Wczoraj płonęłaś na mej skórze
Zatrzymałem twoje ciało na dłużej
Zaprosiłem cię do tańca w blasku luster białych
Naszych dłoni złączonych stałych
Rzuciłem ci czerwień mego serca
Choć może każdy się tak poświęca
Byłem zbyt młody na uczucia
A zbyt stary na utratę wyczucia
Mimo tego harfa uśpiła mą czujność
Nie jest to dla mnie ujmą
Życie za życie oddałbym nieskrycie
W naszej wspólnej pościeli podszycie
Gładziłem obłoki złotego pyłu na twej skórze
Dlaczego znajdujesz się tam, na górze?
Przeniosłem twoje ciało wiotkie do białej trumny
Jakże mógłbym być z tego dumny
A te poranki okalane twoją twarzą
Wykopane nową skazą
I blizny na twym ciele całym
Tak dla mnie od zawsze doskonałym
Gniją w martwym uosobieniu
Pastempomatu przysposobieniu
Ostatni raz pogłaskałem dłonie zimne
Jakież to było naiwne
Kiedy miałem na z niebios cuda nadzieję
Że kiedyś się jeszcze zaśmiejesz
Zamieniłaś się w popiół
Odleciałaś skrzydłami anioła niczym czarny sokół
Waliłem pięściami w stół w naszej kuchni przygaszonej
Płakałem w łazience niedokończonej
Odpadały twoje plakaty ze ścian salonu
Rozpadła się całość akordeonu
Grałaś na nim po naszych nocach zbliżeń
Nie docierały do ciebie próby przybliżeń
Dziś kupiłem znicz nowy, a płomień w nim tli się wyraźny
Patrzyłem w niego niczym w narkotyk doraźny
Byłaś kochanką bez zahamowań poety
Straceńca, szaleńca, estety
Muzą zagubionego dorosłego nastolatka
Przyszytą do mnie jak na psich futrach łatka
Kładę znicz i gładzę wyryte inicjały twej osoby
Znów przemieszczam na grobie najnowsze ozdoby
Znów włosy z mej głowy wyszarpuję ze łzami
Postanawiam swój plan, w którym będziemy sami
Za dwa dni zostanę nową gwiazdą
Będę z twoją formą każdą
Biegnę w deszczu na nasz dach szyty rosą nostalgii
Ostatni raz wyciągam rękę i mówię sobie - padnij
Wczoraj zdeptałem kwiaty na twym grobie
Tego przypadku nie mogłem wybaczyć sobie...
CZYTASZ
PIERWIASTEK MYŚLI
AcakPrzelewam me smutki, ha, na ekran! Jesteśmy wszystkim. Bardziej niczym.