Po drugiej stronie sali w towarzystwie dyrektorki stał Filip Zalewski. Dopiero teraz spróbowałam mu się dokładnie przyjrzeć. Nie zwróciłam na to uwagi wcześniej. Miał brązowe włosy, spięte w krótki kucyk, czarną, cienką frotką. Rysy jego twarzy przybierały lekko figlarny wyraz. W jednej chwili przypomniałam sobie jego szczery śmiech, który zadźwięczał mi w uszach dzisiaj rano. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyglądał na sympatyczną osobę, mimo wszystkich tych okoliczności, w których było mi dane go poznać.
Podobnie, jak jego wcześniejszy towarzysz, był ubrany w ciemny garnitur i białą koszulę, którą dopełniał czerwony krawat. Mógł mieć dwadzieścia trzy, może dwadzieścia cztery lata. Rozmawiał dyskretnie z dyrektorką, ale mogłabym przysiąc, że ukradkiem wodził oczami za podekscytowanymi dziewczynami, które wypełniły salę, wpatrzone w niego z zachwytem. Uśmiechał się do nich skrycie.
Prychnęłam. Zdecydowanie wyglądał na Don Juana.
Po chwili, rozmowy dziewczyn wzmogły się, a w zasięgu mojego wzroku dostrzegłam drugiego mężczyznę, którego zdecydowanie wolałabym nie oglądać.
Piotr Wolski. Szedł powoli, pochłonięty oglądaniem wnętrza.
To o nim rozpisywały się brukowce. To nim zachwycała się Marta, której podekscytowanie na jego widok było wręcz namacalne. Zawsze opisywała go tymi samymi słowami: młody, przystojny, bogaty, wykształcony, z dobrej rodziny. Wciąż powtarzała, że jest uważany za najlepszą partię w kraju, a nawet poza jego granicami.
Dopiero teraz do mnie dotarło, że zanim Marta wcisnęła mi dzisiaj gazetę w rękę, nigdy wcześniej nie widziałam jego zdjęcia, ale nazwisko było mi znane. Moja przyjaciółka wielokrotnie o nim wspominała. A jednak, kiedy usłyszałam je dzisiaj w sekretariacie, zupełnie nie skojarzyłam. Cała ja.
Westchnęłam.
Zbliżył się do Filipa i dyrektorki, stając do mnie bokiem, w znacznej odległości. Dostrzegłam jego wyraźne rysy twarzy, to zdecydowanie, powaga i pewność w każdym jego ruchu i geście. Było w nim coś takiego, że trudno było oderwać od niego wzrok i wcale nie chodziło tutaj o jego wygląd. Chociaż, owszem, był bardzo przystojny i te jego włosy, nienagannie się układające, o osobliwym, ciemnym odcieniu, którego nie potrafiłam zdefiniować.
A potem to spojrzenie jego brązowych oczu, machinalnie spoczęło na mnie i poczułam się tak, jakby mnie prześwietlał.
Oprzytomniałam.
Odwróciłam twarz, ale coś kusiło mnie, aby znów na niego spojrzeć. Wciąż się we mnie wpatrywał z tym nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Czyżby mnie poznał? Zmroziło mnie. Nie wyglądał na zdziwionego moją obecnością, ani zszokowanego, czyli mogłam podejrzewać, że jednak nie skojarzył, kim byłam. Gdy nagle po jego twarzy przebiegł zagadkowy cień uśmiechu i zaczęły męczyć mnie wątpliwości.
- Patrzy na mnie – szepnęła za moimi plecami podekscytowanym tonem głosu, Marta, jakby za chwilę miała się całkiem rozpuścić.
I w następnej chwili poczułam, jak ktoś gwałtowanie otacza moje ramiona, rękami. Z trudem ustałam na nogach. Niewiele brakowało, a leżałabym na twardym parkiecie sali gimnastycznej. Odwróciłam się, a tuż obok mojej twarzy pojawiła się uradowana Marta.
W duchu, byłam jej jednak wdzięczna. Jej niespodziewany gest pozwolił mi oderwać wzrok od Piotra Wolskiego, ale spowodował jednocześnie, że ogarnęła mnie nagła panika.
- Muszę stąd natychmiast wyjść – oświadczyłam stanowczo, uwalniając się z uścisku zdziwionej moim zachowaniem, przyjaciółki.
- Dokąd to? – zawołała za mną, łapiąc mnie za skraj podkoszulki, co zmusiło mnie do nagłego zatrzymania się. Z pomocą przyszły jej, Natalia i Klara, które siłą zmusiły mnie do odwrócenia się, ale ku mojej uldze, Piotr Wolski już nie patrzył w moją stronę.
CZYTASZ
Spacer po dachu (zawieszone do odwołania)
RomanceOna - szalona chłopczyca, której jedyną miłością jest deskorolka. On - poważny absolwent szkoły wyższej, dobrze zapowiadający się architekt. Dzieli ich wszystko - wiek, sposób postrzegania świata, środowiska z jakich pochodzą... Co wyniknie z ich sp...