~ Rozdział 8

275 21 7
                                    

Biorąc swoją torbę i kartę do pokoju hotelowego ruszyłam w stronę windy. Weszłam do środka, nacisnęłam odpowiedni guzik i odetchnęłam głośno rozglądając się po wnętrzu. Mój wzrok trafił na małą kamerę umieszczoną w górnym rogu windy. Zapewne zwykły człowiek nie zauważył by jej. A ja nie powinnam pokazywać się w tym kraju bo tak naprawdę będąc tu, już popełniałam samobójstwo. Ale mi właśnie o to chodziło. Chciałam zostać zauważoną. Tylko po to męczyłam się dniami, aby tu dotrzeć.

Dlaczego akurat Rosja?

Otóż przez parę dni podróży zdążyłam przeszukać dzienniki ojca, które wzięłam ze sobą z domu w Meksyku. Znalazłam tam wiele ciekawych zapisków, które zbierał. Myślałam, że przez tyle lat uciekaliśmy tylko przed mafią, ale prawda była taka, że mój ojciec ich tropił. Pragnął zemsty. Dopiero teraz mogłam zrozumieć jak się wtedy czuł. Dobrze wiedział, że to przez niego zginęła mama i to wszystko się zaczęło.

Postanowiłam przejąć tę sprawę. Odszukać mordercę moich rodziców i zabić go z zimną krwią. Czy się tego bałam? Owszem, nawet bardzo, ale myśl, że ten  sukinsyn, który odebrał mi rodzinę będzie odczuwał to samo co oni podczas śmierci i leżał głęboko pod ziemią, zdecydowanie mnie zadowalała. Obiecałam sobie, że przed niczym się nie cofnę. Znajdę go i pomszczę rodziców nawet gdybym potem sama miała umrzeć. A moja śmierć mnie akurat nie przerażała. Nie miałam dla kogo żyć na tym świecie, a jedyne co mnie tutaj trzymało to chęć zakończenia tej sprawy.

Z dzienników dowiedziałam się, że główna siedziba tej mafii, która była zamieszana w morderstwo rodziców znajdowała się w Rosji, dlatego właśnie się tu zjawiłam.

Uśmiechnęłam się gorzko do kamery i wyszłam z windy, kierując się do pokoju. Nie miałam zamiaru ich szukać po całym kraju, ale oni zapewne nie będą mieli problemu ze znalezieniem mnie. Tak szczerze to jeszcze im to ułatwiłam. Może i wystawiałam się na pewną śmierć, ale nic by mnie już nie powstrzymało. Pragnęłam zemsty, obiecałam sobie, że pomszczę rodziców i za nim w świecie nie zmienię zdania.

Otworzyłam pokój kartą hotelową, wchodząc do środka i rzucając torbę z bronią pod łóżko. Rozejrzałam się po wnętrzu, zasłoniłam rolety i zajęłam miejsce na krześle przy biurku. Westchnęłam głośno, kładąc głowę na drewnianym blacie. Byłam już strasznie zmęczona, ale mimo wszystko musiałam być czujna. Miałam nadzieje, że dam sobie radę sama z tym całym syfem, który mnie spotkał, ale byłam coraz bliżej rozpłakania się, choć wiedziałam, że nie mogę sobie teraz pozwolić na uczucia.

Nie wiem ile trwałam w takiej pozycji. Zapewne dalej bym tak siedziała bez żadnego celu, gdyby nie kartka, o której sobie przypomniałam. Już od paru dni leżała na dnie kieszni mojej kurtki, a ja nie miałam czasu, aby sprawdzić ten numer. Byłam pewna, że musi to być ważne, ponieważ Matt zapewne nie zawracałby mi głowy jakimiś głupotami podczas naszej konfrontacji z tymi facetami.

Dręczyły mnie wyrzuty sumienia dlatego, że zostawiłam go wtedy samego i w dodatku uciekam. Mogłam sobie tylko wyobrazić jaki musiał być zdenerwowany. Ale co miałam robić? Była okazja, więc musiałam uciekać. Nie miałam innego wyjścia. Zostając z nim nadal tkwiłabym w tym wielkim domu nic nie robiąc, a nie mogłam sobie na to pozwolić bez żadnych informacji.

Nie czekając dłużej sięgnęłam po karteczkę, wykręciłam numer i już po chwili wsłuchiwałam się w sygnał połączenia telefonu hotelowego. Po trzech sygnałam miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę, zdenerwowana na samą siebie, że liczyłam na jakąkolwiek pomoc, gdy nagle w słuchawce rozbrzmiał męski zaspany głos.

- Jeśli to jakaś pierdolona oferta to od razu mówię, że nie jestem zainteresowany. - zamarłam z słuchawką przy uchu. Zdecydownie nie jego usłyszeć się spodziewałam. Zacisnęłam zęby i cicho warknęłam.

- Ciebie też miło słyszeć, Avery. - usłyszałam po drugiej stronie jakiś hałas i po chwili znowu ten irytujący głos.

- Rose?! Rose, cholera! Mam nadzieje, że jesteś cała bo chcę cię dorwać żywą! - warknął w słuchawkę, na co ja miałam ochotę się roześmiać.

- Posłuchaj mnie. Myśląc, że dajesz mi ten numer miałam nadzieje na to, że będzie to osoba, od której w końcu dowiem się coś o mordercy moich rodziców. Nie mam teraz ochoty ani czasu na te twoje głupie rozmowy. A tak przy okazji to wątpie abyś mnie dorwał. Jestem na drugim końcu świata.

- Jak to kurwa? Rose ty kretynko! Gdzie ty się podziewasz? Masz mi wszystko natychmiast powiedzieć! Myślisz, że co robiłem przez te kilka dni!? Szukałem cię! A ty mi teraz oznajmiasz, że nie ma cię już w Meksyku? Zwariowałaś?! Co ty znowu głupiego wymyśliłaś?! - jak zawszę wydzierał się, przez co musiałam odsunąć suchawkę od ucha, w obawie o moje bębenki.

- To nie twoja pieprzona sprawa. Pozwól mi się zająć własnym życiem. Nie potrzebuje pomocy, sama dam sobie świetnie radę.

- Nie kłam bo pewnie już wpakowałaś się w niezłe gówno i zdążyłaś wystawić na pewną śmierć. - po jego słowach zamilkłam. Wiedział co planuje? Ale skąd? Nigdy nie mówiłam mu o tym, że chcę zemsty. A może właśnie powinnam mu powiedzieć? W końcu dużo wiedział o mafi i wyglądało na to, że zna lepiej mojego ojca ode mnie. - Rose?! Słyszysz mnie? Masz kłopoty, prawda? Pomogę ci, tylko powiedz mi gdzie jesteś.

Dłoń, która spoczywała na moim kolanie zacisnęłam w pięść i szybko powiedziałam. - Szukam mordercy rodziców. - jak się spodziewałam po drugiej stronie zapadła cisza. Westchnęłam cicho, chcąc zakończyć połączenie, ale nagle Matt się odezwał.

- Pomogę ci. Mam już nawet plan, ale musisz działać według moich zasad, zrozumiano?

- Najpierw powiedz mi jaki to plan. - powiedziałam z ciekawością w głosie.

- Daj się im złapać.

- Co? Zwariowałeś? Nie jestem taka głupia. Myślałam o podejściu ich w jakiś sprytny sposób.

- Specjalnie wystawisz się na łatwy cel, dostaniesz do ich głównej bazy, tam zapewne znajdziesz wiele informacji na temat rodziów, może dowiesz się też kto stoi za tymi zabójstwami, a potem go zniszczymy, dobra?

- Przecież od razu mne zabi.. - nie było mi dane dokończyć bo mi przerwano.

- Zamknij się! - waknął zirytowany Matt. - Nikt cię nie zabije. Potrzebują od ciebie informacji. Rose, posłuchaj. Szukają mnie. Będę chcieli przez ciebie dotrzeć do mnie, więc napewno utrzymają cię przy życiu. To jak, wchodzisz w to?

- Tak. - zgodziłam się od razu, chyba nie miałam innego wyjścia. - Jaki był ten warunek?

- Musisz się ze mną jakoś kontaktować przebywając tam i informować o wszystkim. - po jego słowach rozległo się głośne pukanie do drzwi. Poderwałam się z krzesła i cicho szepnęłam.

- Postaram się, a teraz muszę już kończyć. Chyba znaleźli mnie szybciej niż myślałam..

- Uważaj na siebie i nie daj się zab.. - nie dałam mu dokończyć bo kolejne odgłosy pukania dobiegły mnie zza drzwi.

Odłożyłam telefon, z torby wzięłam nóż i podeszłam do drzwi. Oparłam się o przeciwległą ścianę. Zacisnęłam mocno palce na przedmiocie, odpowiadając twardym i pewnym siebie głosem.

- Proszę.

___

Taki krótki, ale jest. Czy Rose sobie poradzi, a Matt okaże się godnym zaufania partnerem? 

„Revenge"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz