Rozdział 5

400 40 48
                                    

P.O.V Gerard

– Jesteś pewien, że to dobry pomysł?

– Wyśmienity. – Rzuciłem kawałkiem chleba jakiemuś gołębiowi prosto w łeb.

– Ale wiesz, że to tak trochę dopiero trzeci dzień szkoły?

– I? – Usiadłem na oparciu ławki, bo prawidłowe siedzenie jest dla lamusów.

– Nic, nic – mruknął Frank, siadając obok mnie. No nie do końca obok mnie, bo tak, jakna ławce powinno się siedzieć, czyli nieco niżej, na powierzchni do tego przeznaczonej. Lamus.

– Szluga? – zapytałem po chwili, rozpoczynając poszukiwania zapalniczki.

– Poproszę.

Mijały sekundy. Minuty. Godziny. Cenny czas, który powinniśmy spędzić na uczeniu się nowych, istotnych i nieistotnych rzeczy, przelatywał nam koło nosa, podczas gdy my siedzieliśmy w całkowitym milczeniu, na ławce w parku, paląc papierosy.

– No to jak tam, Iero, przyjacielu? Jak życie mija?

Frank zwlekał z odpowiedzią, będąc bardzo zajętym rozdeptywaniem wypalonego papierosa.

– Od trzech dni praktycznie cały czas spędzam z tobą, więc powinieneś wiedzieć, co umnie.

Podniósł głowę, a spojrzenie jego złotych oczu bezczelnie się we mnie wwiercało.

– Och, racja – zmieszałem się.

Kopnąłem szyszkę. Głupia.

– Swoją drogą, jesteśmy best friends forever, a nawet nie wiem o tobie nic oprócz tego, że nazywasz się Frank Iero, chodzisz ze mną do klasy i jesteś niski. – Frank prychnął na wzmiankę o swoim wzroście.– Zakładam, że ty o mnie też niewiele wiesz, co?

– Nie potrzebuję.

– Och.

I siedzieliśmy tak jeszcze długo.

P.O.V Frank

– Kim ty w ogóle jesteś?

– Przecież ja Ryan jestem – odpowiedział chłopak, nerwowo poprawiając grzywkę. –To jak, przychodzicie?

Zerknąłem na Gerarda, ewidentnie dając mu do zrozumienia, że decyzja należy do niego. W końcu teraz w pewnym sensie jestem od niego zależny przez następne cztery dni. Dlaczego nie może zadecydować także i o tym?

Zmarszczył brwi i westchnął ciężko.

Ryan zaczął się nerwowo kiwać.

– Tak, oczywiście, że przyjdziemy. – Gerard posłał chłopakowi najpiękniejszy wymuszony uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem.

– Cudownie!

Ryan uściskał nas obu i szczęśliwy podreptał w przeciwnym kierunku.

– Nawet go nie znamy – zacząłem marudzić, przyglądając się otrzymanemu zaproszeniu.

– Poprawka: ty go nie znasz. Ja znam go od dość dawna. – Gerard wzruszył ramionami.

– Mogliśmy tu nie przychodzić, to nie zostalibyśmy zaproszeni – jęczałem. – Ale komuś się zachciało mieć obecność na ostatniej godzinie.

Obrzuciłem Gerarda krytycznym spojrzeniem, a on wywrócił oczami i zaczął się śmiać.

– No co? – spytałem obruszony.

– Po prostu jesteś uroczy.

– A ty głupi.

Oberwałem kuksańca od Gerarda, ale nie obchodziło mnie to. Bo teraz miałem na głowie inne sprawy. Pierwsza to: idziemy na jakąś domówkę do nieznanego nerda, a druga to: Gerard uważa, że jestem uroczy.

Nie jestem pewien, co przeraża mnie bardziej.

P.O.V Gerard

– Słuchaj, Iero, co chcesz do jedzenia? – rzuciłem, zaraz po tym gdy wróciliśmy do mojego domu.

– Nie wiem, może pizzę albo naleśniki?

– Naleśniki są tylko na śniadanie – sprostowałem.

– W takim razie pizza?

Pokiwałem głową i wybrałem numer lokalnej pizzerii, bo oczywiście znałem go na pamięć.

Coś długo nie odbierali.

Ale w końcu odebrali.

Zamówiłem jakąś wegetariańską pizzę, której nazwy autorka nie zna, chociaż nawet przed wybraniem numeru, nie uzgadnialiśmy co chcemy wziąć.

Później, no nie zgadniecie... Oglądaliśmy film.

Bo NAPRAWDĘ każdy jak się spotyka to w kółko ogląda filmy.

I to jeszcze na laptopie, bo nikt nie posiada telewizora.

A autorki nawet nie są w stanie podać tytułu. No dobra, wiedzą tyle, że to horror.

I tak właśnie spędziliśmy resztę dnia, po czym usnęliśmy na naszym prowizorycznym posłaniu na podłodze.

Dzień dobry. Zapomniałam o istnieniu tego rozdziału X'D

No cóż. Enjoy czy coś

Pozdrawiam

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 05, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Frerard Walmart versionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz