Odwróciłam wzrok od samochodu, który sekundę temu przejechał pustą ulicą, kierując całą swoją uwagę na opadające powoli, jakby w zwolnionym tempie ciało ojca. Zamarłam.
Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Było jak we śnie.
Patrzyłam nieprzytomnie na krew, która ciekła po jego skroni i powoli spływała na mokry od deszczu chodnik.
Chwilę zajęło mi to, żeby się w końcu wybudzić z tego amoku. Nie tracąc już ani sekundy więcej, jakby wyrwana z otępienia opadłam na kolana tuż przy jego ciele. Szybko uniosłam jego głowę, układając ją sobie na kolanach i tuląc do swojej klatki piersiowej. Przymknęłam powieki i dopiero wtedy poczułam jak moje oczy są mokre od płaczu. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam łkać. Kołysałam tatę w przód i tył na swoich kolanach, tuląc go do siebie, jakby to miało w czymś mi pomóc. Drżącymi dłońmi odgarnęłam jego włosy do tyłu głowy biorąc jego twarz w swoje dłonie.
Nie mogłam tego pojąć. Co się dzieje? Co się stało?
Szlochałam cicho, zaciskając mocno powieki z nadzieją, że gdy je otworze obudzę się w ciepłym łóżku, w domu. Chciałam, żeby to był tylko sen. Pragnęłam, żeby całe piętnaście lat mojego życia okazało się głupim, nic nie znaczącym snem. Marzyłam tylko o tym, żeby znowu mieć pięć lat, być małą dziewczyną i chować się za sukienką mamy, kiedy jestem zawstydzona. Marzyłam o tym, aby każdego dnia oczekiwać na powrót ukochanego taty do domu, aby móc się z nim pobawić, przytulić go, poczuć się jego małą córeczką.
Łzy dalej spływały po mojej twarzy, czułam ich słony posmak w kącikach ust, do których dotarły.
- To jest tylko sen. - szepnęłam prawie niesłyszalnie. Nadal szlochając wstrzymałam powietrze i powoli uchyliłam swoje powieki, z nadzieją, że jestem w domu. Po raz kolejny się zawiodłam, a moje życzenie się nie spełniło. Przez moje ciało przebiegł nieznośny dreszcz. Widok tym razem był gorszy. Wszędzie była krew – na moich dłoniach, ubraniach, chodniku. Widziałam tylko czerwone plamy.
- T-tato! Tato! Tato, proszę! Obudź się, nie możesz zasnąć, rozumiesz? Nie możesz! Wstawaj, tato! Nie zostawiaj mnie, tato! - wpadłam w panikę. Zaczęłam szarpać ciałem ojca, potrząsając za jego ramiona. - Tato, do jasnej cholery! Nie możesz, nie możesz tego zrobić.. nie rób tego, tato, tatusiu.. tatusiu proszę.. - z każdym słowem mój głos przerodził się w błagalny szept. Powtarzałam te słowa jak mantrą, dusząc się łzami i mając nadzieje, że może on mnie usłyszy, że uchyli powieki.
Było już za późno. Łkałam głośno jak mała dziewczynka, która nie wie co się dzieje. Chciałam,żeby ktoś się mną zaopiekował, zabrał mnie stąd i zapewnił, że będzie dobrze. Lecz nikogo już nie miałam. Straciłam całą rodzinę, zostając sama.
Tego właśnie chcieli? Pozbawić mnie ostatniej, jedynej bliskiej mi osoby? To proszę bardzo, udało im się, brawo. Nie obchodzi mnie już nic. Niech mnie znajdą, wezmę, pobiją, zabiją. Niech zrobią ze mną cokolwiek zechcą. Mam już wszystkiego dość.
Nie wiem, ile tak siedziałam mamrocząc cicho błagającym głosem o to, aby jednak tato otworzył swoje powieki. Mój płacz zaprzestał, ale oczy nadal pozostawały mokre. Za to moim ciałem wstrząsały niemiłosiernie, nieprzyjemne dreszcze. Trzęsłam się chociaż deszcz już dawno przestał padać, a zastąpiło go słońce, które teraz ogrzewało moją twarz. Wszystko było nie tak. Słońce świeciło jakby nic takiego się nie stało. Dzień budził się do życia. Nie powinno tak być! Dlaczego do cholery świeci słońce skoro dzisiaj przechodzę przez najgorszy dzień w swoim życiu? Dlaczego cały świat nie płacze ze mną? Dlaczego nie pada już deszcz?
Chcę, żeby padało, było ponuro, szaro tak jak być teraz powinno. Wszystko było nie tak. Co się dzieje? Dlaczego tak się dzieje? Nie, nie, nie, nie, nie. Tak nie może być. Kiwałam głową na boki próbując odgonić swoje myśli, a mokre kosmyki włosów, którym udało się wydostać z kucyka opadły mi na twarz.
CZYTASZ
„Revenge"
Action" Mogłabym go zabić, a on, nawet konając, nie pomyślałby o zemście. " ~ To moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość.