Rozdział 4

166 6 1
                                    

Imprezy organizowane przez Liama zawsze wyglądają tak jak imprezy z typowych Amerykańskich filmów. Przed wejściem porozrzucane są papiery toaletowe, trochę konfetti, dookoła mnóstwo jednorazowych kubków na alkohol, a na całą ulicę roznosi się głośna, dudniąca muzyka.
—Będzie fajnie! —zapewnił mnie Harry próbując przekrzyczeć muzykę. Skinęłam wiedząc, że wcale nie będzie, a przynajmniej dla mnie. Imprezy z jego znajomymi były ciężkie, przez ogromny dystans jaki czuć w ich towarzystwie. Miałam wrażenie, że nigdy nie są sobą, gdy ja jestem w pobliżu. Nie potrafią się rozluźnić.

Jak tylko weszliśmy przez duże drewniane drzwi do moich nozdrzy dotarł zapach alkoholu i trawy. Złapałam mojego chłopaka za rękę, by nie zgubić się w tłumie, który już zbierał się w budynku. Wiedziałam, że impreza nie skończy się dobrze z taką ilością ludzi.
— Cześć! — krzyknęła Zoe obdarowując każde z nas krótkim objęciem. Uśmiechnęłam się krótko i kiwnęłam głową do góry na znak, że ja też się z nią witam.
— Dużo ludzi — stwierdził Harry rozglądając się za alkoholem.
— To jedna z naszych ostatnich imprez! Zabawy się! — pisnęła szczęśliwa i zaprowadziła nas do kuchni, gdzie cała paczka już czekała. Przywitałam się ze wszystkimi nieśmiało obciągając jednocześnie sukienkę, która przesunęła się w górę odsłaniając moim zdaniem za dużo i oparłam się o marmurowy blat szafek kuchennych.
— Ładnie wyglądasz! — stwierdził Louis mierząc mnie wzrokiem. Gdybym go nie znała, pewnie zrobiłabym wielkie oczy i była nieźle zdziwiona, ale nie sądziłam, że jego słowa mogłoby być prawdziwe.
— Wiem, dzięku...— Miałam dokończyć, ale Harry wszedł mi w słowo.
— Piękna, bo moja!

Spojrzałam na niego zastanawiając się, czy na pewno wszystko z nim w porządku. Nie był skłonny mówić takich rzeczy na osobności od bardzo dawna a co dopiero przy znajomych. Uśmiechnęłam się jednak na jego komplement i owinęłam swoją ręce wokół jego lewej, gdyż w prawej trzymał już drinka.
— Chcesz? — Zwrócił się do mnie gospodarz imprezy stojący z uroczą i wysoką blondynką, której do tej pory nie widziałam.
— Nie, ja dziś nie piję, dziękuję.
Chłopak wzruszył ramionami i podał swojej towarzyszce drinka.

Minęły dwie godziny i każdy z towarzystwa był już pijany. Niestety Harry również, więc wiedziałam, że nie odwiezie mnie do domu, bo nie zdąży wytrzeźwieć. Westchnęłam zabierając kolejny pusty kubek, który pozostawił na swojej drodze. Szurał nogami do łazienki a ja z całej siły starałam się mu w tym pomóc.
— Tu? — mruknął łapiąc za klamkę.
— Nie, tu jest sypialnia — westchnęłam i poprowadziłam go do następnych drzwi, w których na szczęście znajdowała się łazienka.
Chłopak chwiejąc się załatwił szybko potrzebę i umył ręce zachlapując pół łazienki, co w trybie ekspresowym starałam się posprzątać.
Nienawidziłam jak pił, jak doprowadzał się do takiego stanu, gdzie musiałam większość przy nim i za niego robić.
— Alex?
— Tak? — Spojrzałam na niego, gdy stał i opierał się uśmiechnięty o ścianę.
— Jesteś moja.
Przewróciłam dyskretnie oczami i wróciłam do wycierania podłogi.
— Wiem — mruknęłam, gdy czułam palący wzrok na sobie Harry'ego, który najwyraźniej oczekiwał na tą odpowiedź.
— Może wrócimy już do domu?
— No co ty! — zaśmiał się głośno. — Jest dopiero dwudziesta druga! A ja jestem pijany.
— Taksówkę miałam na myśli.
— Ja nie mam kasy na takie rzeczy! — Rzucił pijacko.

— Ja mam— westchnęłam i skończyłam wycierać mokrą podłogę. — Chodź.
Chwycił moją rękę dał się pociągnąć na taras, gdzie siedziała reszta. Wieczór był naprawdę ciepły, więc większe okrycia nie były nam potrzebne. Mój pijany chłopak usiadł na krześle ogrodowym pociągając mnie za sobą, przez co zmuszona byłam do zajęcia miejsca na jego kolanach.
Ten człowiek tak mnie zaskakiwał. Przy swoich znajomych zawsze stronił od takich gestów a dziś przechodzi samego siebie. Staram się nie myśleć o tym zbytnio, ale moja podświadomość podpowiada, że jak wytrzeźwieje i przejdzie mu ochota na czułości wrócimy do starego schematu, czyli olewania i kłótni.
Te kilka ostatnich miesięcy było dla mnie bardzo ciężkich, więc chłonę każdy taki jego gest.
— A zapalisz chociaż? — zaproponował Liam dając znać blondynce, by wyciągnęła w moją stronę, jak mogłam się domyślić blanta.
— Nie, nie lubię tego — oburzyłam się. Dlaczego oni na każdej imprezie muszą palić ten szajs?
— Harry? — zapytał, ale mój chłopak odmówił co wprawiło mnie w niemały szok, ale starałam się tego po sobie nie pokazać. Myślałam, że będąc tak pijanym nie odmawia niczego. Niejednokrotnie zdarzyło mi się przez te dwa lata zbierać go z imprezy i taksówką wieźć do domu kompletnie pijanego, lub co gorzej po narkotykach.
Nie był typowym niegrzecznym chłopcem z wyobrażeń nastolatek, raczej kimś kto gdzieś w życiu się zgubił i nie może odnaleźć.
Gdyby nie bogaty kolega Liam podejrzewam, że żaden jego przyjaciół nie miałby pieniędzy na alkohol, ani trawę, ale Liamowi w ogóle nie przeszkadzało to, że głównie on stawiał.
— Zagramy w prawdę lub wyzwanie? — zapytała mocno wstawiona Zoe.
— To gra dla dzieci! — zaśmiał się Harry.
— Co mamy lepszego do roboty? — przyznał Liam wzruszając ramionami. — Alex, grasz?
— Jeśli muszę — zaśmiałam się tak, by zabrzmiało to jak żart, chociaż w rzeczywistości tak właśnie myślałam. Nie lubiłam tej gry, bo zawsze zadawali zbyt intymne pytania, albo dawali absurdalne wyzwania, ale nie chcąc być po raz kolejny wykluczona postanowiłam zagrać.
Louis znalazł pustą butelkę po piwie i zakręcił jako pierwszy, padło na nieznajomą blondynkę.
Chłopak zawahał się na chwilę nie wiedząc najwyraźniej jak owa dziewczyna ma na imię.
— Sophia — przedstawiła się.
— Sophia, prawda czy wyzwanie?
— Prawda — wybrała a towarzystwo zabuczało na co blondynka nie zwróciła najmniejszej uwagi.

Toksyczna miłość | H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz