Rozdział 3

143 24 1
                                    

POV’s Andy

Człowiek, który wymyślił budziki powinien pójść siedzieć albo zginąć. Razem z osobą, która wymyśliła szkołę. Mamy poniedziałek, godzinę 6:20 na zegarku a ja muszę wstać z łózka i iść do instytucji zwanej szkołą lub też naszą przyszłością.

Okej. Może trochę wyolbrzymiam, ale prawda jest taka, że uważam szkołę za coś kompletnie nie przydatnego. Mało tego, szkoła jest instytucją, która wpędza uczniów w totalną skrajność zwaną też depresją. Uczymy się rzeczy kompletnie nam w życiu niepotrzebnych. Tylko po co?

Niechętnie wstaje z łóżka i idę–a raczej wlokę się–do łazienki, aby doprowadzić się do ludzkiego stanu. Po 40 minutach wychodzę z łazienki. Ubieram na siebie zwykłą czarną bluzę i do tego białe rurki oraz tego samego koloru vansy. Ładnie i wygodnie.

–Andy! –słyszę z dołu krzyk mamy więc zbieram swoje rzeczy i dość szybko jak na mnie zbiegam na dół. Staje zaskoczony widząc w salonie Rye ‘a.–Kolega po ciebie–mówi i puszcza mi oczko.

–Co ty tutaj robisz? –pytam niepewnie do niego podchodząc. Jestem totalnie zaskoczony jego wizytą tutaj.

–Jack poprosił mnie abyśmy po ciebie zajechali i zabrali do szkoły. Jakby czeka na nas w samochodzie–wyjaśnia zakłopotany co wygląda na prawdę uroczo.

–Pa mamo! –żegnam się z kobietą i wychodzę z Ryan’em z mojego domu. Chłopak otwiera przede mną drzwi samochodu na co dziękuje mu delikatnym skinięciem głowy. Wsiadam do środka a Rye od razu zamyka drzwi. Witam się z Jackiem w typowy dla nas sposób. Kiedy tylko brunet zasiada za kierownicą ruszamy w drogę do szkoły.

–Jack ty się ciesz, że zołza śpi i go nie widziała bo już nie miałbyś brata–stwierdzam „poważnie” na co obaj wybuchamy śmiechem. Rye patrzy na nas zdezorientowany ale nic nie mówi.

Od mojego domu do szkoły nie jest daleko wiec już po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Wysiadamy całą trójką. Ja i Jack mamy zamiar iść już do szkoły, ale zatrzymuję mnie głos chłopaka.

–Andy możemy pogadać? –pyta Rye dając Jackowi znak, ze ma się zmyć, co chłopak z uśmiechem robi. Patrzę na niego zdziwiony.–Tak sobie wczoraj myślałem ze może chciałbyś... no wiesz...–zaczyna się plątać we słowach z powodu zdenerwowania. Kładę dłoń na jego ramieniu, aby się uspokoił.

–Spokojnie. Powoli powiedz mi o co chodzi–siadam na ławce obok i ciągnę go za rękę, aby zrobił to samo. Splata ze sobą swoje dłonie i powoli wypuszcza powietrze.

–Chciałem się ciebie zapytać, czy miałbyś może ochotę wyjść gdzieś jutro ze mną? Na przykład na kawę czy coś–mówi po cichu. Zdecydowanie nieśmiały Rye to najsłodszy widok jaki można widzieć w swoim życiu. –Zrozumiem jeś....

–Z przyjemnością gdzieś z tobą wyjdę Rye–przerywam mu za nim zdąży cokolwiek powiedzieć. On lekko się uśmiecha.–Chce cie lepiej poznać. Spędzić z tobą trochę czasu–dodaje.

–Napiszę do ciebie później i wtedy dogadamy szczegóły okej? –pytam na co on pewnie kiwa głową. Jeszcze przez chwilę z nim rozmawiam. Chwilę analizuje wszystkie za i przeciw, ale w końcu składam na jego policzku pożegnalnego buziaka i idę do szkoły, gdzie oczywiście są moi najlepsi przyjaciele. Witam się ze wszystkimi oprócz Jacka. Chłopak posyła mi tylko jednoznaczne spojrzenie na co z automatu dostaje ode mnie w ramię.

–Ałć! Za co to? –pyta. Piorunuje go wzrokiem. Chce już coś odpowiedzieć, ale dostaje wiadomość na telefon. Wyciągam go i wchodzę w powiadomienie. Ze zdziwieniem odkrywam, że pisze do mnie mama.  Kobieta nigdy tego nie robi. Na spokojnie odczytuje wiadomość i odpisuje jej zwykłym "okej".

–Jack, słońce odpowiadając na twoje pytanie: ty doskonale wiesz za co dostałeś. Bo to wszystko nie jest tak jak ty myślisz–wyjaśniam mu na co chłopak prycha.

–Tak jakby nie wiemy o co chodzi i fajnie by było jakbyście nam to wyjaśnili chociaż trochę–odzywa się w końcu Sonny. Ja tylko kręcę głową na nie. Nie chce im jeszcze mówić o tym co się dzieje, ponieważ nic się nie dzieje. Moi przyjaciele są cudowni, ale mają talent do wyolbrzymiania wszystkiego co ich otacza. Kocham ich, ale momentami ich zachowanie jest tak cholernie irytujące.

–Dowiecie się w swoim czasie–mówi Jack. Prycham.

–Czyli nigdy. Jack wyluzuj, ponieważ jak zawsze wszystko wyolbrzymiasz i nadinterpretujesz. To będzie tylko zwykła kawa. Nic więcej–upominam chłopaka co wywołuje u niego śmiech.

–Zainteresowałeś go. Chcę cię poznać, zbliżyć się do ciebie–śmieje się z jego słów a Brook i Sonny patrząc na nas niezrozumiale.–Nie sądzisz, że w tym wypadku mogę mieć rację, bo jakby nie było chodzi o kogoś kogo znam od najmłodszych lat? -zadaje pytanie retoryczne. Nie odpowiadam na nie, ale w środku się z nim zgadzam i wiem, że to co mówi jest prawdą. Zna go od wielu lat więc wie jak się zachowuje w różnych sytuacjach. Na szczęście od razu zmieniamy temat.

Calutki dzień Jack posyła mi jednoznaczne uśmiechy i spojrzenia. Zdecydowanie, układa mi już przyszłość z Ryanem oraz plan zeswatania nas. Cały Jack. To tylko kwestia czasu aż wtajemniczy w to resztę. A ja nic nie mogę zrobić. Niestety.

Od Autorki: Kolejny rozdział historii. Mam nadzieję, że wam się podoba. W następnym rozdziale trochę przemyśleń Rye'a. Ja jestem właśnie w trakcie poprawiania bardzo miłej sceny. Soo widzimy się w następnym rozdziale. I chyba zniosę sobie tą dokładną datę publikacji. Będę wrzucać rozdział wtedy kiedy będę miała na to ochotę. Do zobaczenia. Paaaa

Be My Angel || Randy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz