POV's Rye
Od momentu, w którym Jack opuścił moje mieszkanie Andy stal się strasznie zamyślony. Ciągle odpływa i kompletnie nie słucha tego co do niego mówię. Mam wrażenie, że chłopak żałuje tego co się między nami wydarzyło wczoraj w nocy. Jeśli tak jest to będzie mi pewnie trochę przykro, ale to nie ma znaczenia. To jak się czuje Andy jest najważniejsze. I jeśli przez wczorajsze wydarzenia czuje się źle to nigdy więcej tak nie postąpię.
–Żałujesz prawda? –pytam chłopaka nieprzerwanie bawiąc się jego włosami.
Leżymy razem na kanapie i oglądamy jakiś serial. Chłopak wtula się we mnie jak mały słodki kotek co jest cholernie urocze, ale oczywiście nawet nie zwrócił uwagi na to co mówię. Wzdycham. Podnoszę palcami jego twarz tak aby na mnie patrzył. Widać po nim, że jest zdezorientowany i kompletnie nie wie o co chodzi. –Zapytałem, czy żałujesz tego co się między, nami wczoraj wydarzyło–mówię, a chłopaka zdecydowanie szokują wypowiedziane przeze mnie słowa bo od razu siada na moich udach i patrzy mi głęboko w oczy.
–Dlaczego tak myślisz? –pyta kładąc mi dłonie na szyi. Ja swoje kładę mu dłonie na biodra. Chłopak delikatnie zagryza wargę.
–Bo jesteś w zupełnie innym świecie. Nie słuchasz mnie, nie rozmawiasz ze mną. –wyjaśniam na co chłopak spuszcza wzrok. –Andy, jeśli żałujesz to po prostu mi to powiedz–stwierdzam. Andy bierze głęboki wdech i spogląda mi w oczy. Widzę w nich pewnego rodzaju niepokój przez co jeszcze bardziej niepokoje się tym jak on się teraz czuję.
–Nie żałuje niczego co wydarzyło się między nami Rye. Nawet tak nie myśl–uśmiecha się delikatnie. –To co się wczoraj stało, było czymś co chciałem zrobić już od jakiegoś czasu, ale brakowało mi odwagi–mówi, a tym razem to ja się delikatnie uśmiecham. Jak można być takim słodkim chłopcem? –Jestem zamyślony, bo sam nie wiem co się ze mną dzieje. Rye, znamy się trochę ponad dwa miesiące, a ja już teraz nie umiem wyobrazić sobie takiego momentu, w którym ciebie mogłoby nie być. W tak krótkim czasie stałeś mi się bardzo bliską osobą. I nie chciałbym cię stracić –wyjaśnia. Uśmiecham się szerzej, ponieważ mam dokładnie tak samo w stosunku do niego. Pomimo krótkiego okresu znajomości zaczęło mi bardzo na nim zależeć. Chwilę się nad czymś zastanawia, chyba nad tym co powiedzieć, ponieważ w końcu kontynuuje.–Nie jestem w stanie określić konkretnie co do ciebie czuje, bo jest na to po prostu za wcześnie, ale wiem, że na pewno nie jesteś mi obojętny. Podobasz mi się naprawdę cholernie mocno. Z wyglądu i charakteru. Nawet mogę stwierdzić, że mnie naprawdę bardzo mocno pociągasz w taki fizyczny sposób. Potrzebuje twojej bliskości. Twojego dotyku. Twoich ramion, bo tak dobrze przytulasz –stwierdza, na co oboje się śmiejemy. –Potrzebuje po prostu ciebie –szepcze i wbija się w moje usta nie dając mi nic powiedzieć. Oddaje jego pocałunek kładąc dłoń na jego policzku.
Poznanie tego chłopaka było najlepszym co mogło mnie spotkać. Dzięki niemu to co wydawało się nie mieć perspektyw na przyszłość odzyskało swoje barwy. Chłopak pogłębia nasz pocałunek popychając mnie abym położył się na kanapie co w sumie robię. Nasz pocałunek staje się coraz bardziej namiętny i wulgarny. Zaczyna ocierać nasze krocza o siebie czym wywołuje mój jęk. Tą chwilę przerywa dzwoniący telefon chłopaka. Niechętnie się ode mnie odrywa i odbiera. Nie wierzę w to do jakiego stanu potrafi mnie doprowadzić samymi pocałunkami.
–Tak mamo?...Że kto?...Okej. Zaraz będę...Na pewno mamo...Pa–rozłącza się i wzdycha. –Muszę już iść–szepcze cicho na co robię smutną minę. Śmieje się cicho. –Wieczorem do ciebie zadzwonię. Mam nadzieję, że poradzisz sobie ze swoim problemem–szepcze z chytrym uśmiechem mając na myśli erekcję, którą u mnie wywołał. Skrada mi szybkiego całusa i zabiera swoje rzeczy. Wychodzi z mojego mieszkania a ja zostaję sam. Szeroko się uśmiecham. Andy od początku cholernie mi się podobał. A im lepiej go poznawałem tym bardziej mnie do niego ciągnęło, bo był strasznie słodki. Jak widać potrafił być też cholernie niegrzeczny. I miał rację. Nie można było w naszym przypadku mówić o uczuciach, ale obaj potrzebowaliśmy swojej bliskości. Potrzebowaliśmy po prostu siebie.
POV's Jack
Będąc w drodze do domu Brooka myślałem trochę o relacji Rye'a z Andym. Kiedy widzę jak blisko są przypomina mi się moja relacja z Brookiem sprzed kilku lat. Byliśmy nierozłączni. Wszystko robiliśmy razem. A potem pojawił się Sonny i wszystko się zepsuło, ponieważ Brook dostał świra na jego punkcie. Zabolało, ale co ja mogłem zrobić? Nic
A Randy? To tylko kwestia czasu aż zaczną się ze sobą spotykać. Będą świetną parą. Uzupełniają siebie nawzajem i doskonale rozumieją. Kiedy tak myślałem czas zleciał mi bardzo szybko przez co zbyt szybko nadeszło to czego nie chciałem. Wchodząc na posesje lekko się uśmiechnąłem. Wszystko było tak jak pamiętałem. Podchodząc do drzwi wiedziałem, że czeka mnie nieuniknione. Zadzwoniłem dzwonkiem czekając aż ktoś otworzy drzwi. Błagałem e myślach aby nikogo nie było w domu. Niestety moje błagania nie zostały wysłuchane i już po chwili stanęła w nich mama chłopaka uśmiechając się na mój widok.
–Jack jak miło cię widzieć! –przytula mnie do siebie a ja obejmuję kobietę. Złoty człowiek o wielkim sercu. Uwielbiam ją zdecydowanie bardzo mocno. Oddałbym wszystko aby mieć taką mamę.
–Hej ciociu–szepcze cicho odsuwając się od niej i całując delikatnie w policzek.
–Ty pewnie do Brooka–stwierdza na co kiwam twierdząco głową. –Jest u siebie–wpuszcza mnie do środka. Grzecznie jej dziękuje i idę do pokoju chłopaka. Pukam do drzwi nie wiedząc co mnie czeka.
–Nie chcę z tobą rozmawiać mamo! –krzyczy z pokoju. Po głosie rozpoznaje, że płacze. Zagryzam wargę i wchodzę do środka.
–Tylko, że ja nie jestem twoją mamą–zamykam za sobą drzwi i odwracam się do niego twarzą. Chłopak siada gwałtownie i ściera łzy. Ewidentnie mnie się tutaj nie spodziewał.
–J..Jack–jąka się i w szybkim tempie do mnie podchodzi po prostu się we mnie wtulając. Niepewnie go bejmuje chłopaka i gładzę go po plecach, aby się uspokoił. W takim stanie nie będzie mógł ze mną porozmawiać.
–Możemy usiąść i porozmawiać? Z tego co powiedział Rye bardzo ci na tej rozmowie zależało–szepcze mu do ucha, kiedy chłopak chociaż trochę przestaje płakać. na co on kiwa głową na tak. Siadamy na jego łóżku i ponownie obejmuje go, aby dodać mu otuchy. Po krótkiej chwili chłopak w końcu się odzywa.
–Przede wszystkim chciałem cię przeprosić za to jak traktowałem cię przez ostatni czas. Wiem, że to nie było fair w stosunku do ciebie, ale tak się stało i nie jestem w stanie tego cofnąć–szepcze. Zamykam oczy i nic nie mówię, nie chcąc przerywać mu wypowiedzi.–To wszystko to był plan. Mój plan. I nie bądź zły na Sonny’ego, bo on nie jest niczemu winny. Winę ponoszę ja, tylko i wyłącznie–dodaje. Dalej milczę czekając na to co powie. Chcę wiedzieć dlaczego to robił. –Robiłem to, bo chciałem zobaczyć, czy będziesz zazdrosny. Ale nigdy tego po tobie nie widziałem–szepcze, a ja otwieram szeroko oczy. Czy on sobie w tej chwili że mnie żartuje? Mimo, że chcę coś powiedzieć nadal jest cicho.–Dopiero wczoraj uświadomiłem sobie jak bardzo raniłem cię swoim zachowanie. Nie chciałem tego, Jack. Nie chciałem cię ranić. Nie chciałem, żebyś cierpiał. Ja tylko...chciałem sprawdzić czy coś do mnie czujesz. Wiem, że to głupie, ale...myślałem, że ten plan będzie dobrym sposobem na sprawdzenie czy odwzajemniasz moje uczucia względem twojej osoby–w końcu chłopak patrzy w moje oczy. Czy ja się przesłyszałem?
–Chcesz mi powiedzieć, że olewałeś mnie przez ostatni czas, żeby sprawdzić czy czuje do ciebie coś więcej?–pytam w końcu nadal będąc w totalnym szoku. Spodziewałem się chyba wszystkiego, ale nie tego. On kiwa głową na tak. Na nowo zaczyna płakać, a ja go tylko mocniej wtulam w swoje ciało. –A wczorajszy pocałunek? –pytam, na co chłopak wzdycha i spuszcza wzrok na swoje dłonie.
–Sonny definitywnie chciał zakończyć całą tą szopkę. Dlatego gdy cię zobaczył to mnie pocałował. Bo wiedział, że jeśli czujesz do mnie coś więcej to pękniesz. Miał rację–szepcze chłopak a ja chowam twarz w dłonie. Nie mogę w to wszystko uwierzyć.–Przepraszam Jack. Naprawdę cię przepraszam. To nie tak miało być. Zupełnie nie tak–kładzie głowę na moim ramieniu. Pomimo wszystkiego tak trudno jest mi powiedzieć o swoich uczuciach.
–Brook, bardzo cię kocham. Jak chłopaka. Nie przyjaciela. Ale nie jestem w stanie ci w tym momencie zaufać na tyle, żeby było między nami coś więcej. Cholernie mnie zraniłeś i zawiodłeś moje zaufanie. Potrzebuję czasu, żeby móc zaufać ci na tyle abyśmy byli razem–wyjaśniam na co chłopak kiwa głową, że rozumie. Delikatnie się uśmiecha i ociera łzy. –A teraz się poprzytulamy i obejrzymy może jakiś film hmm?–pytam na co blondyn ochoczo kiwa głową. Włącza laptopa i układamy się na wygodnie na łóżku. Zdecydowanie mi go brakowało.
POV's Rye
Nie wychodziłem, z mieszkania tak jak prosił Jack. Jak mi to wyjaśnił, byłem w szoku. Ale faktycznie, w tej sytuacji lepiej nie wychodzić. Mój ojczym jest homofobem więc jak się każdy teraz domyśla nie miałem łatwo. Gdyby mnie spotkał...lepiej nie mówić co mogłoby się stać. Ale znosiłem to. Po mimo tego, że sporo minęło trochę czasu nie jestem w stanie o tym mówić. To za bardzo boli. Kiedy słyszę dzwonek do drzwi nie ruszam się z miejsca. Nie wiem kto to, ale jeśli to mój ojczym to będę miał przesrane. Jeszcze kilka razy mogę usłyszeć dzwonek a potem jak ktoś odjeżdża z piskiem opon. Wtedy schodzę na dół i patrzę przez dziurkę w drzwiach czy ktoś jest na korytarzu. Kiedy nikogo nie widzę wychodzę z mieszkania i zabieram ze swojej skrzynki pocztę. Przeglądam listy, ale tylko jeden zwraca moją uwagę. Otwieram go i czytam. Robię to kilka razy, ponieważ nie mogę uwierzyć w to co widzę. Siadam na kanapie i chował twarz w dłonie. Nie wierzę, że to zrobiła. Moja własna matka złożyła na mnie donos na policję. Wiedząc, że postąpiłem tak bo nie dali mi innego wyboru.Od Autorki: Najdłuższy rozdział jak do tej pory. Trochę Randy, trochę Jacklyn. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Życzę wam dobrego dnia/nocy/wieczoru/popołudnia. Do następnego i baaaaaaay

CZYTASZ
Be My Angel || Randy
FanfictionŻycie uwielbia stawiać na naszej drodze przeszkody. Ten chłopak wie to najlepiej. Ryan zabiera braci z domu i wyprowadza się do ciotki. Wszystko idzie dobrze do pewnego momentu. Czy aby na pewno Rye postępuje właściwie? I czy jego decyzję nie spra...