Czytanie książek, chociaż ważne dla pisarskiego rzemiosła, może spowodować wiele różnych reakcji. Pomińmy śmiech z zabawnego fragmentu, płacz po śmierci ulubionej postaci oraz gęsią skórkę, gdy mamy do czynienia z dreszczowcem. Skupmy się na (nie)świadomym oraz, przede wszystkim, niepożądanym porównywaniu się.
Spójrzmy prawdzie w oczy: trudno się nie porównywać, gdy mamy z tym do czynienia już od maleńkości. Przyzwyczajają nas do tego w szkole (wyniki poszczególnych uczniów czy klas), w pracy (wyniki pracowników, oddziałów, plany sprzedażowe), w rodzinie („a bo twoja kuzynka jest taka i owaka"). Porównaniom ulegają zarobki, liczba przeczytanych tytułów, osiągnięty czas w biegu na sto metrów et cetera. Można powiedzieć, że spotykamy się z tym praktycznie wszędzie i na każdym etapie życia.
Nie ma co się dziwić, że to samo pojawia się także podczas czytania książek szczególnie wtedy, kiedy zajmujemy się pisaniem własnych tekstów.
Oczywiście jeśli ma to pozytywny skutek, to wszystko w porządku. Z wydanych powieści można się wiele nauczyć, o czym szerzej napisałem w artykule „Przestań czytać opowiadania w Internecie". Porównujemy dobrze napisane opisy ze swoimi i możemy zaobserwować, co robimy źle, a co jednak wyszło i tak dalej.
Gorzej, jeśli pojawiają się negatywne skutki porównań z innymi pisarzami. Na początku możemy pomyśleć „o kurczę, jak on/ona fajnie pisze, też bym chciała tak dobrze pisać", co samo w sobie nie jest takie złe. Ot, zwyczajne uznanie umiejętności autora/autorki. Tylko że to bardzo często wstęp do czegoś więcej. Wyrazy uznania mogą zmienić się w „szkoda, że nie potrafię tak dobrze pisać jak [przykładowy pisarz]", a potem w „nigdy nie będę tak dobrze pisać", czyli nikomu niepotrzebny dołek i podkopywanie poczucia własnej wartości.
Umiejętności to jedno; porównywać można także liczbę wyświetleń, polubień, komentarzy i czytelników na takim Wattpadzie czy Blogspocie w przypadku amatorów, a w przypadku profesjonalistów liczbę sprzedanych egzemplarzy, oceny i tym podobne. Mogą pojawić się myśli*, że ten i ten w wieku dwudziestu lat miał na koncie kilka publikacji w czasopismach, dwie powieści oraz zdobył nagrodę, a ja mam dwadzieścia cztery i zero szans na opublikowanie. Mogą pojawić się myśli, że nasza twórczość jest beznadziejna, bo przeczytały ją zaledwie trzy osoby. Może pojawić się poczucie niesprawiedliwości, że jakiś kiepski w naszym mniemaniu tekst jest popularniejszy od opowiadania, nad którym siedzimy dniami i nocami. Może pojawić się chęć porzucenia pisania i zajęcia się czymś innym. Albo strach przed wzięciem udziału w konkursie literackim, z góry skazując własną osobę na porażkę.
Tylko że to niepotrzebne i niewskazane. Obecnie** panująca kultura sukcesu premiuje... no sukcesy, osiągnięcia, efekt, często pomijając drogę, którą trzeba pokonać, żeby cokolwiek osiągnąć. Pokazywane są zdjęcia uśmiechniętych, pozbawionych zmartwień osób, bardzo często nie mówiąc o tym, przez co musieli przejść. Dwa najpopularniejsze przykłady to oczywiście Stephen King i J.K. Rowling, którym sukcesy i osiągnięcia nie przyszły ot tak. Mistrz Grozy był uzależniony od alkoholu i narkotyków, autorka „Harry'ego Pottera" zmagała się z depresją i myślami samobójczymi, wielokrotnie też wydawnictwa odrzuciły jej pierwszą powieść. Gdy spojrzy się na nich teraz, miliarderów***, trochę trudno w to uwierzyć, prawda?
Zanim zaczniesz się porównywać z lepszymi od siebie, zastanów się nad paroma rzeczami. Przede wszystkim zadaj sobie pytanie, ile poszczególni autorzy poświęcili czasu na pisanie i doskonalenie własnego warsztatu, szczególnie w przypadku wydanych już powieści i opowiadań. Często okazuje się, że zestawiamy własne umiejętności z umiejętnościami kogoś, kto tworzy zdecydowanie dłużej od nas, co raczej nie ma sensu.
Edit: SzalonyIntrowertyk wskazała również na to, że w przypadku opublikowanych książek trzeba pamiętać, że nad wydaniem, oprócz autora, pracował także szereg innych osób. Przede wszystkim redaktor, który potrafi sporo pomóc przy tekście.
Pomyśl, że im też się często nie chciało. Im także nie zawsze wychodziło. Nie wszystko, co napisali bądź jeszcze napiszą, było/będzie arcydziełem. Mało kto wydał w tradycyjnym wydawnictwie pierwszą napisaną przez siebie powieść w pierwszej wersji, jaka tylko powstała. Nie wszyscy od razu znaleźli dla siebie wydawcę. Naprawdę warto o tym pamiętać – w końcu pisarze również są tylko ludźmi, a nie półbogami. ; )
Porównywać się można także z gorszymi od siebie. W tym przypadku również mogą pojawić się negatywne skutki takiej praktyki. „Ktoś pisze gorzej = jestem lepszy", a z tego miejsca już łatwo dojść do wielkiego ego, arogancji, poczucia wyższości et cetera, co niestety często występuje wśród młodych autorów. Przeświadczenie o własnych „wysokich" umiejętnościach jest bardzo zgubne i zdecydowanie utrudnia ewentualne kontakty z wydawnictwami, ale o tym innym razem.****
Żeby w pozytywny sposób zakończyć tekst, podzielę się cenną radą, którą kiedyś dostałem: jak już koniecznie chcesz się z kimś porównywać, wyciągnij z szuflady jakiś swój stary tekst. Na przykład sprzed roku i porównaj go z tym, co obecnie piszesz. Jeśli zauważysz błędy w tym starszym, to gratuluję – osiągnąłeś/osiągnęłaś postępy w pisaniu, jesteś teraz lepszy/lepsza.
I możesz być z tego dumny/a.
*Oczywiście to wyłącznie wymyślone przykłady.
**Pewnie kiedyś też tak było, ale tego nie wiem.
***Obecnie Rowling nie jest miliarderką, ale w przeszłości znajdowała się na liście „Forbesa". Status utraciła między innymi przez... działalność charytatywną.
****Tak na szybko: kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć, że czyjaś powieść nie została wydana tylko dlatego, że wydawnictwa się zmówiły przeciwko takiej osobie, bo przecież jak mogli odrzucić, skoro jest „taaaka dobra"? ; )
CZYTASZ
Rutyna pisania
RandomJest sporo poradników o tym jak pisać: jak stworzyć barwny i żywy świat, jak wymyślić intrygującą fabułę, jak wykreować bohaterów z psychologiczną głębią? Zawsze brakowało mi takiego, który koncentrowałby się na około pisarskich sprawach jak to, gdz...