuć, że coś jest nie tak, bo od tego momentu nie pojawiło się w tamtym domu. Teraz chyba rozumiecie, dlaczego to my zajmujemy się tym śledztwem zamiast jednostek specjalnych... – wyjaśniał poważnie Chiharu, na koniec patrząc znacząco na zdumionego Ozuru. Młody wartownik usłyszał informacje, których zupełnie się nie spodziewał.

"Naruto - the wenin saga" cz.1 Na przekór przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz