3

1.3K 130 24
                                    

Mijały minuty, godziny, może nawet i dni, sam już nie wiem ile tu jestem. Od mojej przemiany czuję się już znacznie lepiej, jestem silniejszy i chyba pogodziłem się już ze swoim losem. Przez ten cały czas wymyśliłem jedynie idealną wizję mojej przyszłości gdybym żył. Po tym wszystkim mam cholerną ochotę na herbatę. Skupiłem na swojej zachciance całą swoją uwagę i doznałem szoku, kiedy w mojej dłoni pojawił się żółty kubek z gorącym napojem. Wystraszony upuściłem kubek, którego zawartość się na mnie wylała. 

-Cholera-powiedziałem sam do siebie zły, że się oblałem, a nie mam nic na zmianę. W końcu jestem w jebanej nicości! Chwila....

Przybliżyłem naczynie do mojej twarzy i dokładnie mu się przyjrzałem, parę razy w nie postukałem i już byłem pewny. To był prawdziwy kubek. 

Pewnie myślicie sobie teraz ,, Wow, Amerykę odkryłeś!'', i macie rację!

To znaczy, że mogę robić czary mary! Wcześniej nie mogłem, ale teraz muszę spróbować się stąd wydostać. 

Skupiłem całą swoją uwagę na złotookim demonie i zacisnąłem powieki. Kiedy je otworzyłem byłem w kosmosie, otaczały mnie gwiazdy i było mi okropnie zimno. Spojrzałem na swoje ręce i doznałem szoku(już po po raz kolejny). Byłem niebieski i pół przezroczysty. Zacisnąłem pięść, to było dziwne uczycie jakbyś dotykał jakąś gęstą chmurkę. W pewnym momencie zacząłem z niewyobrażalną prędkością spadać w stronę jasnego światła. Chciałem osłonić oczy ręką, jednak światło przez nią przenikało i nic to nie dało. Zamknąłem powieki, kiedy poczułem, że już nigdzie nie spadam, a pod stopami mam grunt, otworzyłem patrzałki i pierwsze co zobaczyłem to




plecy Billa, który mył sobie jak gdyby nigdy nic naczynia w naszej kuchni. Unosiłem się nad ziemią jak jakiś duch. Chciało mi się płakać, ale chciałem wyjść na twardziela. Rozejrzałem się. Na blacie jak zwykle były okruszki.

-To, że mnie nie ma nie znaczy, że okruszki mogą się bezkarnie wylegiwać na blacie. Bill podskoczył i syknął, a do moich uszy dobiegł dźwięk noża upadającego do zlewu. Blondyn się bardzo powoli odwrócił, miał łzy w oczach i był przerażony i jednocześnie chyba szczęśliwy.

-D-Dipper..?-szepnął. Popatrzyłem na wierzch jego dłoni na której miał rankę od noża, niby nic poważnego, ale trzeba się tym zająć. 

-P-przepraszam, nie pomyślałem..-podszedłem do niego i chciałem złapać za rękę, jednak nie mogłem. Nie dlatego, że się wystraszył i np odsunął, wręcz przeciwnie, stał jak słup soli. Jednak moja niebieska, już nie przezroczysta ręka przez niego przenikała.-cholera...-powiedziałem do siebie. Złotooki zaczął się szczypać, czasami ta robił  jak miał wrażenie, że coś jest nie tak.

-Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.-warknął o siebie, po jego policzku spłynęła łza.

-To nie jest sen!-Nie wiem czy jest czy nie...ale nawet nie chcę myśleć o rozłące z Cipherem

 Blondyn uważnie mi się przyglądał po czym krzyknął głośno

-Will!

-Will tu jest?-zdziwiłem się, jednak nie dostałem odpowiedzi od demona

Usłyszałem szybkie kroki po schodach

-Coś się stało?-zapytał lekko zdenerwowany Błękitek po czym spojrzał na mnie.-Wow.

                                                 ***                                                 

-Czyli to naprawdę ty?-dopytywał się William, któremu opowiedziałem już całą historię w czasie gdy Bill dzwonił do wszystkich, aby poinformować ich o tym, że wróciłem...tak jakby.

-C-chyba tak...Tylko nie wiem czemu jestem niebieski i nie mogę nic dotknąć-posmutniałem siedząc po turecku w powietrzu. 

-Myślę, że jest tu tylko twoja dusza, która jakimś cudem przybrała taką formę. Nie mam pojęcia jak udało ci się tu wrócić, ale to musi być powiązane z demoniczną mocą, którą dał ci Stanford-powiedział to tak szybko, że ledwo zrozumiałem o co chodzi

-Jedyna w miarę dobra rzecz jaką zrobił ten staruch to zmienienie mnie w demona, zaraz mnie będą jakieś dzieciaki wywoływać, przynajmniej nie będzie nudno.-zaśmiałem się na wizję straszenia małych dzieci. Błękitek otworzył szerzej oczy.-Co? No przecież żartuję nie będę dokuczał dzieciom-może...

-Wywołamy cie!-krzyknął, a ja złapałem się za uszy, miałem wrażenie, że prawie mi pękły bębenki.

-Dla demonów wywołanie jest prawie jak odrodzenie, więc możliwe, że uda się przywrócić cię do żywych! A właściwie materialnych, choć nie jestem pewien czy żyjesz.-był bardzo zadowolony

-A-ale jak chcesz to zrobić?

-To nie będzie łatwe. Trzeba stworzyć dla ciebie specjalny rytuał, co zajmie trochę czasu i będzie wymagało wycieczki do mojego wymiaru. Do tego po wywołaniu będziesz nieśmiertelny.-Mówiąc to patrzył mi głęboko w oczy.-Będę potrzebował was wszystkich, a ciebie w szczególności. Piszesz się na to, czy wolisz taki zostać już na wieczność? -Uśmiechnął się zwycięsko, a w jego oczach pojawiły się iskierki podniecenia.

Popatrzyłem w stronę Billa, który cały czas krzyczał coś do telefonu, z tego co wiem rozmawia właśnie z Mabel i Alex, które już tu biegną. Chciałbym go przytulić i pocałować...Nie poddam się bez walki. Może to trochę egoistyczne, ale chcę go jeszcze dotknąć...i zrobię to. Za wszelką cenę.

-----------------------------------------------------------------

trutututu! kolejny rozdział po długiej nieobecności za którą bardzo przepraszam, ale za dwa tyg mam egzaminy i muszę spiąć poślady i wziąć się w garść! 

Pierwsza część tego ff ma już 1.4K wyświetleń  i prawię 200 gwiazdek ;-; i jest #73 w demon, to ff jest #7 w poświęcenie 

Dziękuje bardzo, kocham was<3

Do następnego rozdziału

 bye!!!1!

Za wszelką cenę.(Billdipp)Where stories live. Discover now