Rozdział 8

185 9 11
                                    

Wbiegłam do domu trzaskając drzwiami i od razu udałam się do swojego pokoju. Ból, jaki rozrywał mi serce był nie do wytrzymania. W duchu cieszyłam się, że mama jeszcze nie wróciła z pracy a ja mogłam wyć na cały głos pozbywając się tych emocji.
Mimo wszystko co się wydarzyło kochałam go. Był moją największą miłością, kimś za kogo mogłam oddać życie a teraz? Teraz śmieje się ze mnie i cieszy z tej wolności, której chyba potrzebował.
Może wina leżała po mojej stronie? To ja coś źle robiłam? Byłam niewystarczająca? Może czegoś mu nie dawałam a on nie umiał wytłumaczyć mi czego?

Z wycieńczenia zasnęłam w środku dnia.

***

— Alex? — Obudził mnie łagodny głos mamy. Zamruczałam ze zmęczenia i otworzyłam oczy. 
— Która godzina? 
— Dwudziesta. Martwię się o ciebie, śpisz odkąd przyszłam do domu w tej samej pozycji. Coś się stało prawda?
— Nie chce o tym teraz rozmawiać. To dla mnie trudne. 
— Wiesz, że możesz do mnie przyjść w każdej chwili.
— Wiem mamo, muszę to przemyśleć, poukładać w głowie. 
— Masz —  uśmiechnęła się ciepło i podała mi kubek z moją ulubioną herbatą z cytryną. 
Wzięłam naczynie i usiadłam na łóżku odprowadzając mamę wzrokiem do drzwi. Telefon zawibrował pod poduszką, więc odruchowo chwyciłam go w dłoń i odblokowałam. 
Zobaczyłam sześć wiadomości od Louisa, w których próbował mnie pocieszyć i martwił się, abym nic nie zrobiła głupiego.  I jedną od mamy Harry'ego, ale nie miałam ochoty jej czytać. Usunęłam od razu, by nie zaprzątać sobie głowy. 

***

I tak mijał dzień za dniem. Odpuściłam ostatnie dni szkoły i pojawiłam się dopiero na odebraniu dyplomów. 
Postanowiłam ubrać się w moją ulubioną, czarną sukienkę, z dołem uszytym w kształcie syreniego ogona oraz dekoltem  w serek. Całość utrzymywała się na cienkim pasku zakładanym na szyję a najpiękniejszym elementem były dwa trójkąty wycięte na wysokości bioder. 
Do niej dobrałam czarne sandałki na cienkim obcasie oraz srebrną torebkę. 
Otrzymując pieniądze na taksówkę od mamy ruszyłam w stronę już czekającego pojazdu. 
Było mi ciężko, cholernie ciężko z myślą, że Harry może tam być z inną kobietą. 

— Bardzo ładnie pani wygląda. —  Taksówkarz pożegnał mnie ciepłym uśmiechem i komplementem. Podziękowałam grzecznie i nieśmiało ruszyłam do szkoły. Nie czekała na mnie przed wejściem paczka przyjaciół, ani ten brązowowłosy chłopak, na którego widok kąciki ust same się unosiły. 
Ostatni raz po niskich schodach weszłam do szkoły, by ujrzeć korytarz pięknie ubranych i już dorosłych ludzi. Więcej nie zobaczymy się przed lekcjami, nie pośmiejemy z żartów pana od biologii, ani nie podenerwujemy się na nauczycielkę od angielskiego. Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienia ostatnich dwóch lat. 
— Alex. — za plecami usłyszałam znajomy głos, na szczęście nie był on tym, którego dziś obawiałam się najbardziej.
— Louis, Zoe.
Odwróciłam się do znajomych i delikatnie kiwnęłam głową.
— Jak się czujesz? —  zapytała dziewczyna.
— Dlaczego właściwie się do mnie odzywacie? Przecież mnie nie lubicie.
Nie miałam siły na sztuczne udawanie przyjaciół, na litość ani kłamstwa.
—  Ja nigdy nie powiedziałam, że cię nie lubię. Mam nadzieję też, że nie dałam ci tego odczuć. Jesteś dla mnie jak młodsza siostra. —  Dziewczyna o zielonych oczach uśmiechnęła się szeroko i delikatnie złapała za moją dłoń, by ją pogładzić.
— Ja wiem, być może dałem ci odczuć, że coś jest nie tak, ale nigdy nie miałem wobec ciebie złych zamiarów. Harry trzymał cię mocno na dystans, przez co sami nie wiedzieliśmy jak mamy się zachować. Po tym co odwalił nie chce przykładać ręki do sprawiania ci przykrości. Mimo, że to mój najlepszy przyjaciel uważam, że postąpił jak dupek. 

— Dziękuje.
To było jedyne, co mogłam z siebie wydusić. Ten przeszywający ból w sercu wrócił, jak tylko mój wzrok odbiegł do drzwi wejściowych.
Stał w nich cudownie oświetlony promieniami słonecznymi, które padały zza jego pleców. Miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, czarną koszulę i czerwony krawat. Wyglądał nieziemsko, ale jego twarz nie wyglądała tak dobrze jak zawsze. Wydawał się być blady, a jego oczy przekrwione.
— Alex. — Zoe szturchnęła mnie widząc jak zagapiłam się na bruneta.
— Ja... Przepraszam, po prostu on...
— Wiem, ale postaraj się o tym nie myśleć. Chodźmy.
Nie mając szansy zaprotestować zostałam pociągnięta za dłoń w stronę terenów zielonych szkoły na których miała odbyć się ceremonia. 
Przez resztę czasu nie widziałam mojego ex chłopaka. Pani dyrektor wygłosiła przemówienie, przewodniczący klas i szkoły życzyli nam dobrego startu w dorosłość, tradycyjnie rzucaliśmy czapkami na znak końca szkoły i tak po dwóch godzinach wszyscy zaczęli rozchodzić się do domów. Szłam ostatni raz głównym korytarzem szkoły przypominając sobie każdą spędzoną tu godzinę. Łamało mi serce to, że jedyne wspomnienia jakie miałam, to te w towarzystwie Harry'ego. Stanęłam obok filaru, przy którym ostatni raz mnie przytulił i delikatnie przejechałam palcami po chropowatej nawierzchni. Zmroziło mnie, kiedy na swoim ramieniu poczułam męską dłoń. Zbyt dobrze ją znałam, aby nie rozpoznać do kogo należy.
— Harry? —  odwróciłam się bardzo powoli starając się kontrolować każdy oddech i nie dopuścić do histerii.
— Alex. Widziałem cię tu, ale potem zniknęłaś razem z Louisem.
— Cóż, patrzenie na ciebie nie sprawia już przyjemności.—  wypaliłam bez przemyślenia. Chłopak zmarszczył brwi. Przeanalizowałam w głowie to co przed chwilą wyszło z moich ust i przygryzłam wargę w konsternacji. —  Wybacz, nie chciałam, aby to tak zabrzmiało.
— To ja przepraszam, za to co wtedy powiedziałem. — Podrapał się w zakłopotaniu po tyle głowy. Dla nas obojga ta rozmowa nie należała do łatwych, a atmosfera była tak gęsta, że można zawiesić na niej siekierę. 
— Nic się nie stało —  skłamałam. — Ja... Muszę już iść. Czeka na mnie taksówka. —  Kolejne kłamstwo.
— Odwiozę cię.
— Oh, nie dziękuję.
— Alex...
— Harry, nie utrudniaj mi tego. 
Nie mogłam, nie dałam rady. Odwróciłam się na pięcie i jak najszybciej oddaliłam od niego. W moich oczach zebrało się tyle łez, że trudno było mi je zatrzymać. 
Kilka pojedynczych spłynęło po mojej skórze pokrytej podkładem i pudrem do makijażu. Starając się zachować jak największy spokój wybrałam numer taksówki i zamówiłam pod adres szkoły. Moje nogi uwielbiające szpilki dziś nie mogły na nich ustać. Całe moje ciało telepało się ze stresu, a mózg chciał stąd jak najszybciej zwiewać.  Na szczęście nie musiałam długo czekać i auto już po pięciu minutach stało pod moimi nogami. Wytarłam delikatnie spływające łzy i wsiadłam podając kierowcy swój adres. 
Mój telefon zawibrował dając znać o wiadomości. Przełknęłam ślinę i odblokowałam ekran.
"Przepraszam" brzmiała treść sms'a, którego przysłał mi Harry. Nie odpisałam. Czym prędzej zablokowałam z powrotem ekran i wzięłam najbardziej cichy i głęboki wdech jaki mogłam w tej chwili. 
Trzy minuty później wysiadając z auta szybko zniknęłam za drzwiami mieszkania, by móc wypuścić z siebie całe emocje. Cisnęłam w złości szpilkami o podłogę, w pokoju zdjęłam sukienkę rzucając w kąt a makijaż zmywałam przez łzy. Miałam dość tego dnia, a dopiero minęła połowa. Nawet nie zakładając ubrań w samej bieliźnie położyłam się do łóżka nakrywając cała kołdrą. Im bardziej histeria mną władała, tym mniej tlenu miałam do oddychania.
W momencie, kiedy cała poduszka była już mokra za moją kołdrę ktoś pociągnął. Poderwałam się do pozycji siedzącej orientując się, że to moja mama.
— Córciu, co się stało? Matko boska. 
Jej mina z wiecznie pogodnej i uśmiechniętej zmieniła się na mocno zmartwioną.
—  Harry...
—  Oh —  wypsnęło się z jej ust. Usiadła ostrożnie na łóżku i pogładziła moją dłoń najczulej jak umiała. Przez dławienie się łzami, trudności z oddechem i drgawki opowiedziałam mamie co się działo od ostatniego czasu. Nie stanęła po żadnej ze stron. Zmartwiła się jeszcze bardziej.
—  Ja po prostu, już nie mogę. Po co on się do mnie odzywał? Nie mógł udawać, że jest dobrze? Pozwolić mi zapomnieć?
—  Kochanie, nigdy nie zapomnisz o swojej pierwszej miłości. —  Mama uśmiechnęła się. —  Możesz o nią walczyć, jeśli uważasz, ze to ma sens, lub pozwolić przeminąć. 
—  Namawiasz mnie do walczenia o Harry'ego?
—  Nie słonko, mówię tylko, że to twój wybór. Życie składa się z wyborów, które dokonujemy. Czasami są dobre, czasami złe.
—  A jeśli on jest tym jedynym? —  wtrąciłam się.
—  Tego nie wiesz, ja też tego nie wiem.
—  A co jeśli?
—  Jeśli nim jest, to prędzej czy później będziecie razem. Dajcie sobie czas, odpocznijcie. Zatęsknijcie!
—  Nie wierzę, że namawiasz mnie do powrotu —  zaśmiałam sie.
—  Nie namawiam córeczko. Mówię ci tylko, że zawsze są dwa wyjścia.

Toksyczna miłość | H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz