Więc zatracam się we włosach kasztanów
Westchnieniach naszych stanów
Odganiam okno przez komary
Czuję że to banały
Zbieram wodę na mym ciele
W twoją kochankę się wcielę
Uprawiam grafomanię dla ciebie
Przy tobie słońce tańczy w niebie
Oblewam się wodą, przy której trwasz
Twój trzymiesięczny staż
Pamiętam o tobie dopóki nie wracasz
A czasem sobie drogi skracasz
Gładzę brąz na mej skórze
Śpiewam w Twoim własnym chórze
Ekstaza spotyka mnie niezmienna
Gdy dotykasz mnie nie bezimienna
Więc usycham jak liść zdeptany
W twoim brudzie wyeksponowany
Zabijam komary na udach
Gdy pojawia się twoja czupryna ruda
Wrogiem twoim wiecznym zostałam
Kiedy brąz na skórze złapałam
I kiedy szumu wiatraku słuchać musiałam
I kiedy on leżał w kałuży w kuchni
Nie mogłam nie zacząć z tobą kłótni
Jestem w każdym roku narażona
Twoim dotykiem skażona
Ze złością oblewam się wodą, której strzeżesz
Chcę wierzyć, że niczego więcej mi nie zabierzesz
Strzępów serca nie przewieziesz
Chłód spotyka mnie niezmienny
Gdy dotykasz mnie już bezimienny...
CZYTASZ
PIERWIASTEK MYŚLI
RandomPrzelewam me smutki, ha, na ekran! Jesteśmy wszystkim. Bardziej niczym.