[wersja2]
Silny wiatr dmuchał jej w twarz, rozwiewając jej jasne włosy i wpychając je niechcianie w oczy, które i bez tego strasznie łzawiły. Było zimno, marzły jej dłonie, którymi ciągle te nieszczęsne włosy poprawiała. Myślami bezustannie wracała do kłótni z mamą, która miała miejsce jeszcze kilka minut temu, a odgłos drzwi wejściowych, które zamknięto jej przed samym nosem, wciąż odbijał się echem w powietrzu wokół niej. Te wszystkie nieprzyjemne słowa niosła tak ze sobą przez całą drogę, obciążały ją one i sprawiały wrażenie, jakby od środka płonęła. Była zawstydzona, bezsilna i przestraszona.
Weszła do budynku. Lekcje zaczynały się za dokładną godzinę. Poszła w stronę biblioteki, bo to tam byli umówieni. Maszerowała, noga za nogą i z każdym kolejnym krokiem, z każdym kolejnym zetknięciem się białej podeszwy butów z czystą podłogą, czuła narastający niepokój, jakby coś w środku ją rozrywało na dwie części. Zaczęła nagle myśleć o książkach, o ich bohaterach i o tych wszystkich stronach, w które ci bohaterowie są wchłonięci: ich smukłe ciała, ich mądre słowa, ich zawiłe myśli i przede wszystkim: cała ich historia. I te ich słynne ostatnie strony. Coś Arayi nieustannie powtarzało, że jej ostatnia strona nie byłaby biała, nie byłaby starannie zapisana, nie byłaby ani ładna, ani genialna. Zastanawiała się, czy w ogóle należy jej się ostatnia strona. Czy należy jej się jej własna historia, spisana z tysiąca tragizmów.
Pchnęła drewniane drzwi, posyłając w (nie)pamięć strony początkowe, środkowe i ostatnie. Zatraciła się w chwilowym uczuciu błogości, kiedy poczuła zapach książek, tych starych i tych nowych, i pomyślała, że każda z nich zasługuje na uwagę. Jak może czuć się książka, która nigdy nie została dotknięta, której nikt nigdy nie otworzył, z której grzbietu nikt nigdy nie starł kurzu, której nikt nigdy nie woził ze sobą po mieście na dnie szkolnego plecaka i której nikt nigdy nie zostawiał otwartej na własnym kolanie, by nie zgubić strony, na której przerwało się czytanie?
Znów przeszła między trzecim, a czwartym regałem, chłonąc jak gąbka atmosferę panującą w pomieszczeniu. Czuła się tam jak w domu.
A później coś w jej mózgu jakby przeskoczyło, zmieniło się, odwróciło swoją pracę. Bo oto on siedział przy tym okrągłym stole, na jednym z miękkich foteli i wpatrywał się w kartkę papieru, na której było coś napisane, a w jego wzroku mieściło się tak dużo, jakby czytając używał każdej możliwej emocji, jakby analizował na różne sposoby, patrząc co rusz pod innym kątem.
Araya zatrzymała się i po prostu patrzyła. Patrzyła jak zaciska mocno szczękę, a jego ostre rysy stają się jeszcze ostrzejsze, jakby ktoś narysował go za pomocą mocno zatemperowanego ołówka. Patrzyła jak jego skupiony wyraz twarzy przeistacza się w milisekundzie w coś, co przypomina smutek i melancholie, żeby za chwilę powitać radość i na koniec na powrót wrócić do skupienia. Jeden odstający piaskowy kosmyk opadał mu w wyjątkowo delikatny sposób na jego czoło, a poranne słońce za oknem tworzyło tuż pod nim malutki cień, prawie niewidoczny.
Araya nabrała do płuc powietrza. Przez jeden, krótki (w jej mniemaniu) moment pochylała się nad najprawdziwszym arcydziełem, wystawionym na wystawie tego typu, gdzie ludzie w zachwycie jedynie wzdychają, umniejszając wartości wszystkim słowom.
- Cześć - powiedziała w końcu spokojnie. Kiedy odwracał głowę w jej stronę zacisnęła mocno dłoń na pasku torby.
Kai Hughes spojrzał na nią z opóźnieniem i zdezorientowaniem, które zaraz przyprawiło jego twarzy uśmiech. Przez chwilę w oczach miał coś takiego, co Arayi pozwoliło uwierzyć, że jej osoba strasznie go zaskoczyła.
Ale on przecież od samego początku wiedział, że tu była. Jej uważne spojrzenie miło muskało jego skórę, nie przyprawiając go o żaden dyskomfort. Czuł się tak przyjemnie, jak uhonorowany, obdarowany czymś niezwykle cennym. Sposób, w jaki go obserwowała, dodał mu niemożliwą ilość radości. Nie był pewien, nigdy wcześniej i nigdy później, czy ktokolwiek mógłby chcieć tak miło na niego patrzeć. I myślał o tym wszystkim, kiedy Araya siadała naprzeciwko niego, układając się wygodnie w fotelu.
CZYTASZ
upadłe anioły
Teen Fictionbyli zbyt słabi, by udawać, że są silni. |KSIĄŻKA PODLEGA OBECNIE KOREKCIE| 22519