Siedząc w kącie ciężko dyszę,
Od godziny pukanie do drzwi słyszę,
Przed nimi stoi człowiek w kapeluszu,
Z czerwienią w oku nie brak mu animuszu,
Dzierży beżową aktówkę w dłoni,
Ze zdenerwowania pulsuje mu żyła na skroni.
Wstaję, jednak szybko upadam,
Sąsiad uderza o sufit robiąc raban,
Czołgam się do kuchni bezradnie,
Dźwigając ciało trzymam dłonią talię,
Łapie za nóż najostrzejszy jaki widzę,
Zamykam oczy, sekundy liczę.
Wpadam w wir myśli, niczym tornado,
Wilki, a ja jak jednoosobowe owcze stado,
Warczą i patrzą, są gotowe do ataku,
Jestem jak marynarz na opustoszałym wraku,
Chcą mnie oszukać, zaszczuć i omamić,
Jednak takim jak oni nie dam się zabić.
Telefon mi podpowiada, abym otworzył drzwi,
Pewnie mam założony podsłuch, nie ufam im,
Chcą mnie kontrolować jak marionetkę,
Przechodzę w ciszy przez tę mękę,
Jednak dziś to zmienię, biegnę do drzwi,
Nóż w ciele domokrążcy po rękojeść tkwi.
YOU ARE READING
Wszystko jest ułudą
PoetryHej! Niniejszym publikuję zbiór wierszy, których jestem autorem. Co jakiś czas będą pojawiać się nowe, także zachęcam cię do obserwowania, jeżeli coś przykuło twoją uwagę.