Szalony Dzień #13

63 1 6
                                    

                                                                                          Sajmon


Cóż. Siedzę na dupsku i czekam aż różyczka wróci, ale coś jej nie widać, nie słychać, nie czuć nawet. Wyszedłem na dwór i popatrzyłem po obozie. Ćpańsko, chlańsko, kurwy i nic ciekawego. Eden mówiła coś, że Vaas leży w śpiączce. Ciekawe czy zmienił się przez te wszystkie chujowe lata. Spokojnym spacerkiem, byleby nie wzbudzać podejrzeń ruszyłem do domku gdzie jak wydedukowałem, powinna leżeć ta gnida. stanąłem przy drzwiach i jeszcze tylko rzuciłem szybkie spojrzenie przez ramię czy nikt nie widzi że się tu plączę. wszyscy byli zajęci sobą więc raz, dwa pchnąłem drzwi znajdując się w środku. Jeest skurczybyk. Szczerze spodziewałem się większego ''Wow'' ale life is brutal, nie zaskoczyłem się. Nie wiele się zmienił przez taki szmat czasu. podszedłem do łóżka tego śmiecia i zmierzyłem wzrokiem wkładając ręce do kieszeni spodni. Swoich spodni. Pierwszy raz widzę go bezbronnego. Jak by nie patrzeć mógłbym go teraz zajebać bez większych trudności jednak mam wrażenie że różyczka zrobiłaby mi o to nie lada sodomię i gomorię. Nawet gdyby nie wiedziała że to ja, rozniosłaby obóz na szczątki. Lepiej nie.. Ale co jej tak zależy na takim złodupcu i ćpunie najniższej rangi? Wątpię że ten jej się podoba. A nawet gdyby to z przykrością stwierdzam iż posiada ona syndrom sztokcholmski bo nie oszukujmy się, nie da się kochać oprawcy swej rodziny i poniekąd przyjaciół. 
Nagle moja głowa zwróciła się w stronę drzwi. Słyszałem kroki które coraz donośniej dźwięczały w mojej głowie. padłem na ziemię jak do pompki i wturlałem się pod łóżko Vaasa. głowę oczywiście miałem w stronę drzwi. do pomieszczenia wszedł medyk z tacką jakichś bandaży i szerze nie obchodzi mnie czym jeszcze. raczej mu to zajmie więc sobie poleżę. Całe szczęście że łóżko było dosyć nisko i nie było widać takiego bydlaka jak ja. podparłem podbródek pięścią i błądziłem wzrokiem za kszątającymi się tu i tam nogami starszego mężczyzny. O losie jeszcze zaczął nucić.. 

Gdy miałem wrażenie że lada moment zasnę z nudów, drzwi zamknęły się z delikatnym trzaskiem. Nareszcie! Od razu wyturlałęm się spod wyrka i podkradłem do okna. Wyjrzałem lekko zza framugi czy w tej chwili rozsądnym by było opuścić pomieszczenie. Jedynie medyk oddalał się w stronę innych pomieszczeń gdzie leżeli ranni żołnierze. Po chwilowym czekaniu wyślizgnąłem się z budynku i szybszym krokiem odszedłem w swoją stronę. W zasadzie ile ja tam czasu spędziłem? Zerknąłem na telefon a moje brwi automatycznie powędrowały w górę. Cholera trzy godziny.. tia, pogratulować mi tylko można. Podszedłem do pierwszego lepszego pirata by spytać co właściwie z Eden.

- Widziałeś może szefową? Wróciła z misji? - znów wsunąłem ręce w kieszenie spodni czekając na odpowiedź. Facet wymienił spojrzenie z towarzyszem który wzruszył ramionami.

- My nic nie widzieliśmy, odkąd szefowa wyruszyła, wartę przy bramie trzyma Ron, go trzeba pytać. - Oj wiele to ja się chyba nie dowiem. Podniosłem lekko dłoń w geście podziękowań za czas i ruszyłem do bramy. chodził tam w to i z powrotem pirat trzymając broń w gotowości do ataku. oparłem się o bramę ramieniem krzyżując dłonie na piersi.

- Widziałeś szefową? - spytałem z cichym westchnięciem. Ten kiwną na nie z głupią miną przystając na chwilę w miejscu. Boże co za kretyn.. Wywróciłem oczyma i poszedłem zająć sobie jakkolwiek czas. Trochę się martwię, nie jest to robota która zajmie aż tyle.


                                                                                              Eden

Gniję tu od kilku godzin a ciągnie się jak wieki. Kurwa.. trzeba kombinować jak spieprzyć. Nie będę tego cholernego piekła przeżywać ponownie. Zwlokłam się z łóżka i podeszłam do drzwi waląc w nie pięścią by zwrócić uwagę tych półgłówków co po drugiej stronie pilnują bym się nie wymknęła.

- Ej dupki chcę do łazienki. - Zwróciłam się nie dbając o grzeczność a drzwi się otworzyły. jeden zechciał nałożyć mi kajdany na nadgarstki ale uniosłam dłonie na wysokość swojej głowy. - Chyba nie myślisz że się załatwię ze skutymi dłońmi? - Ten tylko wzruszył ramionami i znów chciał mnie skuć więc odeszłam krok w tył. - A umiesz się wyszczać nie trzymając kutasa i przy okazji nie zalewając szczynami siebie, kibla, podłogi i kolegi który ci pomaga? - podniosłam jedną brew wymownie.

- Zaraz w pysk dostaniesz. - mrukną ciszej. Ojej bejbik się speszył. Ostatecznie darował te kajdany i zaprowadził mnie ze swoim kolegą do łazienki. - Masz dwie minuty. - O kurwa jaki rygor.

- A co śpieszy ci się postać przy moich drzwiach? - Rzuciłam zamykając się w środku. wyłapałam za sobą niedbałe ''Morda''. Dobra, denerwowanie żołnierzy Hoyta to w tym miejscu moje ulubione zajęcie. Podeszłam do okna. kraty, na całe szczęście stare jak żarty o jasiu więc porządne szarpnięcie i droga wolna. Wyjrzałam w obie strony za okno obliczając ile będę miała czasu gdy strażnicy usłyszą hałas i wyważą drzwi. Dobra, nie wiele widzę dalej ale jak zwykle będę improwizować. Chwyciłam starą kratę dobrze w dłonie. Raz, dwa, trzy. No to jazda. Wyszarpnęłam kraty z którymi posypał się tynk. Od razu rzuciłam nimi w szybę tłukąc ją. Nie ma chwili do stracenia, wskoczyłam na parapet już słysząc jak te palanty dobijają się do drzwi, po czym rzuciłam się w stronę niżej usadowionego daszku. Nie wzięłam pod uwagę że jest zbyt ciężki by znieść spadającą dziewczynę więc zapadłam się do środka. Okej, nie jest najgorzej. Przywitały mnie piski przestraszonych kurw które widocznie zabawiały się z najebanymi w cztery żołnierzami. - O, pardą, już wychodzę. - Zgarnęłam jakieś dwa przypadkowe pistolety leżące na stoliku obok i wybiegłam. Chwilę im zajmie ogarnięcie co tak właściwie się odjebało. O matuchno, quad, tak ślicznie wystawiony jak najbardziej zaplanowana dywersja! Wskoczyłam na pojazd i odpaliłam to cacuszko ruszając pełną parą. Módl się za mnie Boże by nikt mnie nie trafił, nie mam zamiaru marnować tu życia. Zbliżając się do Bramy głównej wycelowałam z broni w strażników i wyprowadziłam śmiertelną salwę która położyła drani na ziemię. Za moją osobą poszło tylko kilka nietrafnych strzałów. Wiem że inaczej by to się potoczyło gdyby nie to że jest późniejszy wieczór i zdecydowana większość piratów jest zwyczajnie naćpana do nieprzytomności. Piłowałam quada by jak najszybciej znaleźć się w moim obozie. Znaczy Vaasa. Zatrzymałam się na środku placu i wyprostowałam oddychając z ulgą. Przez nagły skok adrenaliny czułam jak dygoczą mi dłonie. Od razu podbiegło do mnie kilku moich pytając co się działo. - Zaraz.. Chłopaki, dajcie odetchnąć.. - wydusiłam pomiędzy lekkim dyszeniem. - Zawołajcie mi Sajmona, muszę z nim w tej chwili pogadać. - chłopaki pobiegli po mojego przyjaciela a ja zwlokłam się z quada i udałam się do ogniska siadając na ławeczce. Nie zostałam długo sam na sam ze swoimi myślami, bo zaraz przyszedł do mnie pośpiesznie Saj.

- Dziewczyno gdzie ty byłaś?! Tyłem się czołgałaś że zajęło ci to tyle czasu?! - Jeszcze dupek ma do mnie pretęsje.

- Posadź dupę to ci opowiem po kolei..


Opowiedziałam  mu po kolei co się działo. Trochę zebrałam ochrzan że na siebie niby nie uważam i tak dalej jednak widziałam że się martwił. Przynajmniej mam taką nadzieję.. z resztą, kto by się o mnie martwił.

- Ed, mam takie.. nietypowe pytanie. Tylko spokojnie, chcę zwyczajnie wiedzieć. - Oho, zaraz czymś tak przypierdoli że mnie zmiecie z nóg. Lekko kiwnęłam w jego stronę głową jakby zachęcając do kontynuacji. - Co jest między tobą a Vaasem? - O jebanany. Mówiłam.

- Dlaczego pytasz? - zwróciłam spokojny wzrok w stronę ognia. Co go to tak nagle zainteresowało? Czułam że jego wzrok dalej spoczywa na mnie.

- Niesamowicie się wściekłaś gdy nazwałem go mordercą i ćpunem. - mimo jego spokojnego, przyciszonego tonu zacisnęłam zęby co na bank odcisnęło się na moich policzkach. 

- Zwyczajnie poznałam go z nieco innej strony. Oceniałam go wcześniej powierzchownie tak samo jak ty teraz. - skończ temat. Zerknęłam na niego kącikiem oka. Niestety nie odrywał ode mnie wzroku.

- A jakie są wasze relacje? Objęłaś jego stanowisko więc chyba dość.. głębokie. - Ja pierdolę jaki on jest bezczelny! Nawet gdybym z nim razem była w związku to co go to interesuje?! wstałam nagle i zgromiłam go wzrokiem. Najwyraźniej nie zrobiło to na nim wrażenia.

- Chuj cię to. - Na tyle tylko się zebrałam po czym ruszyłam w stronę budynku zostawiając go samego przy ogniu. Nie usłyszałam za sobą żadnego odzewu więc przyśpieszyłam kroku. Ten dzień był szalony. Pora się kimnąć.

--------------------

KABOM dawno mnie nie było, przepraszam najmocniej :'<

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 20, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miłość Szaleńca ♡far cry♡ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz