- Czy kiedykolwiek poszłaś pod prąd? - zapytała Camila swoją czarnoskórą przyjaciółkę.
- To zależy.
- Od czego? - dopytywała.
- Od tego, o czym mówisz. - zaśmiała się. - Skończymy później na drinka?
- Nie mogę, powiedziałam Shawnowi, że spędzę z nim wieczór. - odpowiedziała Camila. - A może kiedyś, podświadomie spodobała ci się inna... kobieta? - zapytała Camila, bawiąc się nerwowo palcami.
- Czemu pytasz?
- A nieważne.
- Ja kiedyś próbowałam z kobietą. - powiedziała Ally. - Nic z tego nie wyszło, bo wolę mężczyzn. To znaczy ich nienawidzę, ale wiesz o czym mówię.
- Ja zawszę chciałam zaliczyć kobietę przed śmiercią. - stwierdziła Normani. - Chciałam też kiedyś pojechać do Norwegii, ale pewnie tego też nie zrobię.
***
Lauren poprawiała ułożenie kwiatów przed jej lokalem, po czym usłyszała tupot stóp. Podniosła głowę i zauważyła Camilę, która przechodziła przez pasy. Automatycznie się uśmiechnęła i rzuciła brązowookiej szybkie przywitanie.
- Nie. - powiedziała brunetka, kiedy podeszła do Lauren. - Nie chcę żebyś się cieszyła, że mnie widzisz.
Camila weszła do kwiaciarni, mijając zielonooką, która wyglądała na lekko zdezorientowaną. Przestała poprawiać kwiaty i oparła się o framugę od jej drzwi wejściowych, obserwując brązowooką, która chodziła wokoło po pomieszczeniu.
- Przyszłam, bo nie wiem, co się ze mną dzieje. - zaczęła. - Przez ciebie czuję coś, czego nie mogę czuć. Jestem mężatką! Mam męża, cudownego faceta, który jest niewinny. - mówiła Camila nerwowo chodząc z jednej strony lokalu do drugiej. Po chwili brunetka obróciła się na pięcie i poszła w kierunku drzwi, prowadzących na zaplecze.
Lauren kiwnęła głową, po czym zamknęła drzwi wejściowe i poszła za dziewczyną, która znalazła się w jej skromnym magazynie.
- Ja nie mogę tego zrobić. - powiedziała do Lauren, kiedy obydwie znalazły się na zapleczu. - To całe zamieszanie musi się skończyć, rozumiesz? - zapytała Camila, stając się strasznie poważna. - To koniec. - stwierdziła, po czym wyminęła brunetkę i wyszła z magazynu, trzaskając drzwiami.
Lauren oparła głowę o ścianę, czując, że w jej oczach zaczynają się zbierać łzy. Po sekundzie usłyszała szarpnięcie za klamkę i gdy tylko zdążyła się odwrócić, to poczuła miękkie wargi napierające na jej własne i drobne dłonie zaciskające się na materiale jej kurtki. Odwzajemniła pocałunek zaciągając się powietrzem przez nos. To był jej zapach, zapach Camili. Ręka Lauren powędrowała na policzki brązowookiej, która z namiętnością muskała usta wyższej.
Camila nie przerywając pocałunku, popchnęła brunetkę na stolik, na którym były wstążki i inne ozdoby do bukietów. Mebel był dość nisko, więc brązowooka oparła się kolanami o drewno i pochyliła się nad Lauren. Zielonooka obróciła ich obydwie i znalazła się na górze. Camila drżącymi rękoma zaczęła zdejmować kurtkę z ramion brunetki.
Pocałunek został na moment przerwany, by zielonooka zrzuciła z siebie kurtkę, po czym ponownie wpiła się w usta niższej, kładąc się obok niej na stoliku. Dłonie wyższej powędrowały na pośladki, które ścisnęła w dłoniach. Obydwie się podniosły do siadu i zaczęły się całować, bujając się do przodu i do tyłu. Po chwili Camila naparła na zielonooką, przez co ta się położyła i z jej ust wydobył się pisk.
- Auć! Kolce! - pisnęła, po czym odskoczyła od zmiażdżonych róż.
- Przepraszam. - mruknęła Camila, zasłaniając usta, by nie wybuchnąć śmiechem. Lauren się uśmiechnęła i musnęła policzek niższej, a następnie oparła swoje czoło o jej i cicho się zaśmiała.
Po chwili do uszu obydwu dziewczyn doszedł dźwięk dzwonka, sygnalizujący o tym, że ktoś wszedł do lokalu.
- Mam klienta. - powiedziała Lauren, odsuwając się od brunetki i poprawiając włosy, które były w nieładzie.
- Halo! - zza drzwi dobiegł głos męża Camili. Twarze kobiet stały się bardziej poważne, patrząc się w stronę dźwięku. - Lauren! Lauren, jesteś na zapleczu?
- Nie wchodź Shawn. Robię remanent. - odpowiedziała szybko zielonooka, po czym zerwała się na nogi i wyszła z magazynu, zamykając za sobą drzwi. - Przepraszam, liczyłam rośliny. - wyjaśniła brunetowi, gdy ich wzrok się pokrzyżował. - No i cześć.
- Hej. - przywitał się Shawn.
- O co chodzi? - zapytała w końcu Lauren.
- Chcę kupić kwiaty. Bo niby o co, ma chodzić? - zadał pytanie z uśmiechem na twarzy.
- No jasne, kwiaty. - mruknęła nerwowo zielonooka.
- Dla mojej żony, Camili, bo ostatnio stała się taka... - Shawn chwilę nic nie mówił, jakby się zastanawiał. - w sumie, to sam nie wiem. - dokończył. - Ale nic nie rozwesela tak, jak świeże kwiaty. Dlatego poproszę najpiękniejszy bukiet.
- Jakie lubi kwiaty? - zapytała lekko zdenerwowana kobieta, która poczuła lekkie poczucie winy.
- Przecież wiesz... - mruknął brunet. - Lilie.
- Rzeczywiście. - zaśmiała się nerwowo brunetka. - Lilie.
- Jak było na meczu?
- Niezłe przeżycie.
- A jak sprawowała się Camila?
- Dobrze. - odpowiedziała szybko Lauren, zaczynając opakowywać najładniejsze lilie, jakie znalazła.
- A wspominała coś... o mnie? - zapytał cicho Shawn, po czym cicho westchnął, jakby przygotowywał się, do wyznania. - Boję się, że robię coś nie tak i to wszystko. A jeśli powiedziała, o co chodzi, to się zmienię. Zależy mi na tym, by było jak przedtem...
- Nic nie wspominała. - odparła szybko Lauren, zawiązując wstążkę na łodygach.
- Ile płacę? - zapytał Shawn.
- Na koszt firmy. - powiedziała Lauren, wręczając mu bukiet do rąk. - No i powinieneś zapytać o to ją.
- Nie mogę jej o to zapytać.
- Dlaczego?
- Długa sprawa. - mruknął. - Dziękuję za bukiet. - powiedział lekko zmartwiony brunet, po czym opuścił lokal.
Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, to Lauren wróciła na zaplecze, ale tam zastała tylko kwiaty, wstążki i otwarte okno.

CZYTASZ
Imagine Me & You || Camren
FanfictionCamila i Shawn są szczęśliwą młodą parą, planującą rozpocząć wspólne życie. Lecz w kościele, podczas ceremonii ślubnej, Camila nie może oderwać wzroku od nieoczekiwanego gościa weselnego. W jednym momencie. zaczyna powątpiewać czy Shawn jest tym jed...