Szłam, a raczej biegłam ciągnąc za sobą kufer. „Spóźnię się. Spóźnię się." - ta myśl nie dawała mi spokoju. Gdy spojrzałam na zegar, przyspieszyłam kroku. Zostało mi pięć minut. Odetchnęłam z ulgą, gdy znalazłam się przy kolumnie oddzielającej dwa perony, dziewiąty i dziesiąty. Zaraz jednak zaczęłam biec wprost na słup. W chwili, gdy miałam się boleśnie zderzyć ze ścianą, ona zniknęła. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy byłam już na magicznym peronie. Jednak na stacji znajdowali się tylko sami rodzice, żegnający się ze swoimi dziećmi. Wskoczyłam do pociągu i gdy miałam wtaszczyć kufer lokomotywa ruszyła. Podniosłam skrzynię, lecz kółka się zablokowały i nie mogłam wciągnąć jej do końca.
- Może ci pomóc? - usłyszałam męski głos obok swojego ucha.
- Tak, będę wdzięczna. - powiedziałam i przesunęłam się by zrobić miejsce chłopakowi.
Chłopak pochylił się i złapał za rączkę mojego bagażu. Po chwili kufer był już w pociągu, a ja odwróciłam się by spojrzeć na swojego wybawcę. Moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Czarne włosy sięgały mu do ramion, a na twarzy gościł szelmowski uśmiech, który sięgał aż do szarych oczu, charakterystycznych dla całej rodziny Black.
- Mogłam się spodziewać, w końcu kto inny mógł przybiec z pomocą niż największy podrywacz Gryffindor'u. - powiedziałam z ironią, jednak na mojej twarzy również zagościł uśmiech.
- Ja? Podrywacz? Wypraszam sobie! - powiedział i przysunął się bliżej mnie.
- Syriuszu oboje wiemy, że długo w celibacie nie umiesz wytrzymać. - odparłam i stanęłam tak, że stykaliśmy się ciałami.
- Droga Kalipso, od dawna mam tylko jedną kobietę w głowie.
- Znam ją? - zapytałam, zarzucając mu ramiona na szyję.
- To trudne pytanie. Niska, blondynka, raczej wredna, rozumem i sprytem nie grzeszy, a podobno Slytherin tych cech wymaga. - powiedział i przysunął swoje usta do moich.
- Zamknij się Black i pocałuj mnie wreszcie.
- Jak jaśnie pani sobie życzy. - powiedział i pocałował mnie.
Uczucia, które hamowane były przeze mnie przez dwa miesiące ponownie wybuchły. Pocałunek wyrażał tęsknotę i miłość, która między nami się narodziła w zeszłym roku. Chwila zapomnienia jednak szybko minęła i rzeczywistość ponownie mnie otoczyła.
- Syriuszu, nie możemy tu tego robić. - powiedziałam i odsunęłam się na znaczącą odległość.
- Dlaczego? Co się zmieniło? Jeszcze w czerwcu ci to nie przeszkadzało.
- Moje uczucia są takie same, jednak twoja ucieczka z domu sporo zmieniła.
- Ale co ma piernik do wiatraka.
- Opowiem ci o wszystkim ale nie teraz i nie tutaj.
- Wiesz, że cierpliwość nie jest moją mocną stroną.
- Wiem, możemy się spotkać w naszym miejscu, o północy. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. - Mam nadzieję, że to będzie dobra zachęta by wytrzymać kilka godzin beze mnie.
Chwyciłam za rączkę kufra i wyminęłam uśmiechniętego chłopaka. Zaczęłam przechodzić przez wagony, aż w końcu dotarłam do tego należącego do uczniów Slytherinu. Poprawiłam szmaragdowo-srebrny krawat oraz włosy, które zostały zmierzwione przez Gryfona. Otworzyłam drzwi, a do moich uszu doleciała cisza. Ślizgoni siedzieli w przedziałach i rozmawiali szeptem, nikt nie grał w szachy czy eksplodującego durnia. Szłam dalej, aż dotarłam do tego zajmującego przez moich przyjaciół. Atmosfera była napięta, niemal można było ją ciąć nożyczkami.
Blondynka, o porcelanowej urodzie siedziała na kolanach swojego narzeczonego i bawiła się rękawem swojej błękitnej sukienki. Lucjusz w zamyśleniu gładził ją po plecach. Obok nich siedzieli bliźniaki Carrow. Alecto ze złością patrzyła w okno. Augustus Rookwood szukał czegoś w swoim kufrze i co jakiś czas klną pod nosem. Mój wzrok zatrzymał się na dłużej na chłopaku siedzącym pod oknem i skrobiącym coś w podręczniku do eliksirów. Severus Snape nigdy nie był przystojnym mężczyzną, jednak wtedy przypominał śmierć. Skóra była bledsza, policzki zapadnięte, a pod oczami miał ogromne sińce.
- Czy coś się stało? - zapytałam przerywając ciszę.
- Kalipso nareszcie jesteś. - powiedziała Narcyza, podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Już myśleliśmy, że zrezygnowałaś w tym roku ze szkoły. - odparła ironicznie bliźniaczka Amycusa splatając ramiona na piersi.
- Dlaczego miałabym to zrobić? - spytałam.
- Cała twoja rodzina przyjęła znak Czarnego Pana, tylko nie ty. Nie uważasz, że to podejrzane?
- Po prostu nie jestem głupia. - odwarknęłam.
- Uważasz, że my jesteśmy? - powiedziała i podniosła się ze swojego miejsca.
- Tego nie powiedziałam, ale noszenie jego znaku pod nosem Dumbledore'a już jest. Nie rozumiecie, jeśli on was złapie to wszyscy skończycie w Azkabanie, a tego Mroczny Lord by nie chciał.
- Ona ma rację. Alecto z łaski swojej usiądź na swoim miejscu i pozwól Kalipso nareszcie dołączyć do nas. - włączył się w dyskusję Severus.
Dziewczyna otworzyła usta próbując coś jeszcze powiedzieć jednak powstrzymała się i wróciła na swoje miejsce. Pociągnęłam kufer do środka, a Augustus pomógł mi położyć go na półkę. Zajęłam miejsce obok Severusa, atmosfera trochę się rozrzedziła by po chwili wrócić do normy. Narcyza zaczęła opowieść o jej zaręczynach z Lucjuszem, uśmiechnęłam się pod nosem widząc, z jaką radością najmłodsza z sióstr Black opowiada o swoim ukochanym i przyszłym ślubie. Nie wiedząc nawet kiedy oparłam głowę na ramieniu Rookwood'a i usnęłam.
***
Wielka Sala jarzyła się milionami gwiazd, którymi był przyozdobione sklepienie. Świece unosiły się tuż nad głowami osób siedzących przy stołach. Pomieszczenie było prawie zapełnione witającymi się i opowiadającymi o wakacjach uczniami. Moje myśli zajmowane były przez Syriusza, myślałam o wszystkich wydarzeniach wakacyjnych, które całkowicie zmieniły moje życie. Z głębi głowy wyrwała mnie Tiara Przydziału rozpoczynając swoją piosenkę. Po „ciekawych" pięciu minutach, pieśń dobiegła końca i rozpoczęła się Ceremonia Przydziału. Nadszedł czas na przemowę dyrektora, jednak zamiast Dumbledore'a do mównicy podeszła profesor McGonagall. Przemówienie tym razem obejmowało tylko wykaz zakazów i przywitanie nowych nauczycieli, po czym skrzaty przyniosły różnorakie posiłki. Przy stole Slytherinu brakowało w tym roku entuzjazmu, Ślizgoni prowadzili ciche rozmowy między sobą. Rozmawiałam z Alecto o zaklęciach ochronnych, kiedy po mojej prawej stronie usłyszałam zdławiony krzyk. Odwróciłyśmy się i zobaczyliśmy Severusa z kolorowymi włosami w stroju baletnicy. Jego nos zamienił się w dziób jakiegoś ptaka, a skóra zabarwiła się na zielono. Kielich, który trzymał leżał na przewrócony na stole. Wszyscy trzymający napoje szybko odstawili naczynia, jednak to na nic się nie zdało bo ich czupryny również były w różnych barwach.
- Black! Lupin! Potter! Pettigrew! Szlaban, jutro o dwudziestej w moim gabinecie! - krzyknęła profesor McGonagall.
Chłopcy stanęli na ławce i zaczęli kłaniać się przy akompaniamencie oklasków innych domów. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak zaraz szybko spoważniałam, kiedy usłyszałam Lucjusza miotającego przekleństwami w ich stronę. Chwyciłam swój puchar by teatralnie wylać wodę do półmiska. Podniosłam się ze swojego miejsca, otrzepałam spódnicę i wyszłam z sali.
CZYTASZ
Wybór
FanfictionPierwsza wojna czarodziejów zbliża się wielkimi krokami. Wielu młodych ludzi musi wybrać, po której stronie stanąć. Przed podobnym dylematem staje Kalipso, ślizgonka ucząca się w Hogwarcie na ostatnim roku. Musi zdecydować między rodzinną powinności...