-Co?-Zmarszczyłem brwi i wstałem prędko z kanapy. Wtedy skrzypnięcie drzwi za moimi plecami. Klaun stał w drzwiach i przyglądał nam się z szaleństwem w oczach i szerokim uśmiechem.
-Mnie tak skrzywdziłeś. To mi zniszczyłeś życie na lata. Chciałem się odegrać, ale ty zyskałeś obronę w postaci tych czubków.-Wskazał na Ryana, który siedział jak wryty na kanapie.-A teraz dostaniesz coś gorszego.-Ruszył w moją stronę, ale Ryan prędko wstał i złapał go za koszulkę, przybijając jego plecy do ściany.
Wtedy ja poczułem szorstkie dłonie klauna na moich ramionach. Szybko obrócił mnie w swoją stronę.
-Andy!-Krzyk Ryana i dźwięk szarpiących się ciał. Tylko mogłem sobie wyobrażać, co się działo za moimi plecami.
-Obawiałem się, że nie stracisz czujności, a ty już wtedy miałeś węża pod swoim dachem.-Wycharczał mi prosto w twarz. Złapał mnie za gardło i zaczął mi je ściskać, poczułem nieziemski ból i chęć zwymiotowania, po chwili zaczęła nie boleć głową, a jedynie co mogłem zrobić to niezdarnie próbować go odepchnąć dłońmi.
Nagle przybliżył moją ohydną twarz do mojej. Widziałem jego jasne niebieskie oczy, z tak bliska mogłem w nich dostrzec każdą żyłkę. Nagle zabrał jedną dłoń z mojej szyi, jednak nadal drugą uniemożliwiając mi dostęp tlenu. Swoim długim ostro zakończonym palcem dotknął mojej rany na policzku.
-Jedna rana. To jak kropla w morzu tego, co zrobiłeś mojemu synowi.-Rzucił mnie na ziemię i wskazał na Klausa. Chłopak uderzył łokciem w nos Ryana, a ten upadł nieprzytomny na podłogę. Chciałem do niego się podczołgać, ale klaun kopnął mnie w udo. Ból zaczął promieniować na całą nogę.
Klaus patrząc na mnie z góry, oblizał usta i ze łzami w oczach zaczął zdzierać z twarzy duże warstwy maski. Pod którymi kryły się gigantyczne blizny i duże ubytki ciała.
-Widzisz, co mi zrobiłeś? Widzisz!-Wskazał na swoją twarz, a jego dłoń się trzęsła.
-Sprowokowałeś mnie.-Postawiłem mu się, chcąc być twardym, choć głos mi drżał.
Klaun nagle wszedł na mnie, dociskając swoim kościstym ciałem do ziemi.
-Skrzywdziłeś go, więc ja zrobię ci też krzywdę. Na całą wieczność.-Wycharczał mi w twarz -To, co zrobił twój kochanek, jest początkiem nowej gdy. Jego niepohamowanie dało życie okropnej bliźnie. -Zaczął wsuwać mi pod skórę przez rozdarcie na policzku, które zrobił mi Ryan, gdy mnie uderzył, ostry palec rozdzierając mi przy tym skórę jeszcze bardziej. Chciałem krzyknąć, ale jedynie co uwolniło moje usta to cichy jęk. Jego druga dłoń stłumiła moje oddechy przez naciśnięcie na krtań. Oczy wypełniły mi łzy, czułem, że zaraz stracę przytomność.-A teraz ty zaznasz tego, co mój syn.-Zrobiło mi się ciemno przed oczami.-Poznasz, jak to jest mieć skazę na całe życie.-Nagle huk tuż przy moim uchu.
Szał w oczach klauna nagle uleciał i upadł bezwładnie obok mnie. Jego część głowy była oderwana, ukazując jeszcze ruszający się mózgu. Była pokryta czarną krwi, która też była na mojej twarzy. Zaczęła mieszać się z moją raną na policzku. Prędko wstałem chcąc, jak najszybciej pozbyć się czarnej mazi z twarzy.
Nagle zakręciło mi się w głowie i zatoczyłem się czując, jak cały obraz przed oczami mi wiruje.
-Nie czuje się zbyt dobrze.-Wyszeptałem, czując osłabienie całego organizmu.
-Andy...-Ryan zaczął potrząsać moim ciałem. Jednak nie mogłem utrzymać już otwartych oczu. Jeszcze katem oka widziałem martwe ciało Klausa. A później tylko ciemność.*Dwa tygodnie później*
Byłem w szpitalu przez parę dni, Ryan również. Byliśmy odwodnieni i wygłodzeni. Mój ojciec nie zamknął drogi do chaty nad jeziorem. Nie uwierzył mi i nadal wynajmował dom turystom.
Policja nie znalazła ciał moich przyjaciół. Dom starszego mężczyzny był opuszczony i zniszczony. Nikt oczywiście nie uwierzył mi w opowieść o klaunie mordercy, jak i o Klausie który rzekomo popełnił samobójstwo po napadnięciu na niego. Nie doszli do tego, że byłem tego sprawcą.
-Andy jak się czujesz?-Zapytał Ryan, siadając obok mnie. Od kiedy wyszedłem ze szpitala, ciągle przesiadywałem przy studni pod drzewem. To miejsce przypominało mi dziedziniec ze schroniska i czułem się tak jak by Jack i Brooklyn nadal byli obok mnie tuż przed śmiercią.
-Tak jak każdego dnia, gdy mnie o to pytasz.-Nie potrafiłem się cieszyć. Każdego dnia miałem koszmary i poczucie winy zżerające mnie od środka, że to z mojej winy zginęli nasi przyjaciele. -Że też już wcześniej wiedział, że tam będziemy.-Oparłem brodę o ramię bruneta.
-Musisz zawsze do tego wracać?-Beaumont wstał gwałtownie i spojrzał na mnie z góry.-Mam tego dość!-Uniósł głos wściekły.
-Przez moją głupotę Brooklyn Jack i Mikey nie żyją!-Również wstałem, patrząc mu prosto w oczy. -Niby mam być szczęśliwy?!-Wykrzyczałem mu prosto w twarz.
-Nie znaleźli ich ciał. Nie było nigdy starszego faceta w domku przy drodze, schronisko jest całkiem w innym kierunku, niż szliśmy, a Klaus popełnił samobójstwo, zanim jeszcze mnie poznałeś. Zaraz po tym, co mu zrobiłeś!-Prychnąłem z kpiną na jego słowa.
-Zmierzasz mi teraz to wypominać tak?-Popchnąłem go, a chłopak zrobił dwa kroki w tył.
-Nie prowokuj mnie!-Ryan zacisnął dłonie w pięści. Nie byliśmy już sobą, staliśmy się poddenerwowani, szybko wpadaliśmy w kłótnie i zazwyczaj kończyło się na rękoczynach.
-I co uderzysz mnie ha?!-Wściekły wyminąłem go, potrącając ramieniem.
-A ty gdzie?!-Usłyszałem, że biegnie za mną.
-Naprawdę mam już dość tych ciągłych kłótni. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zrobię ci krzywdę, a teraz ledwie co hamuje się przed tym, żeby ZNÓW cię nie uderzyć.-Nadal szedłem przed siebie, słysząc kroki bruneta tuż za mną.
-To porozmawiajmy w końcu jak ludzie.-Nagle się zatrzymał, a ja po chwili robiłem to samo, spojrzałem na niego przez ramię.
-Nie potrafię.-Szepnąłem i wszedłem do domu, a następnie do łazienki zamykając się w niej na klucz. Przez uchylone okno słyszałem, jak Ryan głośno przeklina.
Oparłem dłonie na umywalce i spojrzałem na soje odbicie. Od wyjścia ze szpitala czuję się dziwnie.
Co noc budzę się z uczuciem, jak by po moim ciele chodziły robale, jednak gdy otwieram oczy, niczego nie widzę. Pierwszy raz czuję to nie śpiąc.
Przesunąłem dłonią po przedramieniu i zobaczyłem, że moje żyły nie są niebieskie tylko czarne jak by skażone czymś.
Spojrzałem na swoje odbicie przestraszony i zobaczyłem, że moje oczy są jasnoniebieskie, a cera blada. Dużo jaśniejsze od moich naturalnych. Patrząc w swoje, oczy czułem się tak, jak bym patrzył temu klaunowi w oczy, temu mordercy.
Nagle ciemne żyły zaczęły pokazywać się na mojej szyi. Panicznie zacząłem drapać szyję, jak by to miało w czymś pomóc, jak bym miał jej wydrapać i wydrzeć ze swojej skóry. Z moich kącików ust zaczęły pojawiać się pęknięcia, jak by tworzył się z nich szeroki uśmiech.
Moje dłonie zaczęły drżeć, cofnąłem się kilka kroków w tył. Znów spojrzałem na odbicie i zobaczyłem siebie. Bez dziwnych oczu, bez sinych żył na szyi, bez pękającego uśmiechu.
Wtedy zakręciło mi się w głowie, poczułem dziwny ucisk w płacie czołowym.
-Nie czuje się zbyt dobrze.-Wymamrotałem i bezwładnie opadłem plecami na ścianę.Hej witajcie!
Dajcie znać co akcja w tym rozdziale dała wam do myślenia w komentarzach.
Ps ale tych co chodzą jeszcze do szkoły: Gotowi na nowy rok?Kłaniam się w pas i dziękuje za uwagę!
CZYTASZ
Let's play a game-Randy
Roman pour AdolescentsW ogromnej posiadłości pośrodku lasu otoczonej górami i jeziorami. Andy, Ryan, Brooklyn, Jack i Mikey chcieli miło spędzić czas świętując kolejne urodziny Brooklyna. Odizolowani bez możliwości pomocy. Ale po co miała by być potrzebna? Czy są sami...