8. Koszmar i Zakazany Las

560 18 6
                                    

- Crucio!

Bladożółty blask wydobył się z dębowej różdżki wycelowanej w wysokiego szatyna. Mała blondynka rzuciła się do ucieczki, aby wezwać pomoc, lecz przeszkodził jej jeden ze szmalcowników.

-Tatusiu!-zawyła żałośnie zielonooka próbując się wyrwać. -Zostawcie nas! Tatusiu! - krzyczała przeraźliwie zdzierając sobie przy tym gardło, a słone łzy spływały po bladych policzkach.

Pole widzenia mężczyzny było rozmyte, ból był coraz większy, a z jego ust co chwila wydobywał się okrzyk bólu. Mimo wszystko zniósłby jeszcze gorsze katusze, byleby jego mała księżniczka nie musiała tego oglądać. jego malutka, dzielna księżniczka.

Nagle... ból ustał, lecz nim Auror odzyskał zdolność ruch został skopany poprzez drugiego ze zbiorów, oczywiście przy akompaniamencie krzyków siedmiolatki. Spojrzał ukradkiem na swoją córeczkę. Była przerażona, jej oczy utkwiły w oprawcy jej ojca. Trzymał on w ręku srebrny sztylet z rękojeścią o kształcie węża.

W parę chwil po tym sztylet zagłębił się w ciele mężczyzny aż po samą rękojeść.

Szatyn pluł krwią, brudząc przy tym wszystko w około. Oprawcy spojrzeli na niego z drwiną po czym właściciel sztyletu szarpnięciem za włosy sprowadził mężczyznę do pozycji, w której miał idealny widok na scenę, która miała się zaraz rozegrać, wczesniej wyciągając sztylet z brzucha czarodzieja.

- Koniec zabawy. Może to cię nauczy nie wpychać nosa w nieswoje sprawy Evans.

Bandyta rzuciwszy dziewczynką o ziemię wycelował w nią różdżkę po chwili rzucając klątwę. Blondynka zaczęła krzyczeć i wić się z bólu.

- N-nie...p- proszę - błagał czarodziej - Zostawcie j-ją!

Przed oczami zawitały mu czarne plamy, słyszał łkanie córki. Obraz stał się nie wyraźny, a świat zaczął wirować. Słyszał tylko płacz, a potem zapadł mrok.

***

- T-tato! - echo mojego głosu rozniosło się po skrzydle szpitalnym. - To tylko koszmar. Ta sytuacja przecież nigdy się nie wydarzyła. -powiedziałam sobie z ulgą.

Otarłam łzy spływające po moich bladych policzkach. Musiałam stąd wyjść. Byle szybko.

Nie wiedziałam co się wokół mnie działo, przecież mnie tam nigdy nie było, prawda? Wiem jak zginął tata tylko z opowieści Ministra Magii.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu w pośpiechu zaczęłam się ubierać.

Może i wychodzenie na dwór w środku dość zimnej jak na koniec września nocy, w dodatku z gorączką nie jest dość rozsądne, ale na pewno potrzebne dla mojej psychiki. Trzy dni gapienia się w ścianę robi swoje. Przemknęłam szybko na korytarz i czmychnowszy profesorowi Binns'owi dotarłam do sali wejściowej. Moja ręka powędrowała na dużą mosiężną klamkę i zdążyłam już uchylić drzwi kiedy nagle...

- Dawno nie miałaś szlabanu, Evans? - po pustym pomieszczeniu rozległ się zimny głos, który tak dobrze znałam.

- A ty dawno nie popsułeś komuś humoru, Malfoy? Daj mi spokój i spadaj.

Pchnęłam mocniej drzwi z zamiarem wydostania się na zewnątrz. Jednak gdy wyszłam zimna dłoń chwyciła mnie za nadgarstek zmuszając do odwrócenia się w kierunku jej właściciela. Z nienawiścią spoglądałam w szare oczy Ślizgona.

- Nie ładnie lekceważyć prefektów wiesz?- uśmiechnął się łobuzersko. - Mam odjąć ci punkty żebyś w końcu to zrozumiała? - jego uśmiech stał się szerszy.

Cholerny Arystokrata |Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz