Rozdział V ~ Porwanie

35 20 3
                                    

_______
Następnego dnia rano
_______

5:38

Po zrobieniu porannej toalety poszłam pobiegać, moja podświadomość mówiła mi, że to bardzo zły pomysł, ale kto mądry słucha się jakiegoś głosu w głowie, prawda?. Wzięłam telefon i pieniądze ,nawet nie wiem po co, bo sklepy o tej porze są zamknięte...

Wyszłam z hotelu i pobiegła, jakąś Nie standardową drogą, poza okolice miasta, szczerze mówiąc to nawet się nie zmęczyłam...

Zauważyłam że od pewnego czasu śledzi mnie ktoś na ścigaczu... Postanowiłam zacząć szybciej biec. Z za zakrętu w środku lasu wyłonił się czarny wan, bałam się więc wbiegłam do lasu. Usłyszałam kłótnie 2 mężczyzn, ale nie przestawałam biec, wyraźnie słyszałam kogoś za mną, kto biegnie. Wspiąłam się na jakieś grube drzewo, chociaż nie było lekko, przez bolącą rękę.

Gdy byłam jakieś 3 metry nad ziemią, gałąź złamała się pode mną, a ja spadłam uderzając o kilka innych grubych gałęzi. Gdy wylądowałam na ziemi, nie miałam siły się podnieść. Mężczyzna w stroju motocyklowym, podbiegł do mnie i wziął mnie w stylu panny młodej, na ręce.  Nie miałam siły się wyrwać, moje powieki się zamknęły...

Przecknełam się w samochodzie, ale nadal nie miałam kontroli nad ciałem. Bałam się że od upadku coś mi się stało z kręgosłupem... Znowu zasnęłam...

Zostałam obudzona po przez wylanie na mnie całego wiadra zimnej wody.

-Co jest Kurwa... ~ krzyknęłam

Zobaczyłam dwóch mężczyzn stojących nade mną.

-Gdzie ja kurwa jestem? ~ cały czas krzyczałam...

-nieładnie tak przeklinać... ~ powiedział wysoki chłopak z czerwoną bandamą na ustach.

-gdybym miała jak, skopała bym ci twoja tłustą dupe! ~  byłam wściekła, nigdy nikogo się nie bałam, bo gdyby chcieli zrobić komuś z moich bliskich coś złego, to by im się nie udawało, gdyż nikogo nie miałam. A sama nie bałam się śmierci, zbyt dużo razy z nią się spotkałam, żeby teraz się jej bać.

-za takie odzywanie się będą kary. ~ powiedział ten sam mężczyzna... kucnął przede mną,  tak że moje nogi były pomiędzy jego. Gdy mnie uderzył z otwartej ręki w twarz, niewytrzmałam i kopnęłam go w krocze z całej siły jaką miałam, a miałam jej bardzo dużo.  Chłopak upadł na podłogę i zaczął się zwijać z bólu. Ja natomiast miałam, na twarzy perfidny uśmieszek...

-nikt nie ma prawa bić mnie po policzku. ~ szepnęłam, ale chyba obydwaj to usłyszeli.

-szmato nie będziesz kopać mojego przyjaciela. ~ po czym, kopnął mnie kilka razy w brzuch.

Teraz ja i mężczyzna którego kopnęłam, razem zwijaliśmy się z bólu. Zaczęłam pluć krwią, ale nawet nie jęknełam przy tym jak mnie kopał.

-Wystarczy ~ powiedział chłopak, wstając na równe nogi.

Obydwaj wyszli z pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Wyplułam krew, ale cały czas było jej coraz więcej. Zrobiło mi się słabo, a moje powieki stały się bardzo ciężkie, próbowałam ich nie zamykać, ale było mi zbyt ciężko. Zamknęłam je, zrobiło mi się bardzo zimno.

_________
Oczami porywacza
_________

-stary idź daj jej wodę bo zdechnie nam.

-mam wejść do tej dzikuski? Jeszcze mnie znów kopnie... ~ powiedziałem lekko zły

-idź, kurwa a nie...

On i Ona 💓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz