Alchemik

13 4 1
                                    

W kamieniach skryty wśród wypalonych świeczek,

Zgarbiony na drewnianym krześle siedzi człowieczek,

Podarte szaty na sobie ma, a oczy za grubym szkłem,

Pokój na szczycie wieży osnuty został kolorowym tłem,

Ociera pot z czoła dodając dziwne liście do płynu,

Który zmienia kolor z błękitnego, na głębie bursztynu,

Uśmiecha się mrocznie i biegiem pędzi do drugiego pokoju,

Gdzie butelek i fiolek tyle co pszczół w całym roju,

Tam znajduję się maszyna w której panuje istny chłód,

A powała cała pokryta pięknym kryształem, niczym lód,

Chwila minęła, a wywar był już gotowy z unoszącym się obłokiem,

Stary alchemik łypał podejrzliwie swym starym, zmętniałym okiem,

Odkręca korek, a aromat roznosi się po całym laboratorium,

Przywołując na myśl bryzę morza, uzależniając niczym opium,

W końcu wypija zawartość łapczywie, po brodzie spływa mu strużka,

A jego oczom ukazuję się odziana w wiosenne liście wróżka,

Rzuciła w jego stronę garść srebrnego proszku z rączki,

I wnet ukazały mu się wielkie kamienne posążki,

Potem obrazy zaczęły mknąć z zawrotną prędkością,

Ukazując krajobrazy, demony i dziewczynkę z twarzy radością,

Tak bardzo znajome, widziane tysiące razy, wnet czas się zatrzymuję,

I na ostatniej scenie odwrócona tyłem kobieta nad urwiskiem się ukazuję,

Długie za pas kasztanowe włosy, odziana w granatową suknię.

Najprawdopodobniej zrobiona była w kaszmirowym włóknie,

Po tylu latach czuję, że w końcu zobaczy jej jasną twarzyczkę,

Gdyby tylko mógł, to podarowałby jej nie jedną różyczkę,

Oczekuję tego z napięciem, zbliża się do niej z wyciągniętą dłonią,

Jest już na tyle blisko, że jej włosy piękny zapach ronią,

I gdy już z zapartym tchem chcę dotknąć jej ramienia,

Ona ukazuję twarz ze znamieniem ropienia,

Usta wykrzywione, zęby spiłowane, skóra łuskowata i szara,

Zaczyna krzyczeć nieludzkim głosem niczym syren para,

Alchemik odskakuję w tył i upada, uderzając głową o ziemię,

Traci przytomność przy zrobionym ze zwłok totemie,

Budzi się z krzykiem w swoich własnych czterech kątach,

Tłucze fiolki, przewraca buteleczki, rozrywa plany,

Kolejny raz nie powiódł się eksperyment, otwierając na sercu rany,

Jego umysł płata mu figle, dając okrutną nadzieję,

Aż czuję jak ktoś się z niego, z ukrycia śmieje,

I już tak kolejne milenium upływa, nie opiszą tego żadne słowa,

A alchemik ze łzami w oczach zaczyna pracę znów od nowa.


Wszystko jest ułudąWhere stories live. Discover now