- 8 -

146 4 1
                                    

- Wróciłam! – ogłosiłam, strzepując z nóg tenisówki, które z hukiem wylądowały obok szafki na przedpokoju.

- Jesteśmy w pokoju! – usłyszałam głos mamy, dobiegający zza uchylonych drzwi na końcu korytarza.

Rzuciłam plecak na szafkę, a deskorolkę oparłam o ścianę i w samych skarpetkach ruszyłam przed siebie w stronę dobiegającego dźwięku włączonego telewizora.

Kiedy weszłam do salonu, mama obejrzała się zza oparcia ciemnozielonej kanapy i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Obok niej siedział tata i Iga, która z czerwonym nosem, głośno kichnęła na moje powitanie, zanurzona w stosie zużytych chusteczek higienicznych.

Dziwne, jeszcze rano zdawało się, że miała się znacznie lepiej i jej przeziębienie, które zatrzymało ją tydzień w domu, całkiem ją opuściło, a tu taka niespodzianka. Westchnęłam cicho, współczując w duchu, mojej zakatarzonej siostrze i ruszyłam, by opaść na przylegający do kanapy fotel.

Nasz pokój dzienny nie wyróżniał się, niczym specjalnym. Jego centrum stanowił telewizor umieszczony na wąskiej, przeszklonej szafce w kolorze brązu czekoladowego, w której mama umieściła wazon z bukietem sztucznych kwiatów. Oprócz kanapy i fotela, naprzeciwko stał drugi, identyczny. Między telewizorem a wypoczynkiem znajdował się stolik na kawę, w podobnym kolorze, co szafka pod telewizorem, umiejscowiony na jasnobeżowym dywanie, który zakrywał niewielką część ciemnych paneli. Naprzeciwko wejścia ciągnęło się długie, trzykwaterowe okno z białą, gęstą firaną, sięgającą do samej podłogi i podobnej długości, ciemnozielonymi zasłonami, idealnie komponującymi się z jasnobeżowymi ścianami. I wszędzie było mnóstwo kwiatów, między którymi dominowały juki, które mama, wręcz ubóstwiała.

Przerzuciłam lewą nogę przez oparcie fotela i leniwie się na nim rozłożyłam, wbijając wzrok w telewizję. Leciał, właśnie jeden z odcinków serialu paradokumentalnego, których ostatnio w telewizji było mnóstwo. Nie powiem, niektóre odcinki były dosyć ciekawe, ale, jak to mówią, co za dużo to niezdrowo.

- Jesteś głodna? – usłyszałam, nagle głos mamy i odwróciłam się w jej stronę – Obiad masz gotowy, trzeba tylko podgrzać.

- Nie, dzięki, mamo – odpowiedziałam – Spotkałam Roberta i poszliśmy na pizzę.

- Roberta? – oczy mamy rozbłysły, a ja pożałowałam, że wspomniałam jego imię w jej obecności.

Dostrzegłam, że obudził się w niej nagle, instynkt swatania. Nie wspomnę, ile razy próbowała namówić mnie prośbami, a nawet groźbami staropanieństwa, do tego, abym zaczęła się z nim spotykać i chociaż uparcie powtarzałam, że Robert jest tylko, albo aż moim przyjacielem, a nie miłością, te słowa zdawały się do niej całkowicie nie docierać, tak, jakbym mówiła do ściany.

Ojciec chrząknął znacząco. On, z kolei, w żaden sposób nie pochwalał zapałów mamy, wciąż powtarzając, że na to mam jeszcze sporo czasu, a ja byłam mu wdzięczna w duchu za to, że za każdym razem stawał po mojej stronie, wyciągając mnie z sideł swatania, które zarzucała moja rodzicielka.

Mama zgromiła go wzrokiem, co wyglądało tak zabawnie, że w kącikach moich ust zaczaił się uśmiech. Przygryzłam wargi, aby się nie roześmiać. Chyba nie odebraliby tego zbyt dobrze.

- Jak tam w szkole? – zapytał wesoło, tato, zamykając, tym samym wywody mamy.

- Dobrze – w pewnym sensie. Takie jedno, proste słowo załatwiające wszystko.

Skrzywiłam się w duchu. Raczej nie byłam skłonna do zwierzania się moim rodzicom z tego, co dzisiaj wydarzyło się z Piotrem Wolskim w roli głównej, a co było niestety moim udziałem. Musiałabym jednocześnie przyznać się do tego, że znów zabawiłam się w pasażera na gapę i zaliczyłam wpadkę ze spóźnieniem. Pewnie, jak zawsze dostałabym szlaban na telewizję, komórkę i ogólny zakaz wychodzenia z domu, nie licząc wizyt w szkole. Dlatego dla własnego spokoju i spokoju moich rodziców zatrzymałam te kawałki z dzisiejszego dnia dla siebie.

Tato odwrócił się w stronę telewizora z wyraźnym rozbawieniem malującym się na jego twarzy, by za chwilę ponownie zagłębić się w fabułę odcinka, a mama westchnęła przeciągle, zaplatając ręce na piersi.

Uśmiechnęłam się tryumfalnie. O nie, mamusiu, zdecydowanie nie odniesiesz sukcesu w roli mojej swatki.

Kiedy na ekranie telewizora powędrowały napisy końcowe z tandetną melodią w tle, ziewnęłam przeciągle, rozciągając ręce w górę, a nogi przed siebie, aby rozprostować zastane kończyny. Tato przełączył na kolejny program, a ja nagle znieruchomiałam, kiedy na ekranie telewizora, ukazała mi się znajoma twarz. Moje oczy zrobiły się wielkie, jak dwie pięciozłotówki.

- Niecierpliwie oczekiwany Piotr Wolski, właśnie dzisiaj rano powrócił po długiej nieobecności, do kraju – ogłosił spiker, kiedy osoba, o której mówił, stanęła w blasku fleszy z tym swoim pewnym, niczym niezachwianym, wyrazem twarzy.

Wróciłam do normalnej pozycji, wpatrując się uparcie w ekran telewizora.

- Jakie są pańskie plany po zakończeniu studiów i powrocie do kraju? – zapytała niska, filigranowa dziennikarka, na twarzy, której wykwitnął wielki rumieniec, pod wpływem spojrzenia brązowych oczu.

 Przewróciłam oczami.

- Zamierzam objąć prezesurę w WolskiART – ogłosił tym swoim niskim, przenikliwym głosem, a wzdłuż pleców przeszły mnie ciarki.

Przed oczami stanęła mi scena z korytarza w czasie lekcji W-Fu. Był tak blisko mnie... za blisko.

Dziennikarka spłonęła się jeszcze bardziej, a z dna jej gardła wyłonił się cichy, nerwowy chichot, niczym u nastolatki.

- Dzisiejsza telewizja schodzi na psy – rzucił ostro ojciec, kręcąc z niedowierzaniem głową – Ta dziennikarka w ogóle nie potrafi przeprowadzić wywiadu, zero kompetencji.

To nie ona jest niekompetentna, tato, tylko, właśnie takie skutki wynikają ze spotkania z Piotrem Wolskim, pomyślałam z przekąsem.

- Ależ on jest przystojny – westchnęła, moja siostra, przecierając nos, chusteczką.

- Bardzo przystojny – wtórowała jej, mama – Przepraszam cię, kochanie – zwróciła się do mojego ojca – ale tak właśnie jest.

Dobrze, że fotel, na którym siedziałam był wystarczająco duży, bo miałam wrażenie, że zaraz z niego spadnę.

Ojciec kiwnął nieprzytomnie głową, nieprzerwanie wpatrując się w ekran telewizora, gdy ponownie zabrzmiał głos spikera:

- To było do przewidzenia, że Piotr Wolski po zakończeniu studiów i powrocie ze Stanów Zjednoczonych najprawdopodobniej obejmie prezesurę w rodzinnej firmie architektonicznej, WolskiART – ciągnął – A cóż my możemy mu życzyć? Oczywiście, samych sukcesów. Chociaż to może nie być mu potrzebne, bo sam Piotr Wolski to człowiek sukcesu.

Człowiek sukcesu? Prychnęłam. Czemu nie dodali, że jest jeszcze wrednym szantażystą i kablem?

Skarciłam się w duchu. Przecież sama doprowadziłam do tego, że może mnie szantażować, prawda?

Spacer po dachu (zawieszone do odwołania)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz