Witamy w naszej szkole

3.9K 225 144
                                    

Troy p.o.v.

Tydzień minął zaskakująco szybko. Przez ten czas próbowałem przekonać ojca, żebym jednak nie jechał do tej durnej szkoły. Nie udało się, nawet mimo pomocy ze strony cioci.

Leżałem znudzony na kanapie w holu, wokół ktorej stało pełno walizek. Czekałem, aż Diego łaskawie dotrze tutaj, żeby mnie zabrać. Poprzedniego dnia napisał mi, że przyjedzie o 13, a była już 16. Dam mu porządny ochrzan za takie spóźnienie. Mogłem zrobić tyle pożytecznych rzeczy przez te trzy godziny, ale nie, siedziałem tu i czekałem na tego debila.

Kiedy zdecydowałem się, że do niego napiszę, ktoś zaczął do mnie dzwonić. Na ekranie wyświetlił mi się napis "blondas", więc przeciągnąłem zieloną słuchawkę.

- Hej, sorry, że tak długo, ale już jestem - blondyn odezwał się jako pierwszy.

- Wiesz, raczej nie dojdę nawet do drzwi za pierwszym razem z walizkami. Fajnie by było, gdybyś mi jednak pomógł - stwierdziłem ironicznie, lekko zirytowany.

- Ta... jasne, już idę. - rozłączył się i po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.

Służąca wypuściła chłopaka do domu, usłyszałem kroki. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na niego. Miałem nadzieję że mój wzrok jest pełen wyrzutów, ale chyba tak nie było. Kiedy fioletowooki zobaczył moją minę, zaczął się śmiać. Nadmuchałem policzki zdenerwowany na niego, czym go jeszcze mocniej rozbawiłem. Rzuciłem w niego poduszką i złapałem dwie najmniejsze walizki i ruszyłem do wyjścia. Usłyszałem kroki za sobą, uśmiechnąłem się delikatnie. Dotarliśmy do samochodu i wsadziliśmy walizki do bagażnika w ciszy. Zrobiliśmy tak jeszcze kilka razy i mogliśmy jechać.

Zanim ruszyliśmy, z domu wyszła wysoka szatynka o zielonych oczach. Podbiegła do samochodu, więc otworzyłem okno.

- Jedziesz tak bez pożegnania? - oparła się o drzwi.

-Em.. przecież wrócę na weekend...

- Jak wrócisz? Nie możesz wychodzić poza teren należący do szkoły przez pierwsze 2 tygodnie - wtrącił się Diego.

- Żartujesz?!

- Nie...

Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem. Co to jest za szkoła z której nie można wyjść?! Obiecałem znajomym, że spotkamy w najbliższy weekend, a on mi mówi o czymś takim dopiero teraz! Jaki debil...

Z domu wyszedł jeszcze ojciec i mój brat. Diego odpalił silnik i powoli ruszyliśmy. Pomachałem im na pożegnanie, a chwilę później byliśmy już w drodze. Osunąłem się na fotelu i spojrzałem na twarz chłopaka. Był skupiony na drodze i nie zwracał na mnie uwagi.

- Dlaczego masz białe włosy? Farbujesz? - zapytał się po 10 min jazdy.

- Em..- dotknąłem palcami końcówek moich włosów. - Nie... mam tak od urodzenia. Kiedyś próbowałem farbować, ale każdy kolor schodził po 3 dniach.

- Em... tydzień temu powiedziałeś mi, że twoją siostrę zamordowano...- cały się spiąłem. Nie lubię jak ktoś o to pyta. Przez powrót wspomnień nie usłyszałem co dalej powiedział.

~~~
Jechałem rowerem do siostry, żeby zabrać ją na imprezę. Kiedy dojechałem na miejsce, stały tam dwa radiowozy. Podeszłem do policjantów i spytałem co się stało.

"Dziewczyna w wieku 15 lat została zamordowana, dostaliśmy chwilę temu wezwanie. Pogotowie już z nią odjechało. A, przepraszam, kim Pan jest?"

Nie odpowiedziałem mu, tylko pobiegłem na klatkę, a potem do mieszkania. Wszędzie była krew. Widziałem ślady walki i na drzwiach od łazienki lekkie rysy od pazurów. Nie takich paznokci, jak mają dziewczyny... Bardziej przypominały zadrapania jakiegoś zwierzęcia. Nogi się pode mną ugięły. Patrzyłem się z niedowierzaniem na mieszkanie. Policjanci musieli mnie zabierać stamtąd siłą. Jak już się otrząsnąłem, pojechałem z ojcem i bratem do szpitala. Lekarze powiedzieli nam, że Sara jest w bardzo ciężkim stanie. Siedziałem przy niej cały tydzień, w dzień i w nocy. Po miesiącu powiedzieli nam, że muszą ją odpiąć. Dwa dni później umarła. Nie wytrzymałem i płakałem. Zamknąłem się w pokoju na cały tydzień i nic nie jadłem. Po upływie tego czasu, ojciec zabrał mnie do szkoły. Musiałem zacząć żyć normalnie....

~~~

- ...oy... roy... Troy! - głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia.

- Co? - spytałem trochę szorstko.

- Jesteśmy na miejscu... - rozejrzałem się. Rzeczywiście byliśmy na parkingu przy jakimś dużym budynku. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem tylko drzewa. - Czemu płaczesz?

- Płaczę? - dotknąłem swoich policzków. Naprawdę były mokre od łez. - Ow... to nic..

- Na pewno? - spojrzał na mnie niepewnie.

- Ta... - uśmiechnąłem się smutno i wysiadłem z samochodu. - To gdzie teraz?

- Chodź ze mną, najpierw musisz się spotkać z dyrektorem. -ruszył w stronę jednego z większych budynków.

Kiedy weszliśmy wszyscy uczniowie podchodzili do blondyna, żeby się przywitać. Niektórzy z nich patrzyli na mnie krzywo, jakbym im przeszkadzał. Jednak byly też osoby, które od razu się ze mną przywitały i przedstawiły. Czułem, że był tu jakiś podział, ale nie wiedziałem jaki dokładnie...

Po chwili dotarliśmy do pokoju dyrektora. Fioletowooki zapukał kilka razy i wszedł do pomieszczenia, a ja za nim. Brązowowłosy mężczyzna spojrzał na nas i delikatnie uśmiechnął.

- Witam w naszej szkole Troy - powiedział ciepłym głosem i wskazał fotel obok. - Kiedy kończysz 17 urodziny?

- Em.. w środę... , a dlaczego pan pyta?

- Czyli nic nie wiesz? - zerknął na Diega. Westchnął. - No trudno, chłopaki ci później wytłumaczą...
Diego - zwrócił się do blondyna. - weź Broke'a do pielęgniarki. Wiesz po co. A do czasu wyników niech mieszka sam, albo z Betami.

- Oczywiście panie dyrektorze - skierował się do drzwi, więc wstałem.

- Jak będziesz miał jakieś pytania to zawsze możesz do mnie przyjść. - powiedział, kiedy byłem przed drzwiami.

- Oczywiście- uśmiechnąłem się i wyszedłem.

Szliśmy korytarzem kilka minut i po chwili byliśmy u pielęgniarki. Chłopak wytłumaczył jej coś na ucho, a po chwili wyszedł z pomieszczenia. Spojrzałem sie niepewnie na kobietę.

- Mogę ci pobrać krew? - uśmiechnęła się ciepło.

- Em.. tak..

Po chwili było już po wszystkim. Kobieta kazała mi chwilę poczekać, a sama weszła do jakiegoś pomieszczenia w którym widziałem fiolki, tabletki i różne papiery. Kiedy wróciła spojrzała na mnie poważnie.

- Troy... musisz mnie wysłuchać, nawet jeżeli nie będziesz nic rozumieć. Proszę zapamiętaj to co teraz powiem, bo bardzo ci się to przyda.

- ... okey...

- Jesteś omegą~

- Kim? - przerwałem jej. Westchnęła.

- To może od początku... wszyscy w tym budynku to wilkołaki. Internat jest podzielony na trzy części. Alfy. Bety. Omegi... Alfy to typowi dominanci. Nie ważne czy dziewczyna czy chłopak, to właśnie oni zapładniają Omegi. Natomiast Omegi to typowi ulegli. Wydzielają zapach mający za zadanie kusić Alfy. I bez względu na płeć rodzą dzieci. Bety są dla równowagi w stadzie. Z połączenia Alfy i Omegi na samym początku urodziła się beta.

- Eee... to trochę dużo informacji...

- Wiem..., a i jeszcze jedno. Omegi mają dni płodne, inaczej nazywane gorączką. Wydzielają wtedy jeszcze intensywniejszy zapach... resztę mam nadzieję, że wytłumaczą ci koledzy... - uśmiechnęła się i podała mi białe tabletki. - Bierz jedną dziennie od twojej pierwszej gorączki. Będą maskować twój zapach.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Jadę do Krakowa...

1050 słów...

Jak wam się podoba moja książka? Staram się najbardziej jak mogę.

Następny rozdział postaram się dać wam jutro...

Kc za komy i gwiazdki

C.d.n. 😘

shut up my seme ΑβΩOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz