L U F F Y
Wyjątkowo miałaś dzisiaj paskudny humor. Od kilku dni słomiany ciebie unikał. Nie wiedziałaś, o co mogło chodzić. Zastanawiałaś się, czy rzeczywiście zrobiłaś coś nie tak. Westchnęłaś ciężko pod nosem. Nad Tobą wisiała czarna chmura negatywnych emocji. Szczerze powiedziawszy do oczu ciekły ci łzy. Ogarniała Cię obawa, że może kapitanowi odwidziały się łączące was relacje. Szczególnie, że to były te miłosne...
- Lu-cchin, ty kretynie... Czemu? - zadałaś pytanie ze smutkiem. Bolało cię serce. Odnosiłaś wrażenie, iż one rozpada się na tysiące kawałeczków. Przymknęłaś oczy. I dałaś się ponieść emocjom. Ułożyłaś się w pozycji embriona - czyli tej takie bezpiecznej i zasnęłaś.
* * *
Obudziłaś się kilka godzin później, słysząc krzyki. Leniwie przetarłaś zmęczone oczy. Spojrzałaś w stronę drzwi. Niepokojące dźwięki były coraz bardziej słyszalne. Powoli wstałaś z łóżka i na wszelki wypadek wzięłaś szczotkę do zamiatania. Cóż... Twoja broń do obrony leżała u Usopp'a, bo ją ulepszał i przy okazji naprawiał. Usuwał zbyteczne funkcje i dodawał takie, które rzeczywiście się sprawdzą.- Sanji! Nie zabierzesz mi tego! - warknął Luffy.
- Ty kretynie! To jedzenie na kolacje! - najwidoczniej blondyna nieźle sfiksowało.
- One mi jest potrzebne! Idź i ugotuj coś innego! - odpowiedział, a ty stawałaś przed wyborem. Otwierać drzwi, czy sobie odpuścić? Chciałaś wyjaśnić raz na zawsze sytuację z chłopakiem. Objęłaś się rękoma przytłoczona bólem. Musiałaś się dowiedzieć. Potrzebowałaś spokoju ducha. Zdecydowałaś się na pierwszą opcję. Pognałaś w kierunku wejścia do pomieszczenia i złapałaś za klamkę. Lekko na nią naparłaś i niepewnie wyszłaś z pokoju. Zobaczyłaś, jak czarnowłosy uparcie broni swoich racji i ucieka z koszem jedzenia. Nie mogłaś sobie pozwolić na niepowodzenie i sama za nim pobiegłaś.
Przebierałaś szybko nogami, bowiem tempo twojego chłopaka nabierało na prędkości. Powoli traciłaś dech i szybciej łapałaś powietrze, jednak nie zamierzałaś zaprzepaścić okazji. Mijaliście korytarze, i każdego z osobna członków załogi. W końcu dotarliście na pokład. Wystawiłaś rękę do przodu, żeby zatrzymać gumiaka.
- Dlaczego? Znudziłam Ci się? - zapytałaś z żalem. Nastolatek wzdrygnął się i przez jego ciało przeszły dreszcze. Niepewnie odwrócił się do ciebie. Przez moment układał sobie w głowie, co dokładnie przekazać.
- To nie tak... Ciągle mówiłaś, że nie jestem romantyczny... Czy coś w tym stylu... Szykowałem dla ciebie niespodziankę! - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Shishishi! Nie martw się! Lubię cię! A teraz chodź... - dodał rozbawiony i ujął twoją dłoń w swoją. Zarumieniłaś się mocno na jego poczynania. Twoje kąciki ust uniosły się ku górze.
- Gdzie mnie zabierasz? - spytałaś zaciekawiona. Już dawno odpłynęliście od brzegu, więc pewnie to miejsce znajduje się na sunny. Posłusznie za nim szłaś. Odzyskiwałaś poczucie, iż jednak dla niego jesteś ważna.
* * *
Bocianie gniazdo, które służyło za centrum obserwacji - zmieniło się w krainę zabawy. Wszędzie wisiały balony, kręcone sznurki. Pełni dopełniały kwiaty z dużymi, czerwonymi kielichami. Na podłodze został ustawiony okrągły stół z krzesłami. Na nim widniały talerze ze sztućcami i wazon z mleczami. Na suficie wysiało kilka kolorowych lampek.
Słomiany puścił twoją dłoń i położył na blacie talerze z różnymi przysmakami. Nie olewał cię, tylko w tajemnicy planował super atrakcje. Na jego buzi tkwił szeroki uśmiech, pokazujący śnieżnobiałe zęby.
- Lupin! - krzyknęłaś radośnie. Zawsze tak go nazywałaś, gdy tylko zasłużył.
- Czyli ci się podoba! Widzisz? Wszystko wygląda super! - burknął, kiedy zaburczało mu w brzuchu. Wąchał zapach przepysznego mięsa. - Możemy zacząć jeść? - w oczach zjawiły się gwiazdki, a z ust sączyła się ślinka. - MIĘSO!
- NA DODATEK Z DZIKA! - wykrzyczałaś z radością i podeszłaś bliżej. Oboje zasiedliście przy stole. Niewiele myśląc zasięgnęliście po widelce i braliście na talerze kawałki dobrego dania. Po dobrych dziesięciu minutach opróżniliście wszystko. Nawet ziemniaczki w polewie czosnkowej. Jedynie brakowało ci jednego, ważnego aspektu. Liczyłaś na całusa. Rozumiałaś, iż Lu-cchin nie odważy się na to. Chłopak roześmiał się oraz pomasował ucieszony brzuch. Westchnęłaś pod nosem. Poczłapałaś i położyłaś na jego ramieniu dłoń. Przy czym zasiadłaś na jego kolanach, wprawiając go w duże zakłopotanie. - Proszę, proszę... Ktoś tu się wstydzi?
- Nie... Wydaje ci się! - wydukał z rosnącą czerwonością na policzkach.
- Jasne... - wyszeptałaś do jego prawego ucha. Czułaś, jak zadrżał. - Ej, Lupin... Zgadniesz czego chcę?
- He?! - zareagował nerwowo, ale objął cię w pasie. Sparowałaś wasze czoła razem i stuknęłaś wzajemnie nosy. - Cukiereczku?! - wygadał i spiął się bardziej. Denerwował się ogromnie.
- Naprawdę to ja zawsze mam nosić spodnie w związku? - irytowałaś się, lecz wybranek prędko się ogarnął i musnął twoje usta.
YOU ARE READING
One Piece: Scenariusze
RomanceDo wyboru droga czytelniczko masz trzy historie, które rozgrywać się będą wokół "Potwornego Trio". Kogo wybierzesz? Luffy'iego, Zoro, czy Sanji'ego?