3.

39 2 0
                                    

Nastał dzień wyjazdu, na który już w zasadzie nie miałam ochoty. Johnny nie odezwał się do mnie od 3 dni, nie wiem czy to z powodu tego, że zakazałam mu to robić, czy najzwyczajniej w świecie się na mnie obraził. Nieważne, pomyślałam, sam chciał wojny.

Jechaliśmy na dwa samochody. Ja jechałam z Joshem, jego dziewczyną Harley i Laura, moją najlepszą przyjaciółką od czasu, kiedy nosiłyśmy pieluszki. Kate miała dojechać z tajemniczą, szóstą osobą, która mnie tak w zasadzie nie interesowała, bo nie była ona Johnnym.

Widoki były nieziemskie. Jechaliśmy zawiłą ścieżką toczącą się w gęstym lesie. Uwielbiałam taką scenerię. Pocieszałam się, że pomimo zawodu, jaki przeżyłam, wyjazd ten na pewno będzie udany, patrząc na humory dopisujące reszcie moich przyjaciół oraz bagażnik pełen piwa i innych napojów alkoholowych.

Dojechaliśmy pierwsi, zaczęliśmy wypakowywać nasze rzeczy do domku, który był swoją drogą przepiękny, cały wykonany z drewna, z cudownym widokiem na góry i pobliskie jeziorko.
Grzebałam akurat w bagażniku, kiedy usłyszałam, że samochód właśnie wjechał na podjazd. Byłam zbyt zaaferowana szukaniem przenośnego głośnika, żeby usłyszeć, że ktoś się do mnie zbliżył. Ogarnęłam się, gdy ktoś zasłonił mi oczy swoimi dłońmi. Poczułam znajomy zapach piżmowych perfum, serce szybciej mi zabiło.
- John, jeżeli to Ty, to musisz wiedzieć, że już nie żyjesz. Wiesz, ile ja się nadenerwowa... - urwałam w pół słowa, ponieważ to nie twarz Johnny'ego znajdowała się tuż przed moją. Twarz ta momentalnie wywołała ogromny ból w moim sercu. Mężczyzna stojący przede mną szeroko się uśmiechnął i mocno mnie przytulił.

- Luke?

Prawo Murphy'iego.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz