Baśniobór: Mroczna magia [zakończone]

Prolog

W starym opuszczonym budynku błyskały latarki.

Gdybyśmy weszli wtedy do środka, zauważylibyśmy siedem osób - pięciu uzbrojonych mężczyzn oraz dwie związane i zakneblowane małe postacie. Nagle gdzieś w głębi skrzypnęła podłoga. Jeden z mężczyzn powiedział do drugiego - Ej, Rudy, sprawdź, co to było! ,,Rudy" niechętnie ruszył się z miejsca i z pistoletem przygotowanym do strzału ruszył przed siebie w ciemność.

Po chwili usłyszał świst i coś wyrzuciło go w krąg nikłego światła latarek. Upadł na podłogę ze strzałką z czerwoną lotką wbitą w szyję. - Co jest...?- z przerażeniem w oczach zapytał jeden z nich - Jest tam kto?! Nagle z ciemności wyszła postać ubrana w długą, granatową szatę z kapturem zasłaniającym twarz. - Nieładnie porywać dzieci - odezwała się cichym, dziewczęcym głosem. - Nawet, jeżeli są to dzieci głupich, zapatrzonych w siebie miliarderów. - Jeden z mężczyzn, niewiele myśląc, chwycił pistolet, wymierzył i nacisnął spust. Pocisk pomknął w kierunku zakapturzonej postaci. Ta jednak tylko uniosła rękę, a pocisk zatrzymał się, wirując w powietrzu. - Strzelać. Jakie to głupie i prymitywne z waszej strony. - Uśmiechnęła się, a później pstryknęła palcami. Wszyscy mężczyźni upadli na ziemię. - Spokojnie, niedługo zajmie się wami policja. - rzuciła w ich kierunku, podeszła do skulonych dzieci i zaczęła je rozwiązywać - Hej, jest dobrze, jestem po waszej stronie - Powiedziała miłym, przyjaznym głosem - Zabiorę was do rodziców. Jak się nazywacie?  - Jestem Tony - Wydukał przerażony chłopiec, pocierając skrępowane wcześniej nadgarstki - A to jest Amy - Wskazał na jasnowłosą, wyglądającą na około sześć lat dziewczynkę, spoglądającą w ich kierunku wielkimi, załzawionymi oczami. - Dobrze. Chodźcie. - Powiedziała, wzięła ich za ręce i ruszyła ku wyjściu. Uniosła się w powietrze i razem z rodzeństwem przeleciała nad uśpionymi mężczyznami. Gdzieś w tle zabrzmiały dźwięki syren.

- Kim ty jesteś? - spytała zafascynowana lotem Amy.

- Wróżką.