Mało to profesjonalne z mojej strony, ale muszę się przyznać, że przez problemy prywatne nieco zaniedbałem pisanie tekstów na „Rutynę Pisania", dlatego dzisiaj może być nieco krótko. I refleksyjnie. I kiepsko, ale jako autor zawsze podchodziłem bardzo krytycznie do swojej twórczości.
O tym, jak bardzo jest to wyniszczające, opowiem innym razem.
Jakoś tak od lipca ubiegłego roku aż do teraz (17 maja 2019) miałem cholernie długą przerwę od pisania prozy. Coś tam próbowałem napisać przez ten czas, ale zbyt wysokie oczekiwania względem własnych umiejętności, których – nie ukrywajmy – jeszcze nie mam, sprawiły, że niewiele z tego pisania wychodziło.
Minęło kilka miesięcy nieszczęsnych prób, aż wpadłem na pomysł, żeby ponownie zabrać się za „Rutynę Pisania". Ta początkowo była blogowym dziennikiem z codziennego pisania, ale pojawiły się dwa teksty, z którymi mogliście się zapoznać właśnie tutaj, na Wattpadzie.
Minęły kolejne miesiące, w miarę regularnie pisałem „artykuły", jednakże proza dalej leżała. Nie żebym cierpiał na brak pomysłów, bo tych jest od groma; nie żebym nie miał czasu, by je realizować. Wszystko rozbija się o chęci, o strach, że znowu nie wyjdzie. Szkoda gadać, bo takie myślenie to jedynie marnowanie czasu. Ale!
Wiecie, czym jest „guiltypleasure", prawda? Pewnie każdy ma jakąś „skrywaną przyjemność", do której byłoby mu wstyd się przyznać. Czytanie głupiutkich fanfiction, przeglądanie dankmemów czy oglądanie rosyjskich teledysków do muzyki hardbass – do wyboru, do koloru, zawsze się coś znajdzie.
Wpadłem na pomysł, że przecież coś takiego można znaleźć także w pisaniu tekstów, bo dlaczego by nie? Zacząć pisać coś niezobowiązującego, nie przejmując się efektem końcowym, tylko skupić na przyjemności (czy aby na pewno? O tym też porozmawiamy w swoim czasie) płynącej z tworzenia. Nie całkowicie olewając, jak to wszystko wyjdzie, tylko po prostu pisać i nie myśleć za dużo.
I tak zaczęło powstawać „Bardzo poważne fantasy dla bardzo poważnych ludzi", które w głowie siedziało mi od co najmniej kilku miesięcy. Bez typowej „spiny", towarzyszącej mi przy każdym wcześniejszym projekcie, bez „overthinkingu", którego nigdy nie potrafiłem się pozbyć. Jakby powiedzenie sobie, że przecież pewnie nikt nawet nie zobaczy tego na oczy (oprócz paru zaufanych osób) zdjęło wszystkie blokady do tej pory tkwiące w mojej głowie.
To dość ciekawe moim zdaniem spostrzeżenie, którym chciałem się z Wami podzielić. I być może zachęcić do spróbowania czegoś podobnego, jeśli cierpicie na niemoc twórczą. Istnieje spora szansa, że napisanie czegoś totalnie głupiego, absurdalnego, nienadającego się do pokazania szerszej publiczności Wam z tym pomoże.
CZYTASZ
Rutyna pisania
RandomJest sporo poradników o tym jak pisać: jak stworzyć barwny i żywy świat, jak wymyślić intrygującą fabułę, jak wykreować bohaterów z psychologiczną głębią? Zawsze brakowało mi takiego, który koncentrowałby się na około pisarskich sprawach jak to, gdz...