Epilog

469 21 6
                                    


   Wciągnęłam głośno powietrze. Nareszcie w ukochanym Londynie, po piętnastu latach wróciłam do stolicy Wielkiej Brytanii. Z wysoko uniesioną głową spacerowałam Ulicą Pokątną, zewsząd słyszałam szepty ludzi. Nie zamierzałam ukrywać się, jak to robiłam przez te wszystkie lata. Wstąpiłam do kilku sklepów, po czym teleportowałam się do swojego starego mieszkania.

   Wszystko wyglądało tak, jak to zostawiłam tamtego sierpniowego wieczora. Jedynie sypialnia wyglądała, jakby przeszło po niej tornado. Meble były zniszczone, zdjęcia podarte, ubrania pocięte. Jedynie szafka nocna została nieruszona. Na niej leżał znajomy pierścionek oraz ramka ze zdjęciem wyciętym z Proroka Codziennego. Odwróciłam szybko wzrok, nie chciałam by zalały mnie przykre wspomnienia. Pstryknęłam palcami, wszystkie meble zaczęły się naprawiać. Po chwili wszytko wyglądało, jak nowe. Podeszłam do lustra i zeskanowałam swoje odbicie.

   Patrzyła na mnie wysoka, przeraźliwie chuda kobieta. Długie blond włosy, które były jej znakiem rozpoznawczym w młodości, teraz sięgały do ramion. Niebieskie oczy pozbawione zostały ogników radości. Czarne spodnie i oliwkowa, za duża koszula odejmowały jej lat. Stopy zakryte były przez czarne oksfordki. Na szyi wisiał łańcuszek, a jedyną zaczepioną na nim ozdobą był pierścień podarowany przed laty w Boże Narodzenie.

   Uśmiechnęłam się do siebie, ciągle byłam piękna. Tylko w ten posągowy sposób. Spojrzałam na zegarek, dochodziłam siedemnasta. Chwyciłam czarny płaszcz by po chwili teleportować się na Grimmauld Place. Zobaczyłam budynki oznaczone numerami 11 oraz 13. Prychnęłam i machnęłam od niechcenia dłonią. Kamienice zaczęły się odsuwać, a między nimi ukazywała się ta z numerem 12. Wspięłam się prędko po schodach mijając zaniedbany ogródek. Pchnęłam drzwi, które nie były zabezpieczone żadnym zaklęciem. „Banda kretynów. Przecież, każdy mógł wejść, nawet śmierciożerca." - pomyślałam. Na schodach pojawił się skrzat, który jak mnie zobaczył otworzył szerzej oczy. Nim coś powiedział rzuciłam mu płaszcz i kazałam powiesić. Wyminęłam go, kierując się w stronę kuchni. Stanęłam przed drzwiami, usłyszałam głosy narady, ale również szepty na schodach. Podniosłam głowę i zobaczyłam, czterech chłopców i dwie dziewczynki. Jeden z nich łudząco przypominał Jamesa Potter'a. Czwórka z nich miała rude włosy i piegowate twarze. „To na pewno dzieci Molly i Artura" - przeszło mi przez głowę. Puściłam im oczko oraz posłałam uśmiech. Popatrzyłam z powrotem na drzwi.

- My też mamy tajną broń. - powiedział Dumbledore.

- Niby jaką? - odparł ktoś kpiącym głosem.

   Otworzyłam prędko i mocno drzwi, przez chwilę obawiałam się, że wypadną z zawiasów. Zapanowała cisza, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy stole siedział Syriusz z Remusem, czas żadnego z nich nie oszczędził. Obok nich siedziała kobieta o wściekle, różowych włosach, większość kadry nauczycielskiej i Kingsley. Przy kuchence stali Molly oraz Artur Weasley wraz z Szalonookim Moody'm. Dumbledore siedział w fotelu w swojej fiołkowej szacie, uśmiechając się. Spojrzałam na ludzi stojących po przeciwnej stronie pomieszczenia. Wielu z nich znałam, jadnak większość twarzy stanowiła dla mnie zagadkę. Spojrzałam na mężczyznę stojącego w rogu pomieszczenia. Postarzał się jednak, czarne oczy się nie zmieniły. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, jak większość ludzi w pokoju. Uśmiechnęłam się złośliwie.

- Wróciłam! Tęskniliście?

- Moi drodzy, pragnę wam przedstawić Kal... - zaczął Dumbledore.

- Kalipso! - przerwał dyrektorowi Syriusz.

Wstał prędko przez co krzesło, na którym siedział upadło na podłogę. Znalazł się przy mnie i zamknął mnie w uścisku. Zaraz do niego dołączył Remus. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za nimi tęskniłam. Objęłam ich mocno i nie wypuszczałam ich przez kilka minut. Gdy mnie puścili ich miejsce zali Weasley'owie, a po nich kilka osób ze szkoły. Severus podszedł do mnie i wpatrywał się we mnie w milczeniu. Żadne z nas się nie odezwało, jednak moje serce zabiło szybciej i mocniej. Wyciągnęłam rękę przed siebie, od dzisiaj mieliśmy razem pracować, więc musieliśmy zachować pozory przyjaznych stosunków. Chłopak uścisnął dłoń, poczułam jak przechodzi między nami jakaś iskra. Puściłam go prędko by zająć miejsce obok Black'a. Nikt tego nie skomentował za co byłam wdzięczna. Zajęłam miejsce przy stole i zapytałam z uśmiechem:

- To co mnie ominęło?  

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz