-...er...per...Dipper..-ktoś szarpał moje ramię. Powoli otworzyłem oczy, ale od razu je zamknąłem przez oślepiające promienie słońca.-No wreszcie wstałeś.-kpiący głos był mi dziwnie znajomy, ale wywołał niepokój. Odwróciłem się w stronę człowieka, który mnie obudził i kiedy przyzwyczaiłem się już do światła dokładnie się mu przyjrzałem. Był stary, miał typowy, siwy, paro-dniowy zarost, i okulary na sporym nosie. Facet ubrany w czerwony golf, fikuśny płaszczyk, zwykłe jeansy i jakieś trampki patrzył na mnie z lekką kpiną. Nie miałem pojęcia kim jest. Ba! Ja nawet nie wiem kim ja jestem!- Wstawaj, mam dla ciebie propozycję.
Wstałem podciągając się na ręce, którą do mnie wystawił. Mężczyzna podszedł do wejścia do budynku.
-No chodź, chyba że boisz się mnie wpuścić do swojego domu.-zaśmiał się sztucznie.
-Kim jesteś?-zapytałem. Staruszek nieźle się zdziwił.-I kim ja jestem? Nic nie pamiętam...-dodałem pół-szeptem.
Podbiegł do mnie i uśmiechnął się szeroko. Wyjął z mojej kieszeni klucze.
-Wszystko ci wyjaśnię, ale nie tutaj.-ruszył w głąb korytarza i do windy, a a poszedłem w jjego ślady.
Po 2 minutach byliśmy już w jakimś mieszkaniu. Było bardzo ładne, duże, zadbane i było w nim jasno, przez wielkie okno zajmujące większość ściany. Po chwili podbiegło do nas jakieś małe stworzonko i zaczęło gryźć spodnie staruszka. Zaśmiałem się cicho.
-Tooo, powiesz mi o co tu chodzi? Swoją drogą, ładne mieszkanko.
-To twój dom. Od niedawna, ale jednak. Siadaj.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni. To naprawdę moje? Super, podoba mi się.
-Spadłeś z budynku.
-CO..?
-Albo skoczyłeś specjalnie, nie mam pojęcia, widziałem to z dołu. Jesteś naprawdę głupi, jeśli sądziłeś, że możesz tak po prostu umrzeć Dipper.
Moja twarz wyrażała tylko jedno wielkie ,,WTF?...!"
-Mógłbyś zacząć od początku staruszku?-nic więcej nie byłem w stanie powiedzieć.
-A no tak, wybacz. -odchrząknął.- Nie jestem stary. Jestem Stanford, twój wuj. Za to ty jesteś Dipper Pines i na tą chwilę, nie masz nikogo oprócz mnie. Rodzice cie bili, byłeś tylko problemem, więc zostawili ciebie i twoją siostrę u mnie i mojego brata, który niestety zginął jakiś czas temu. Miałeś swoją "paczkę"- zrobił cudzysłów w powietrzu.-Ale nikt już nie chce cie znać. Porzucili cię, tak samo jak rodzice. Nawet masz siniaki na nadgarstkach. Twój chłoptaś nie był zbyt delikatny.-jak na razie prawie spadłem z krzesła.- Był demonem.-zakrztusiłem się...sam nie wiem czym. Po czym zacząłem się śmiać. Co jak co, ale nie uwierzę w takie bajki.-Mówię poważnie Dipper, skup się.- Jego ton od razu przywołał mnie do porządku.-Teraz opowiem ci czym ty jesteś mó drogi.-Jego uśmieszek nieco mnie przeraził. Po za tym..,,czym"? - Urodziłeś się człowiekiem-gwiazdą, znaczy to tyle, że po śmierci odrodziłbyś się na niebie jako jedna z wielu gwiazdek i miałbyś jakąś tam moc, oczywiście o tym nie wiedziałeś. Dzięki pewnemu człowiekowi dostałeś moc demona. Był to jedynie eksperyment, ale efekty były niesamowite. Jednak oddałeś życie za przyjaciół, którzy okazali się tylko bandą kretynów.
-Umarłem?-zaśmiałem się z lekką kpiną.
-Tak, ale przez tę moc, jakimś cudem udało ci się wrócić. Sęk w tym, że po śmierci stałeś się gwiazdą. Więc kiedy tu wróciłeś, stałeś się najpotężniejszą istotą w naszym skromnym wymiarze. Możesz wszystko, a twoi przyjaciele, nie potrafili tego zaakceptować, więc zostałeś sam. Zamieszkałeś tutaj i żyłeś sobie beztrosko w nieświadomości, a teraz ja przyszedłem ci pomóc.
-Jak mam uwierzyć w coś takiego?-prychnąłem-I czemu nie umarłem, skoro nimi spadłem z budynku!?
-Skoro gwiazdą zostajesz po śmierci po śmierci, to raczej ciężko ci będzie jeszcze raz umrzeć-zakpił- Jednak gwiazdy czasami spadają. Twoja moc przeraża inne istoty, więc chcą się ciebie pozbyć. Jest na to jeden sposób i one dobrze o tym wiedzą. Zamierzam cię uczyć i chronić.
-Nie wierze w to. Nikt normalny by nie uwierzył.-potrząsnąłem głową z niedowierzania.
-Ale ty nie jesteś normalny. Napiłbym się kawy. Pomyśl, wyobraź sobie kubek z kawą na tym stole. Skup się na tym, że chcesz, aby tu był.
-Chyba sobie żartujesz..
-Zrób to. Nic cie to nie kosztuje.-patrzyłem na niego niechętnie.-Jeżeli spróbujesz i ci się nie uda, odpowiem na każde twoje pytanie, a następnie zniknę z twojego życia.
Zacząłem się zastanawiać i zajęło mi to dłuższą chwilkę. Chyba nie mam nic do stracenia, prawda? Najwyżej się staruch pośmieje.
-No dobra.- Zamknąłem oczy i postępowałem, tak jak doradził mi staruch...w sensie ten cały Stanford.-To nie ma sensu!- Warknąłem kiedy dłonie leżące na stole zaczęły mnie lekko mrowić. Otworzyłem oczy i spadłem z krzesła. Na stole stało parę, nie...paręnaście kubków z kawą. Pomyślałbym, że je po prostu przyniósł, ale one wyglądały dokładnie tak jak sobie to wyobraziłem. Każdy z nich miał nadruk naburmuszonego, starego kota. Sam nie wiem, tak wyobraziłem sobie Forda, jako kota. Tego nie da się podrobić. Usłyszałem głośny śmiech.
- Teraz mi wierzysz?-podszedł i pomógł mi wstać.
-C-chyba tak...-Myszo-podobne coś patrzyło na mnie z z niezrozumiałym dla mnie żalem w oczach, ale olałem to i zasypałem staruszka pytaniami...
YOU ARE READING
Za wszelką cenę.(Billdipp)
FanfictionOj Dipper chyba nie myślałeś, że damy ci tak po prostu odejść! Uratuję cię. Kocham cię i powiem ci to jeszcze wiele razy. Wrócisz do nas. Za wszelką cenę. Czyli druga część,,Czego się nie robi dla miłości?" Ale czy wystarczy przywrócić czyjeś życie...