11

1K 103 9
                                    


Nawet nie wiem kiedy zasnąłem pod drzewem z rysunkiem w ręku. Dopiero co się obudziłem, było ciemno i zimno. Wstałem i poszedłem w kierunku domu. 

Podczas drogi zauważyłem coś dziwnego, mianowicie wszechogarniającą mnie obojętność. Nie byłem już smutny ani zły, szczęśliwy też nie. Po prostu byłem...

Kiedy wszedłem do domku od razu przybiegli do mnie Cipherowie i Mabel. Zaczęli krzyczeć i pytać gdzie byłem tak długo. To chyba jakiś żart, nie jestem już dzieckiem. Wyminąłem ich z obojętnym wyrazem twarzy i poszedłem do swojego i Billa pokoju, po drodze zabierając jeszcze czerwone jabłko. Wyglądało tak pysznie, że nie mogłem się oprzeć, w dodatku byłem strasznie głodny. 

Rzuciłem się plecami na łóżko i ugryzłem owoc, tylko po to żeby zaraz po tym je wypluć. Było bez smaku. Ohydne jabłko wyrzuciłem przez otwarte okno. Super, czyli muszę tam iść po coś do jedzenia.

Chyba że...

Otworzyłem portal i znalazłem się w knajpie Leniwej Kluchy. Zamówiłem naleśniki i zadowolony czekałem na jedzonko. Kiedy tylko dostałem swoje zamówienie przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Tak wiele wspomnień związanych z tym miejscem przewijało mi się w głowie. Szkoda tylko, że teraz jestem ty sam. Ile bym dał żeby te dni spędzane tu ze Stanleyem i Mabel wróciły... Nawet trochę tęsknie za Fordem i tymi jego dziwnymi pomysłami. Może i był potworem, ale nikt normalny nie dałby trzynastolatkowi takich fajnych dział anty-plazmowych. Zabrałem się za jedzenie i już po pierwszym kęsie wyplułem ulubione naleśniki. One też nie miały smaku. Zakląłem pod nosem z bezsilności. Sam nie wiem o co chodzi, ale mam już serdecznie dość.

-Pewnie z rodziną smakowałyby lepiej. W ogóle by smakowały, a nie to co teraz.-zaśmiał się znajomy głos.

-Ta, pewnie tak.-westchnąłem po czym od razy wstałem przerażony skupiając na sobie uwagę innych klientów.-Co ty tu...-przerwał mi pokazując palcem abym się uciszył. 

Wróciłem ostrożnie do poprzedniej pozycji, jednak zachowałem czujność.

-Dawno żeśmy się nie widzieli Dipper.

-Co tu robisz?-warknąłem w miarę cicho.

-Tak się odzywasz do członka swojej rodziny?

-Nie masz prawa nazywać się moją rodziną.-wyprostowałem się i posłałem mu pogardliwe spojrzenie.

-Widzę, że nie masz dziś humoru, więc proponuje spotkanie w innym terminie.-uśmiechnął się i wstał. 

-Jak..? Co? ...Czekaj!-otrząsnąłem się dopiero kiedy był już przy wyjściu. 

Niemal z prędkością światła popędziłem za nim, jednak kiedy wybiegłem z lokalu nigdzie go już nie było. Zniknął tak szybko jak się pojawił.

-Całkiem nieźle jak na martwego.-prychnąłem.

-Przepraszam! Musisz zapłacić!- wkurzona kelnerka wyszła przed knajpę.

Westchnąłem głośno z irytacją i wróciłem do lokalu z mętlikiem w głowie. 

Za wszelką cenę.(Billdipp)Where stories live. Discover now