Prolog

3.6K 34 0
                                    

W pokoju przesłuchań, oświetlonym zimnym, fluorescencyjnym światłem, atmosfera była napięta. Słyszałam monotonny dźwięk wentylatora w rogu pomieszczenia, który potęgował uczucie izolacji. Wysoki, jasnowłosy funkcjonariusz w niebieskim mundurze siedział naprzeciwko mnie, jego oczy były zimne i nieprzeniknione. Obok niego, młodszy funkcjonariusz z brązowymi włosami i łagodnym wyrazem twarzy notował coś w swoim zeszycie.

– Jak się pani nazywa? – zapytał mnie jasno brązowowłosy mężczyzna w niebieskim mundurze. Jego twarz nie wyrażała nic prócz kompletnego znudzenia.

– Katrina Meayr – odpowiadam cicho, na co ten kiwa głową i coś zapisuje.

Pewnie to, co mu podyktowałam. Ciekawe, czy zdołałby napisać je poprawnie, czy może zmieniłby jakąś literkę. I to, co było tam...

Wszędzie.

Nie przeżyłam ja, a jakaś inna kobieta?

Kiedy wspomniałam o panie Warnerze, obraz jego twarzy – zimnej i obojętnej – powrócił. Jego dominująca obecność w moim życiu była pełna przemocy i strachu. Przeszłość wracała, a ja miałam poczucie, że każde słowo, które wypowiem, będzie przypominać mi o tym koszmarze.

– Jak nazwisko? – pyta, spoglądając na mnie uważnie, podczas gdy ja patrzę na okno.

A jednak to byłam ja...

Tylko że nazwisko...

To bardzo ważna rzecz.

Dzięki temu większość wie, o kim jest mowa. Tomasz T. zamordował 60-letnią Małgorzatę Korne. I wszyscy wiedzą, że Małgorzaty Korne już z nami nie ma... Kondolencje dla rodziny zmarłego.

– Przez „y" – mówię posłusznie.

– Jak? – pyta, marszcząc krzaczaste brwi, insynuując mi, że mam mu przeliterować. Baran.

– M e a y r – literuję, aby dobrze zapisał.

Ta informacja zostanie w papierach przez kilkanaście lat w archiwum. Przez kilka lat będzie leżeć tam historia, która wydarzyła się między innymi w małym domku znajdującym się na środku jednego z tutejszych lasów.

– Pani data urodzenia?

Data... kiedy to było? Kiedy się urodziłam? Ważna rzecz, chociaż tak odległa...

Jezu, rozmyślając tak, brzmię jak kompletna wariatka. Jednak szkoda, że nie pamiętam swoich narodzin.

– 9 marca 1998 rok – odpowiadam, wypuszczając ciężko powietrze z płuc.

9 marca 1998 rok. Wieczór. To właśnie wtedy zaczęła się moja przygoda na tym porąbanym, bezwzględnym i chorym świecie. Przepełnionym między pięknymi rzeczami oraz bestialstwem.

– Gdzie? – burknął od niechcenia.

– W Fox – odpowiadam, lekko się wzdrygając na jego niemiły ton.

Fox to małe miasteczko znajdujące się pomiędzy Burano a Colmar, posiadające około 2000 ludzi. To piękne miasteczko wieczorem mieni się wieloma kolorami zapalanych lamp, a w słoneczne poranki cieszy oczy wieloma pięknymi kwiatami, które co roku są starannie pielęgnowane i sadzone w domowych ogródkach i na podwórku.

– Mhm – mruczy, nie zwracając już więcej na mnie uwagi.

– Miejsce obecnego zamieszkania? – odzywa się po dłuższej chwili. A ja kamienieję.

Gdzie mieszkam obecnie? Przez dłuższy czas tam. W tamtym domku w lesie. Potem na końcu w posiadłości. Już chcę powiedzieć jego adres, ale rezygnuję. Gdzie mieszkam?

ZwierzątkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz