Rozdział 10

44 4 1
                                    

Obiad minął nam w większości na milczeniu. Każdy przeżuwał dokładnie swój kęs tak, jakby był najbardziej interesująca rzeczą w tym momencie. Wymienialiśmy krótkie zdania, lub przytaknięcia przerywając tą ciszę co jakiś czas.
Mój wzrok ciągle uciekał na Harry'ego. Nie potrafiłam w tak krótkim czasie być wobec niego obojętna, wobec tego, że siedzi tu, zaraz po mojej prawej stronie, konsumuje swój obiad jakby nic nigdy się nie stało, spogląda na mnie, uśmiecha się jak kiedyś.
Jestem bardzo zmieszana, moje serce ma jeszcze jakąkolwiek nadzieję na naprawę tego związku, a rozum beszta je za każdą myśl o tym człowieku.
— Smakowało Ci? — zapytał Harry, kiedy skończyłam swoją porcję.
— Tak, było całkiem dobre.
— Nie uważasz, że smak się zmienił?
— Um... Tak, mają nowego kucharza.

Zaczął rozmowę jak gdyby nigdy nic. Lustrował mnie wzrokiem jakby na wylot. Jego źrenice wpatrzone były prosto w moje, kiedy się odzywałam. Czułam się bardzo niezręcznie. Nie wiedziałam właściwie jak mam się zachować nie byliśmy przecież w przyjaznych stosunkach, a ja czułam się dalej zraniona jego słowami.
— Alex co ty na to, żeby wpaść do nas? Przyjdzie kilku znajomych, taka mała posiadówka — zaproponował Louis, kiedy niezręczna cisza trwała zbyt długo wprawiając nas wszystkich w zakłopotanie.
— Was? To wy mieszkacie razem? — zdziwiło mnie to. Byli bardzo młodzi, nigdy nie słyszałam, żeby mieli stałą pracę, aby się utrzymać samemu w mieszkaniu. Musieli naprawdę się kochać, że zdecydowali się w tak młodym wieku wyprowadzić razem. Zawsze okazywali sobie czule gesty, używali wobec siebie miłych określeń. Nie miałam ochoty na żadne większe interakcje z ludźmi, ale byłam bardzo ciekawa mieszkania Zoe i Louisa. Czy to nie wścibskość?
— Jeśli Zoe nie ma nic przeciwko — mruknęłam.
— No jasne, że nie! Harry, odwieź Alex do domu, a my pojedziemy przygotować wszystko na wieczór. Spotkajmy się o 20 dobrze?

Skinęłam głową, bo nie miałam siły się odezwać. Sam na sam z Harrym w samochodzie? Moje serce zabiło mocniej, a gardło zacisnęło się tak bardzo, że nie mogłam przełknąć śliny. Moi znajomi wstali i wyszli z lokalu opłacając najpierw rachunek za obiad. Zostaliśmy całkiem sami przy stoliku. Wiedziałam, że prędzej czy później Zoe dostanie po uszach za tą propozycję.
— To co, idziemy? — po chwili ciszy zaproponowałam. Chciałam jak najszybciej dostać się do domu i moc wyrzucić z siebie te wszystkie nagromadzone emocje.
— Oczywiście — uśmiechnął się i wstał od stołu kierując do kelnera. Nieudolnie zbierałam swoje torby z zakupami, które nie mam pojęcia dlaczego zabrałam ze sobą do lokalu, w momencie, kiedy Harry już płacił.
Co on sobie w ogóle myślał? Dlaczego zapłacił za nas oboje?
Odwrócił się w moją stronę z cwaniackim uśmiechem wygranego.
— Co się tak szczerzysz? Umiem za siebie zapłacić — prychnęłam, kiedy on podniósł ostatnią papierowa torbę, zawierająca w środku koszulkę.
— Chciałem Ci zrobić przyjemność.
Przemilczałam. Najpierw mówi mi tak przykre rzeczy, a potem, kiedy się rozstaliśmy "chce mi zrobić przyjemność"?
Z wysoko podniesioną głową wychodziłam z restauracji jakbym dama sobie chciała pokazać swoją wyższość. Oczywiście, Harry nie omieszkał otworzyć mi drzwi i szarmancko przepuścić przodem. Zabrał ode mnie torby wsadzając do bagażnika, a ja zajęłam miejsce pasażera z przodu, nie mam pojęcia dlaczego nogi zaprowadziły mnie tu, kiedy tylne siedzenia były wolne.
Lubiłam a sumie tu siedzieć, dwa lata zajmowałam to miejsce bardzo często, bo Harry lubił co kilka dni zmieniać auto. Fotel dalej był ustawiony tak jak go zostawiłam, w schowku leżały moje okulary i perfumy, a także jakieś szpargały jego mamy.
— Ruszamy — powiedział, jakby bardziej do siebie niż do mnie.
Zapięłam pas i siadłam wygodnie, stąd do domu mojej mamy było dobre dwadzieścia minut drogi przy fali zielonych świateł.

Po połowie drogi w ciszy wyciągnęłam palec w celu włączenia radia i mój zakichany los tak chciał, że Harry także to zrobił. Złapaliśmy się przez sekundę za rękę przez co odskoczyłam jak poparzona, a on się tylko zaśmiał.
— Przecież nie zrobię Ci krzywdy dotykiem — powiedział przez śmiech.
— Ale słowami już tak — wypaliłam. Harry wyraźnie posmutniał w chwilę. Zacisnął dłonie na kierownicy, a jego usta z pięknych i pełnych stały się cienką, zaciśnięta linią.
— Wiesz, że nie chciałem.
— Nie chciałeś co?
— Powiedzieć tego, co powiedziałem.
Nie wierzyłam mu, albo może nie chciałam wierzyć?
— Nie sądzę Harry — spojrzałam na niego. — Mówiłeś wiele rzeczy, cieszyłeś się z tego rozstania.
— Czy możemy porozmawiać jak się zatrzymam? Nie chciałbym spowodować wypadku.

Toksyczna miłość | H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz