To miała być chwila.
Kilka tygodni, może miesięcy. Przelotny romans, mnóstwo pocałunków i zero zmartwień. Jeden z wielu, nic nie znaczących związków w jego jakże długim, jakże barwnym życiu.
Jeden z tych uroczych chłopców, których lubił zwodzić.
Jednak, mimo że Alexander Lightwood z pewnością był uroczy, na pewno nie był chwilowy. Ani przelotny. I przysparzał mnóstwo zmartwień jego wiekowej głowie.
Magnus opadł na fotel, whiskey w trzymanej przez niego szklance podskoczyła, omal nie wylewając się na czerwone obicie. Prezes Miau miauknął oburzony na tak gwałtowny ruch i przestraszony czmychnął gdzieś w kierunku sypialni.
Kiedy to się stało? Kiedy Alec - cicho i nieświadomie - bezczelnie przygarnął jego poharatane serce, nie chcąc oddać za żadne skarby?
Prychnął pod nosem i dopił resztki alkoholu, na raz. To nie było na jego nerwy. Sądził, że etap szczeniackich miłości ma już za sobą - no, chyba się przeliczył. Pięćset lat na karku, a dalej głupi jak but...
Zerknął na pustą szklankę i z zamyśleniem postukał w szkło umalowanym na czarno paznokciem. Gdzieś w barku powinna być jeszcze jedna butelka, powinien ją znaleźć.
Whiskey była dobra. I bezproblemowa. Ot, taka sobie przyjazna przyjaciółka.
Zachichotał, nie wiedzieć z czego, po czym pstryknięciem palców odstawił szklankę do zlewu. Może lepiej nie pić już więcej. Alec zadeklarował, że jak znajdzie czas pomiędzy zabijaniem demonów i wyperswadowaniem Jace'owi jego samobójczych skłonności, to przyjdzie. Lepiej by nie widział go w takim stanie. Tak.
Odchylił się na fotelu. Ogólnie Alec był bardzo zajętym, młodym Nocnym Łowcą. Mogło się po prostu zdarzyć, że nie znajdzie ani minutki czasu dla swojego hipotetycznego chłopaka i po prostu nie przyjdzie, a wtedy Magnus straci wieczór i okazję do zapoznania się bliżej z bardzo dobrą, bardzo starą whiskey.
Tak już było, wiele razy. Alec się umawiał, ale nigdy nie potwierdzał, trzymając Bane'a w niepewności do ostatniej chwili. Pewnego dnia też może się po prostu zdarzyć, że młody Lightwood wyjdzie umawiając się na kolejny raz, a później już się nie pokaże. Nie wróci. Odejdzie.
W takim wypadku whiskey jest dobrym wyjściem. Może zamaskuje ten głupi ból w klatce piersiowej, który pojawił się na tę myśl.
O ich związku nie wiedział nikt, myślał Magnus, jednocześnie starając się przypomnieć sobie, gdzie mógł wsadzić ten alkohol. Nie byłoby trudno go skończyć. Parę słów i po problemie.
Magnus był pewny, że prędzej czy później, tę parę słów usłyszy. Alec był młody, obiecujący, bardzo nieśmiały i miał homofobicznych rodziców oraz olśniewającego parabatai. Dla chłopców takich jak Alec, lepiej jest jeśli nikt nigdy nie dowie się o ich odmiennej orientacji i Magnus zdawał sobie z tego sprawę. Był świadomy również tego, że jeśli kiedyś Alec miałby wybierać, na pewno nie wybrałby jego, Magnusa. Postawiłby na wygodne życie i dobre relacje z rodzicami. Nie na zbzikowanego, szczeniacko zakochanego Czarownika.
A szkoda. Whiskey chyba jest w tej szafce nad lodówką.
Podskoczył w fotelu, kiedy w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Zerwał się z fotela trochę za szybko jak na siebie (świadczyło to o tym, że dalej był trzeźwiejszy niż chciał, co w ostatecznym rozrachunku wyszło mu na dobre) i pognał do domofonu.
— Tak? — spytał, naciskając guzik.
— Tu Alec. Emm, wiesz, myślałem, że byliśmy umówieni...
CZYTASZ
Powiedz, że... || Malec
FanfictionTrzy różne one-shoty, ukazujące wagę słów ukochanej osoby. Inspirowane: - Say You Love Me - Say You Won't Let Go - Say Something