Niedzielne poranki bywają zbawienne. Niesamowicie relaksujący zapach kawy, możliwość spania do dowolnej godziny czy choćby brak terminów i stresu. Są one wyjątkowe szczególnie, gdy pracujesz w LAPD i dzień w dzień musisz mierzyć się z toną trupów, nienawiści, stresu i zagrożenia. Przydają się też, jeśli po prostu jesteś Lucyferem Morningstarem, będącym w stanie wpaść w kłopoty śpiąc. Wrodzony talent, można by rzec.
Jednak co stanie się, gdy poranna sielanka zostanie zaburzona? To właśnie zdarzyło się i tym razem w domu Chloe Decker. Gdy o szóstej rano dzwonek do drzwi bezlitośnie zaatakował uszy kobiety, zerwała się z łóżka. Wraz z nią leniwie podniósł głowę czarnooki, zupełnie zaspany. Zakrył tylko kołdrą głowę, udając, że jego to nie dotyczy.
Chloe ubrała się w pędzie, chwytając przypadkowe ubrania. Kto do cholery właził ludziom do domu o szóstej w niedzielę? Przeklinała w myślach tajemniczego przybysza. Gdy już była wstępnie ubrana, popędziła do drzwi.
Okazał się to być zapłakany pan Jenkins, znana postać na komisariacie. Przychodził tam średnio co miesiąc prosząc, by ktoś w końcu rozwiązał tajemniczą sprawę morderstwa jego świnki morskiej. Najwyraźniej sprawa była na tyle poważna, że trzeba było nachodzić ją o tej porze. Chloe wysłuchała wyrzutów starszego pana z półprzymkniętymi powiekami, marząc tylko o powrocie do Lucyfera leżącego wygodnie w łóżku i zaśnięcia jeszcze na co najmniej dwie godziny. Pożegnała go szybkim "bardzo panu współczuję, niestety nie mogę pomóc. Proszę zacząć karmić swoje zwierzęta to może przestaną zdychać" i trzasnęła drzwiami.
Zirytowana wróciła do sypialni, chcąc tylko wtulić się w Morningstara i zasnąć. Zastała go opartego na łokciach i spoglądającego na nią z zaciekawieniem. Ziewnął i znowu położył się na poduszce.
- Jacyś kochankowie, pani detektyw? Przyznaj się, kogo tu sprowadzasz jak mnie nie ma?- wymruczał, szczerząc się i ruszając sugestywnie brwiami. Decker tylko prychnęła, kładąc się obok szatyna.
- Podejrzewasz mnie o jakieś szemrane interesy? Ty?- zaoponowała- przypomnij kim była tamta blondyna, z którą flirtowałeś dwa dni temu?- teatralnie odwróciła się tyłem, splatając ręce na piersiach. Lucyfer złapał jej ramię i przekręcił tak, że zawisł nad nią a ich twarze znajdowały się o pół centymetra od siebie. Spojrzał w jej błękitne oczy. Przypominały mu ocean, przy którym pierwszy raz się pocałowali.
- Przypomnij sobie, kto wykopał ją z klubu pod groźbą natychmiastowego aresztu za bycie "grubą zdzirą"?- Chloe nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem. Morningstar też wydawał się nieźle rozbawiony pijackimi wyczynami kobiety. Zdecydowanie musiał zabierać ją na więcej imprez.
- I po czymś takim twierdzisz, że byłabym w stanie cię zdradzić?- zapytała, nadal dusząc się ze śmiechu.
- Ależ skąd, pani detektyw. Nie mam żadnych podejrzeń, że miałaś niecne zamiary- oświadczył, obdarowując blondynkę pocałunkiem. Ta spojrzała na niego przekornie.
- Ach tak, a skąd nagle ta pewność?-
- Nawet jak z kimś rozmawiałaś chciałaś pokazać, że jesteś tylko moja- stwierdził pewny siebie.
- Że co?- prychnęła policjantka. Lucyfer uśmiechnął się i wskazał na przed chwilą zdjęte ubranie, leżące na łóżku.
- Założyłaś moją koszulę, pani detektyw- Chloe wytrzeszczonymi oczami spoglądała to na niego to na kulkę. Morningstar prychnął z rozbawienia na widok miny blondynki.
- Co?.. Jak to się...?- wydukała tylko. Nadal nie była pewna, co tu się właśnie stało. Przerażała ją sama myśl, co może właśnie rozpowiadać i jakie plotki puścić po jej współpracownikach wściekły pan Jenkins.
- Chyba już nie zaśniesz, co?- stwierdził, wstając. Skradł osłupiałej ukochanej jeszcze krótki pocałunek.
- Idę pod prysznic- rzucił, zostawiając Chloe samą ze swoim zażenowaniem
__________________
CZYTASZ
𝙁𝙚𝙖𝙧𝙡𝙚𝙨𝙨 𝙇𝙤𝙫𝙚 | 30 days OTP challenge
Fanfiction[Deckerstar] Seria krótkich opowiadań z moją ulubioną parką. Rozpoczęte: 24.06.19