9. Hogsmeade i serum prawdy

568 13 11
                                    

Koło łóżka szpitalnego, w którym spała dziewczynka, siedziała bardzo podobna do niej kobieta, inne miała tylko oczy będące kruczoczarne. Siedmiolatka miała swoje po ojcu.

Na wspomnienie szatyna, młodej czarownicy zbierało się na płacz. Świadomość że już nigdy nie spojrzy w te piękne ciemno zielone oczy, sprawiała jej wręcz fizyczny ból. Teraz przy życiu trzymała ją tylko mała blondynka i dwoje chłopców siedzących na kanapie postawionej naprzeciw łóżka. Oni już wiedzieli, ale mała czarownica pogrążona w śpiączce była niczego nieświadoma.

Ciemnookom bolało też to, że jej dzieci z momentem śmierci jej małżonka stały się półsierotami, a ona wdową. 

Przecież już wszystko planowali... ich maleństwa za kilka lat miały iść do Hogwartu, Leon miał pokazać ich małej księżniczce polankę w głębi zakazanego lasu i powiedzieć, aby pokazała ją bracią gdy ci będą chcieli poprosić o rękę swoją wybrankę. Nawet już obstawiali do jakich domów pójdzie każde z ich dzieci, a obraz ukazany w szklanej kuli tylko potwierdził ich tezę, mężczyzna zawsze był dobry z wróżbiarstwa. Śmiali się jak to będzie gdy gdy ich pociechy przyprowadzą swoją ukochaną osobę lub powiedzą że oficjalnie zapraszają swoich rodziców na ślub. Ciekawe czy Leo byłby takim okropnym teściem dla męża swojej księżniczki.

Żadne z nich nie spodziewało się że nie zestarzeją się razem, że nie będą wspólnie opiekować się wnukami i że ich plany szlak trafi. To było za szybko.

Drobna kobieta  ze łzami w oczach, delikatnie ścisnęła rączkę zielonookiej.

- Mamusiu? - zapytał smutno jeden z bliźniaków.

Czarownica pociągnęła nosem.

- Tak kochanie?

Zawahał się.

- C-czy ona się obudzi?

W tamtej chwili już wiedziała. Musi być silna. Dla nich.

***

- No, możesz już wracać do siebie, kochanie. - uśmiechnęła się ciepło pani Pomfrey.

Szczerze mówiąc, dziwiłam się że mogłam wyjść już w piątek wieczór, a szczególnie jeżeli pamiętam swoją ostatnią eskapadę  z pewnym blondwłosym Ślizgonem. Chyba nikt nie przypuszczał że choroba tak szybko odpuści.

- A czy Cornelle może iść z nami jutro do Hogsmeade? - zapytała z zapałem Ella.

Pani Pomfrey spojrzawszy badawczo na dziewczynę westchnęła.

-Tylko niech się oszczędza.- i odeszła.

Chwilę po wyjściu pielęgniarki, mój przyjaciel wziął moje rzeczy.

-Ruszaj się, Evans.- powiedział przyjaźnie Krukon - Ty też, Levdars.

-Już lecę, Elvrey - uśmiechnęłam się zadziornie do chłopaka. Szybko wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego i nasze kroki skierowaliśmy do wieży Ravenclaw. - A gdzie reszta? - zagadnęłam dwójkę moich towarzyszy.

- Arthur i Eliot odrabiają szlaban u McGonagall, a Adam siedzi z  Ginny i Hermioną nad Numerologią bodajże.- mruknął szybko Sam.

Pokiwałam głową na znak że rozumiem, potem dotarliśmy do pokoju wspólnego.

***

Obudziłam się za kwadrans ósma. Przeciągnęłam się niczym kot, a moja prawa ręka powędrowała na poduszkę obok, gdzie leżała Astral, czarnooka biała kotka rasy Maine Coon.

Była większa i cięższa od kotów innych ras, ale nie tylko to ją wyróżniało. Miała paskudny charakter, tak samo jak jej brat teraz najprawdopodobniej wylegujący się w łóżku Ethana. Oba koty były bardzo nieufne, ostrożne,  cholernie inteligentne i nie tolerowały większości populacji. Na przykład mogę podać Oliviera, który za każdym razem gdy próbuje poprawić swoje stosunki z Main Coonami kończy podrapany. W każdym razie mnie wyjątkowo lubiły, a czarny kocur mojego brata bardzo często przebywał w moim dormitorium.

Cholerny Arystokrata |Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz