Rozdział 1

1K 71 99
                                    

-Spójrzcie, to on, to on!

-A z nim reszta tych szczeniaków...

-Daj spokój, są niesamowici!

-Ej widziałaś? Przybyli wszyscy! Muszę zdobyć ich autografy!

-Gambareeee!

-Tego można było się spodziewać po wychowankach Eraeser Heada!

-Do tego uczył ich sam All Might!

-Jak dobrze, że są akurat w mieście!

-Słyszałeś? Są ponoć gościnne na wykładach w miejscowym uniwersytecie!

-Noooo, z taktyki i współpracy. Muszą być naprawdę genialni, skoro ich zaproszono!

-Zaraz zobaczymy ich w akcji!

Niesamowici, zaskakujący, genialni, potężni, silni. Słucham tego wszystkiego i innych komentarzy gapiów, ale wszystkie się pokrywają. Znaczna większość opisuje nas niczym bogów, jak dawniej All Mighta czy Endeavour'a, niewielki odsetek zaś sypie hejtem. Bez względu na to jednak, co mówią, musimy przede wszystkim skupić się na zadaniu. Ryzyko jest zbyt duże i nasza popularność wcale nie ułatwia pracy. Wręcz przeciwnie, do walki dochodzi potrzeba ochrony cywili w pobliżu.

Całej hałastry stojącej tak blisko, że większy wybuch zmiótł by ich z nóg.

Ludzka chęć życia cudzym życiem jest wkurzająca. Bo tylko dlatego złażą się gapiowie z całego miasta - by przez chwilę podejrzeć życie, którym sami żyć nie mogą.

Rzuciłem okiem na szatynkę, która zdawała się czytać mi w myślach. Albo może nam. Podczas gdy my zbliżaliśmy się do celu, ona została odrobinę w tyle, swoim darem przestawiając elementy zniszczonej konstrukcji i odgradzając nas tym samym od gapiów. Nie mogłem nie uśmiechnąć się rozbawiony pod nosem.

Pyza bojowa.

Jeszcze zanim się odwróciłem, dostrzegłem lodowe nici na ziemi, które przy barykadzie przeistoczyły się w lodowe wsporniki. Gdybym nie zmienił nastawienia, to uznałbym to za zniewagę.

-Oi, Icyhot! Zostaw szpan na walkę, pyza bojowa sobie poradzi! - rzuciłem głośno, na co szybko dostałem odpowiedź od obojga zainteresowanych.

-Co?! - bardziej oburzona była rzecz jasna pyza. Lodołeby zwyczajnie nie zrozumiał. Albo zrozumiał, nie wiem, on się niewiele zmienił.

Ona też w sumie.

Właściwie żadne z nas się nie zmieniło, chociaż zmiany w nas zaszły. Nie wiem jak to ująć innymi słowami.

Teraz idę prosto w objęcia przeznaczenia, które pchało mnie tu od początku w taki czy inny sposób, a mimo wszystko w mojej głowie odtwarzają się obrazy z przeszłości. Nie jestem w stanie skupić się na niczym; pyza, lodołeby, brokuł... widzę ich takimi, jakimi byli, nie jakimi są. Wyobraźnia podsuwa, że nie tylko my tu powinniśmy być. Ściska mi żołądek na myśl o reszcie. Nigdy nie byłem specjalnie zaprzyjaźniony z kimkolwiek z klasy, ale to nie tak miało wyglądać. To wszystko było inaczej niż miało.

Zbyt wiele rzeczy się zmieniło od naszego rozpoczęcia szkoły. Zbyt wiele, dla mnie przytłaczająco zbyt wiele. Lubię zmiany. Kocham je, nienawidzę monotonii. Bycie najlepszym w podstawówce było czymś oczywistym, bycie geniuszem w gimnazjum było naturalne. Nic nowego, nikt, kto mógłby mnie pobić, nie działo się nic.

Dopiero liceum wszystko zmieniło. Nie byłem już unikatem znającym swoją moc na wylot. Nie byłem traktowany jak geniusz, choć wciąż wybijałem się ponad większość. Duma chciała zachować dawny poziom, więc lepiej i gorzej walczyłem, ze wszystkim i o wszystko. Moje życie wróciło do bycia wyzwaniem. I nawet, gdy za nim nie nadążałem, biegłem i goniłem przyszłość. Goniłem swoje marzenia, chociaż dla większości byłem po prostu wrednym typkiem bez szacunku dla innych i zasad moralnych. Wszyscy wróżyli mi karierę kryminalisty. Jestem pewien, że nawet moją matkę zmartwiło to chociaż raz.

Z braku grawitacji Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz