Odłożyłam telefon, z torby wzięłam nóż i podeszłam do drzwi. Oparłam się o przeciwległą ścianę. Zacisnęłam mocno palce na przedmiocie, odpowiadając twardym i pewnym siebie głosem.
- Proszę.
Usłyszałam kliknięcie klamki i po sekundzie drzwi się otworzyły. Wstrzymałam powietrze starając zachowywać się jak najciszej. To była moja jedyna szansa, aby ich zaskoczyć. Liczyło się tylko jedno - przewaga. Chciałam ją mieć, chciałam przejąć kontrolę, być o jeden krok przed nimi.
Serce waliło mi jak oszalałe ze strachu. I kiedy miałam zamiar rzucić się w kierunku drzwi i zaatakować wyłonił się zza nich niski, drobny staruszek. Wsunęłam nóż pod materiał rękawa i głośno wypuściłam powietrze, opierając głowę o ścianę.
- Przesyłka dla mnie. - usłyszałam cichy, zachrypnięty głos mężczyzny. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że trzyma w dłoni dosyć duży bukiet kwiatów. Błądziłam wzrokiem od niego do kwiatów i tak w kółko będąc zaskoczoną.
Kwiaty? Dla mnie? O co w tym wszystkim chodzi?
Odepchnęłam się od ściany i przyjęłam przesyłkę, wcześniej składając niewyraźny podpis. Po wyjściu kuriera, upewniłam się, aby zamknąć dokładnie drzwi. Z kwiatami skierowałam się w głąb niewielkiego hotelowego pokoju ponownie zajmując miejsce na krześle tuż obok biurka. Położyłam na nim bukiet i wpatrywałam się w niego przez jakiś czas, aż moim oczom ukazała się niewielka karteczka. Ostrożnie wyjęłam ją z wiązanki kwiatów. Otworzyłam i nie mogłam uwierzyć w trzy słowa, które mną całkowicie wstrząsnęły.
Jesteś już nasza.
Odrzuciłam kartkę na biurko i gwałtownie odsunęłam się w tył. Rozejrzałam się spanikowanym wzrokiem wokół, łapiąc się za włosy, za które zaczęłam ciągnąć.
To niemożliwe, aby tak szybko na mnie trafili. Chciałam ich wyprzedzić, ale najwidoczniej to oni cały czas są na pierwszej pozycji w tej grze. Nie mogłam pojąć tego wszystkiego. Miałam już dosyć. Przyjechałam tu po to, aby walczyć, ale z każdym kolejnym dniem traciłam pewność siebie i przekonanie w tym, że uda mi się znaleźć zabójcę rodziców.
Zdenerwowana chwyciłam bukiet kwiatów i cisnęłam nim z całej siły w ścianę, krzycząc. Chciałam jakoś pozbyć się złości, ale nadal nie mogłam przestać myśleć o tym, że zabrali mi wszystko, a ja byłam całkowicie bezradna.
Założyłam plecak, wcześniej wrzucając do niego noże. Włosy ponownie związałam w kucyk i nałożyłam czapkę z daszkiem. Opuściłam pokój hotelowy w pośpiesznym tempie korzystając ze schodów zamiast windy, aby dostać się do recepcji, a potem wyjścia.
Skoro wysłali mi ten głupi liścik zapewne już tu gdzieś są. Ustaliłam wcześniej z Mattem, że dam im się złapać, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Po prostu nie mogłam stać się ich pionkiem w grze, zabawką, którą można manipulować.
Gdy miałam już schodzić do recepcji, zauważyłam dwójkę mężczyzn ubranych w czarne garnitury. Wyglądali na bogatych i byli dobrze zbudowani, wręcz potężni. Przełknęłam ślinę ze strachu i biegiem zawróciłam z powrotem na swoje piętro. Próbowałam wejść do pokoju, ale po drodzę musiała wylecieć mi karta do drzwi, a wracanie po nią nie było dobrym pomysłem. Zdenerwowana chodziłam w kółko, słysząc kroki i głosy coraz wyraźniej.
Zbliżali się. Szli po mnie. Tego byłam pewna.
Kompletnie straciłam rozum i nie wiedząc co robić wbiegłam do windy. Nacisnęłam przycisk, który miał mnie zawieź na podziemny parking, który znajdował się pod hotelem. Ręce mi się trzęsły i pierwszy raz panikowała. Nie wiedziałam dokąd tak naprawdę uciekam. Nie miałam żadnego planu pomijając ten, który ustaliliśmy z Mattem, ale zdecydowanie nie byłam na to gotowa. Myślałam, że jestem już zdolna do konfrontacji z nimi, ale najwyraźniej się myliłam. Prawda była taka, że rozpadałam się emocjonalanie próbując ukrywać i tłamsić w sobie cały czas te wszystkie negetywne uczucia, które towarzyszyły mi od śmierci ojca. Byłam zła na siebie, że nie potrafię stawić im czoła i ukarać osobę, która była odpowiedzielna za śmierć obojga rodziców. Pragnęłam wymierzyć temu człowiekowi sprawiedliwość, tego właśnie chciałam. Ale najgorszą rzeczą było to, że nie byłam w stanie tego zrobić, musiałabym całkowicie pozbyć się swojego człowieczeństwa, aby stać się tak okrutną i tropić ich.
Drzwi windy się rozsunęłam i wcale nie byłam zaskoczona, kiedy stanęłam twarzą w twarz z trzema mężczyznami ubranymi na czarno. Poważny wyraz twarzy, umięśnione sylwetki i ciemne okulary na nosach - to oni. Niespiesznie zmierzyłam ich wzrokiem, przybierając obojętny wyraz twarzy. Nie ważne jak w tamtej chwili się bałam, musiałam to ukryć. Błędem byłoby pokazanie tego, że mnie przerażają, wtedy to oni odczuliby satysfakcję, a tego nie chciałam.
- Panno Rose.. witamy.
Odezwał się jeden z nich. Jako jedyny miał bląd czuprynę, ale reszta ciała była pokryta czarnym ubraniem. Na szyi zauważyłam niewielki tatuaż, którego wzór urywał się za kołnierzem bluzki. Gdy powędowałam wzrokiem na jego twarz, zauważyłam, że kąciki ust lekko drgnęły mu ku górze i już po chwili na jego ustach zawitał cwany uśmieszek.
No to ładnie się wpakowałam. - pomyślałam.
Zostałam złapana.

CZYTASZ
„Revenge"
Acción" Mogłabym go zabić, a on, nawet konając, nie pomyślałby o zemście. " ~ To moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość.