Jestem Maggie. Można powiedzieć, że moje życie jest w tym momencie idealne. Mam świetną paczkę znajomych, mój chłopak jest jednym z najpopularniejszych facetów na uczelni. Pracuję dorywczo w kawiarni, ale raczej z chęci zdobycia doświadczenia, a nie przez problemy z pieniędzmi. Studia? Jestem na moim wymarzonym kierunku - koreanistyce. Jestem na drodze do spełnienia moich celów. Ale... Zawsze jest jakieś "ale", prawda?
Z moim obecnym chłopakiem, Johnnym, jestem od pół roku, zostaliśmy parą krótko po tym, jak przepisał się na naszą uczelnię. Układa nam się... dobrze. Nie mogę narzekać: dba o mnie, jest zawsze roześmiany i pogodny; jesteśmy parą nr 1 naszej grupy. Zależy mi na nim, choć nie jest to w 100% takie samo uczucie jak z jego strony. John od samego początku ma świadomość, że w moim sercu od dawna gości pewna osoba, która niestety nie jest już obecna w moim życiu. Akceptuje to, kocha mnie. Ja jestem hipokrytką, która korzysta z jego dobrego serca. Bo tak wygodniej. Proszę, możecie myśleć o mnie źle, ale ciężko mi zmienić uczucia.
Z biegiem czasu przywykłam do obecności Johnny'ego. Pomimo braku gorących uczuć, bardzo mi na nim zależy, chcę umieć go uszczęśliwić. Jest moim najlepszym przyjacielem, więc nie mam nic przeciwko byciu z nim, mimo, że nie jest to zbyt fair z mojej strony.
Niestety, jak to na parę przystało, potrafimy się również pokłócić. Tak samo było i w przypadku tego jednego dnia, którego wydarzenia miały ogromny wpływ na moje "idealne" życie.