Ta pierdolona choroba mnie zmienia.
Całościowo. I dezintegruje mój system, który sobie wypracowałam. Zmienia nawet najbardziej integralne części mnie, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam.
Chociażby w sprawach diet i innych takich pierdół "upiększających" czy "uatrakcyjniających".
Nigdy nie uważałam takich praktyk za zbyt rozsądne. No bo takie chociażby odchudzanie: karkołomne ćwiczenia, przy których wylewa się siódme poty, przy czym je się tylko jakieś obrzydliwie zdrowe gówno bez smaku, układanie planów trenigów, liczenie kalorii, gotowanie... I tylko po to, żeby potem przytyć dwa razy więcej jak się to wszystko rzuci. Ani to jakieś specjalnie przyjemne ani szczęścia z pewnością nie daje. I to tylko po to, żeby się podobać wszystkim tym kretynom wkoło, którzy mają cię i tak w dupie. Wydawało mi się to tak absurdalne, że aż niemożliwe. Śmiałam się z tych wszystkich anorektyczek i bulimiczek - ha ha ha.
No bo też nigdy ich nie rozumiałam. Zawsze uważałam siebie za dość ładną, wystarczająco szczupłą. Może miałam tam parę wałeczków i trochę celulitu na udach. Co tam, bo miałam też duże piersi, wcięcie w talii, fajny tyłek i dużą pewność siebie.A teraz mam depresję i pierdyliard innych zaburzeń i wszystko chuj strzelił ;)
-----------------
Kurna, wattpad się zepsuł i musiałam pisać jeszcze raz
CZYTASZ
Do Końca Coraz Bliżej
SpiritualeO dziewczynie, która ma wszystko... Oprócz spokoju i sensu życia. UWAGA! Opowiadanie zawiera opisy zaburzeń psychicznych, czytasz na własną odpowiedzialność!