ARIA IX KARAWAN

3 1 0
                                    

Wczoraj płonęłaś na mej skórze

Zatrzymałem twoje ciało na dłużej

Zaprosiłem cię do tańca w blasku luster białych

Naszych dłoni złączonych stałych

Rzuciłem ci czerwień mego serca

Choć może każdy się tak poświęca

Byłem zbyt młody na uczucia

A zbyt stary na utratę wyczucia

Mimo tego harfa uśpiła mą czujność

Nie jest to dla mnie ujmą

Życie za życie oddałbym nieskrycie

W naszej wspólnej pościeli podszycie

Gładziłem obłoki złotego pyłu na twej skórze

Dlaczego znajdujesz się tam, na górze?

Przeniosłem twoje ciało wiotkie do białej trumny

Jakże mógłbym być z tego dumny

A te poranki okalane twoją twarzą

Wykopane nową skazą

I blizny na twym ciele całym

Tak dla mnie od zawsze doskonałym

Gniją w martwym uosobieniu

Pastempomatu przysposobieniu

Ostatni raz pogłaskałem dłonie zimne

Jakież to było naiwne

Kiedy miałem na z niebios cuda nadzieję

Że kiedyś się jeszcze zaśmiejesz

Zamieniłaś się w popiół

Odleciałaś skrzydłami anioła niczym czarny sokół

Waliłem pięściami w stół w naszej kuchni przygaszonej

Płakałem w łazience niedokończonej

Odpadały twoje plakaty ze ścian salonu

Rozpadła się całość akordeonu

Grałaś na nim po naszych nocach zbliżeń

Nie docierały do ciebie próby przybliżeń

Dziś kupiłem znicz nowy, a płomień w nim tli się wyraźny

Patrzyłem w niego niczym w narkotyk doraźny

Byłaś kochanką bez zahamowań poety

Straceńca, szaleńca, estety

Muzą zagubionego dorosłego nastolatka

Przyszytą do mnie jak na psich futrach łatka

Kładę znicz i gładzę wyryte inicjały twej osoby

Znów przemieszczam na grobie najnowsze ozdoby

Znów włosy z mej głowy wyszarpuję ze łzami

Postanawiam swój plan, w którym będziemy sami

Za dwa dni zostanę nową gwiazdą

Będę z twoją formą każdą

Biegnę w deszczu na nasz dach szyty rosą nostalgii

Ostatni raz wyciągam rękę i mówię sobie - padnij

Wczoraj zdeptałem kwiaty na twym grobie

Tego przypadku nie mogłem wybaczyć sobie...

PIERWIASTEK MYŚLIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz