Matthew
Czuję złość, jaka pulsuje w moich żyłach. Tracę kontrolę. Jestem jak w jakimś cholernym amoku. Za oczami widzę mgłę, a moje włosy są lekko rozmierzwione. Dociskam pedał gazu i jadę przed siebie. Zaciskam mocno dłonie na kierownicy i natychmiast dostrzegam, jak kostki moich dłoni robią się białe. Moje ramiona natychmiast spinają się na myśl o liście. Ojcu. Ale czy ja tego człowieka powinienem tak nazywać? Czy zasłużył na to, żebym nazywał go ojcem, gdy byłem dzieckiem? Dziecko zawsze patrzy na swojego tatę jak na prawdziwy autorytet, ja nie miałem takiej możliwości. Nie miałem możliwości pokochania własnego ojca tak, jak inne dzieci to mają. Święta Bożego Narodzenia to niby najszczęśliwszy dzień w roku. Dla mnie tak nie było. Kiedy wjeżdżam na podjazd mieszkania mojego ojca, moje serce bije tak mocno, że wkrótce podchodzi mi do gardła. Kopniakiem popycham drzwi i natychmiast otwierają się.
- Gdzie jesteś?! - warczę, rozglądając się.
Mieszkanie jest zakurzone, a niektóre meble są mocno poniszczone. Na dywanie leżą dwie butelki alkoholu i różni szkło. Omijam je tak, aby się nie skaleczyć i zamieram. Stoi tu i na mnie patrzy. Tym samym wzrokiem co zawsze. Widzę jego twarz wykrzywioną w ten sam krzywy, oschły uśmiech. Oczy pełne szaleństwa i chłodu.
- O widzę, że już doszedłeś do siebie - kpi - a jak tam twoja zmarła małżonka? Lepiej jej w grobie niż by miałaby być z takim nieudacznikiem jak ty - bełkocze i podchodzi bliżej.
- Zniszczyłeś mi moje całe pieprzone życie. Skrzywdziłeś trzy osoby, które najbardziej kochałem. Zabiłeś mojego brata... - wrzeszczę.
- Zamknij się smarkaczu. Dobrze wiesz, że gdybyś był posłuszny, to byś nie oberwał - mamrocze, biorąc łyk piwa.
Nie czuje już nic. Nie wiem co robie. Nie wiem co się dzieje. Po prostu rzucam się na niego i okładam go pięściami. Próbuje się wyrywać, ale nie pozwalam mu na to. W końcu wysuwa się spode mnie i uderza prosto w twarz. Sycze z bólu, ale mimo to przepycham go do ściany i dalej uderzam. Krew leci z jego nosa, a mnie to nie boli. Nic do mnie nie trafia. Słyszę trzask. Łoskot. Kiedy jest już bliski omdlenia, przestaje na chwilę i oglądam się za siebie. Nikogo nie ma. Targam go za koszule i coś wrzeszczę. Ktoś mnie odciąga. Nie wiem kto. Nic już nie wiem.
- Zostaw go do cholery! - Wrzeszczy on.
Głośno oddycham i kiedy próbuje wyrwać się z rąk jakiegoś mężczyzny, aby znów uderzyć tego sukinsyna, powstrzymuje mnie i wyprowadza na dwór. Upadam na ganek i ocieram krew kapiącą z mojego nosa. Patrzę na swoje dłonie, które są całe od krwi, ale nie wiem już, czy to moja, czy jednak ojca.
- Powinien zginąć! - wrzeszczę.
- Trzeba zadzwonić po pogotowie - dopiero teraz zdaje sobie, że to głos Oliviera.
- Jesteś moim bratem prawda? - pytam, powoli się podnosząc.
- Skąd wiesz? - przygląda mi się badawczo.
- Czytałem list Lucy - mówię dążącym głosem.
- Zaraz będą - rzuca.
- Po cholerę go będziecie ratować. Jest nic niewartym sukinsynem - przecieram twarz dłońmi.
Karetka przyjeżdża, a ja siedzę na ganku ledwo, powstrzymując nerwy. Gdy zabierają go do szpitala, pragnę, aby już nie żył. Wstaje powoli i idę stronę auta. Kiedy spoglądam znów na swoje dłonie krew już zaschnęła. Wsiadam do samochodu i odjeżdżam z piskiem opon. Dzwoni mój telefon. Nie chcę odbierać, ale muszę. Mama do mnie dzwoni więc albo coś się stało, albo chce wziąć Katy do siebie na kilka dni.
CZYTASZ
Pomóż mi odnaleźć siebie [Zakończone]
RomanceNiby znowu ta sama historia. Ona poznaje jego zakochuje się w nim i żyją długo i szczęśliwie. Jest tu pewien haczyk. To nie jest życie, a jedynie bajka. Dziewczyna skrzywdzona przez los i mężczyzna godzący się z przeszłością. Tysiące tajemnic i sekr...