10.

26 5 0
                                    

W tym samym czasie Daphne.

Siedzę w PW slytherinu i spokojnie czytam książkę o czarnej magi, którą wzięłam z biblioteczki Ari. Nie wiem po co jej ta książka o starożytnych czrnomagicznych eliksirach. A jeszcze lepsze pytanie to skąd ja ma. Przechodzę właśnie do rozdziału o miksturze wywołujące palenie się ciała od środka. Nie trzeba jej nawet pić wystarczy powąchać, a wszyskie twoje nażądy wewnętrzne zaczynają piec a potem się topić. Dosyć nieprzyjemny eliksir. Do pomieszczenia wybiega Draco a za nim Pensy.

- Widziałaś gdzieś Ariadne? - zapytał mnie slizgon na co ja pokręciłam głową.

- Nie, a co nie było jej na kolacji? - tym razem ja zdałam pytanie, na które odpowiedzieli kręceniem głowy - Pewnie błąka się po zamku i wróci późno nie ma się co martwić. - powiedziałem i wzruszyłam ramionami.

- A ja uważam, że trzeba jej poszukać - odezwał się Malfoy.

- Ta odazu napisz do twojego ojca na skargę, że nie chcemy jej z tobą szukać - powiedziałam z ironią na co Pens parskneła śmiechem.

- Tak, tak bardzo śmieszne. Idę spać. - odpowiedział i skierował się do swojego dormitorium.

- Tylko Dracuś nie płacz za nią długo bo jutro zaczynamy elisirami i nietoperz odejmie nam punkty jak się spuźnisz - rzuciła jeszcze w jego kierunku dziewczyna.

Ślizgonka odeszła do pokoju, a ja spowrotem zagłębiłam się w lekturze. Poszłam do dormitorium dopiero koło drugiej. Siedziałam tam tak długo, ponieważ czekałam aż pojawi się Ariadna i będę mogła na nią nawrzeszczeć, że narobiła nam strachu i wogule. Ale dziewczyna się nie pojawiła. Odłożyłam książkę do jej kufra, a później zasnęłam na swoim łóżku.

Nad ranem Ariadna.

Pierwsze co poczułam to okropny ból głowy. Leżała na czymś innym niż zimne kafle w komnacie tajemnic. Chyba na gałęziach. Nie, to nie to. Powoli otwierałam oczy. W pomieszczeniu nie było okien ani drzwi tylko długi korytarz z prawej. Komnata mogła mieć z piętnaście metrów wysokości i z sześćdziesiąt kwadratowych. Leżałam chyba na starej skórze węża. Dobra to mnie zdziwiło, ale było całkiem wygodne. Powoli zaczęłam podnosić się z posłania. Usiadłam i podparłam się rękoma za moimi plecami. Cały czas doskwierał mi pulsujacy ból głowy. Usłyszałam jakiś dźwięk. Przeraziłam się. Z głębi korytarza słychać było jak wielkie ciało bazyliszka się zbliża.

Już po nie całych dwuch sekundach wielki wąż wpełznoł do swojej jamy.

- Co ja tu robię?- chciałam zapytać ale z moich ust wydobył się cichy syk.

- Przepraszam panienkę za moje działania wobec panienki. Nie powinnam była pani otruć. Pomyślałam, że chce panienka wykraść moje jaja. Dostałam rozkaz nie zabijania i otrówania potomków Slytherina.

- Co jak to potomków Slytherina? Ja jestem boginią, nie czarodziejką.

- Wiem o tym dobrze o pani. Pan Salazar też był Bogiem. A raczej mógł być gdyby nie sprzeciwił się rodzicom.

- Chcesz powiedzieć, że Posejdon i Atena było jego rodzicami. Co oznaczało by, że byłby moim bratem.

- Bardzo mądra z pani kobieta. Tak to właśnie miałam na myśli. Pani siostra niestety nie dostała odpowiednich genów by być dziedziczką. Więc jest pani jedynym żyjącym Dziedzicem Salazara.

- Nie mów do mnie pani. Mam tylko 13 lat. Proszę zwracaj się do mnie po imieniu. A jak ciebie nazywają?

- Mnie zwą wieloma imionami. Zarazom, postachem, błędem natury. Ale od mojego Pana dostałam imię Medea.

- Jak księżniczka Medea z mitologii. - zauważyłam. Nie powiem czułam Stach przed wężem. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, ale i tak miałam wątpliwości.

- Tak. Siedzę to od wielu stuleci i zabijam co jakiś czas uczniów. W poprzednim roku jakiś chłopak mnie zabił, ale....

-.... Wrocilaś z czeluści tartaru. - dołokączyłam - pewnie czujesz się tu samotna może chciałbyś z tąd wyjść. Pomniejszyalbym się i chodziłabyś że mną i Sirr na lekcje. Uprzedzam pytanie Sirr to też wąż. Owija się wokół mojego nadgarstka i chodzi ze mną wszędzie. A co do jaja to zostały by tu a jak by się wykluły to też bym je wzięła do siebie.

- Wiesz Ariadno nigdy nie dostałam takiej propozycji. Schecią ją przyjmę. Nie będziesz musiała mnie pomniejszać. Sama mogę zmienić swoją wielkość. Nudzi mi się trochę już w tych komnatach. Znam wszystkie na pamięć i z zamkniętymi oczami mogę pełzać po korytarzach.

- A więc dobrze pojdzmy teraz do głównej komnaty a tam się pomniejczysz do rozmiarów odpowiednich na mój nadgarstek.

Po wyjściu z komnat stanęłam znów przed umywalkami i je zamknęłam. To iż miałam na nadgarstku bazyliszka wcale nie porawiało mojej sytuacji. Było już około 13. Ja tam siedziałam aż tak długo? Spałam, rozmawiałam z wężem i dostałam jad przeciw bólowy na głowę. To tyle. Wiedziałam, że dostanę opieprz od dziewczyn, a zwłaszcza od draco, który pomimo, że znaliśmy się tak krutko traktował mnie jak siostrę. Wyszłam z łazienki i skierowałam się prosto do lochów. Weszłam do pokoju wspólnego i od razu naskoczył na mnie Draco, a zanim dziewczyny. Na samym końcu parady widziałam też Blaisa. Sprytny ruchem ich wyminełam i ruszyłam do sypialni. Nie miałam ochoty rozmawiać, chciałam tylko spać.


I co uważacie? Dobry rozdział czy nie? W między czasie oczywiście dzieją się wydarzenia z trzeciej części Harego Pottera. Takie szybkie info dla nie umicych się domyślić. Choć liczę na to, że wszyscy się domyślili.

Do następnego. Adios!

DESTINY OF GODOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz